wtorek, 29 listopada 2016

4. To nie może być on





Zapraszam do kolejnej części :D
Co tym razem czeka Lenę? I jak potoczy się jej pierwsza rozmowa o pracę? 
Wattpad - https://www.wattpad.com/338036488-oddychaj%C4%85c-z-trudem-10-to-nie-mo%C5%BCe-by%C4%87-on



  - Mało brakowało, a by mnie klepnęła w tyłek! – zapewnia Paweł, wciskając sprzęgło i zmieniając bieg. – Nie sądziłem, że starsze babki mogą być jeszcze takie pełne wigoru i sypać sprośnymi żartami na prawo i lewo.
  Jedziemy właśnie w stronę centrum Krakowa, a oszołomiony Paweł już od 10 minut relacjonuje mi chwile spędzone sam na sam z rezolutną starszą panią. Okazało się, że odkurzając za telewizorem przez przypadek odpięła kabel, łączący z anteną, w skutek czego ekran nie emitował żadnego obrazu. W czasie naprawy, kiedy Paweł schylając się w samych bokserkach próbował połączyć odpowiednie kable, moja sąsiadka cały czas stała tuż za nim, żartując z imponujących widoków i wychwalając umięśnioną sylwetkę chłopaka.
  - Ile ona może mieć lat? 80?! – śmieje się Paweł i skręca w prawo, wjeżdżając w główną drogę i dołączając do wiecznie obecnego w tym mieście, korku.
  Uśmiecham się pod nosem i rozmyślam nad jego słowami, spoglądając przez okno i obserwując mijane budynki.
  Mieszkam tu już od 4 lat i, aż do dzisiejszego dnia, nie miałam pojęcia, że moją sąsiadką jest taka wariatka. Nie wiem dlaczego, ale od razu pomyślałam o Patrycji, zastanawiając się, czy ona też będzie kiedyś taką szaloną, starszą panią. Nie zdziwiłabym się.
  Paweł odrywa jedną rękę od kierownicy i sięga ku mojej, unosząc ją i całując.
  - Denerwujesz się tą rozmową? – pyta, spoglądając na mnie ze zmartwioną miną. – Przecież masz tę posadę, jak w banku.
Wpatruję się w nasze połączone dłonie i zastanawiam się, co mi w nich nie pasuje. Dlaczego nie odczuwam przyjemności, gdy trzymamy się za ręce?
  - Troszkę tak – odpowiadam, porównując moją małą dłoń do jego długich i szerokich palców. –  To duża, prestiżowa firma, a twój wujek jednym z najsławniejszych architektów.
  - I tym się przejmujesz?
  - No wiesz, ta praca będzie się całkowicie różnić od tej w bibliotece – mówię cicho, dalej nie podnosząc wzroku.
  Samochody przed nami ruszają, więc Paweł puszcza moją rękę i zmienia bieg, włączając się do ruchu. Krępujące uczucie znika, więc rozluźniam się i wygodniej rozsiadam w fotelu.
  - Przesadzasz. Zobaczysz, jeszcze wszystkich tam powalisz na ziemię, tworząc jakiś zajebisty projekt.
Patrzę na niego z miną typowego poker face, nie wierząc, że to właśnie powiedział.
  - Paweł, projektowanie wnętrz i szkice przyszłych budowli, raczej nie mają za wiele wspólnego z malowaniem pejzaży i martwej natury. A jakbyś nie wiedział, przypominam, że studiuję malarstwo, a nie architekturę.
  Nie łatwo idzie wyprowadzić mnie z równowagi, ale ten facet naprawdę potrafi być irytujący.
  - Dyplom to tylko papierek, liczy się talent, a ty go masz. – Uparcie przekonuje mnie dalej, zerkając w moją stronę i uśmiechając się słodko. – Będzie dobrze.
  Mina od razu mi rzednie.
  I właśnie wszystko spierdolił.
  Nienawidzę, jak ktoś mówi, będzie dobrze!
  Tyle razy słyszałam, jak moi rodzice i dawni znajomi powtarzali mi to na okrągło, kiedy leżałam półżywa w szpitalu, że już na samą myśl o tym mam ochotę komuś przyłożyć.
  Zgrzytam zębami, próbując się uspokoić, więc zawzięcie wpatruję się w moje czarne trampki i odliczam do dziesięciu, oddychając głęboko.
  Uspokój się idiotko, nie powiedział tego specjalnie.
  Jedziemy dalej w ciszy, więc mogę obserwować miasto i przyglądać się ludziom, jadącym w samochodach na sąsiednim pasie. Zawsze szczególną uwagę zwracam na wyraz twarzy kierowców, dostrzegając po ich zmarszczonych czołach i zaciśniętych na kierownicy dłoniach, komu właśnie się śpieszy, bądź kto jedzie powoli, nie uderzając w maskę i waląc w klakson zaciśniętą pięścią.
  Odkąd pamiętam, zawsze skupiałam się na detalach, dostrzegając najdrobniejsze, wręcz niewidoczne na pierwszy rzut oka szczegóły, by później przelać je na papier w formie rysunku za pomocą farb, bądź zwykłego ołówka. Jako mało dziewczynka potrafiłam w ciągu jednego dnia, wykorzystać dwa bloki rysunkowe, nieustannie rysując wszystko, co przykuło moją uwagę. Od huśtawki za domem, znalezionej muszelki na plaży, kształtów chmur na niebie, po mrówkę ciągnącą listek miniaturowymi łapkami.
  Jednak swoją prawdziwą pasję odkryłam dopiero teraz, na studiach. Talent do realistycznego rysowania ludzkich twarzy, uwzględniając każdą, najdrobniejszą zmarszczkę, czy też naturalny błysk w oku.
  Kiedy w pewnym momencie skręcamy w lewo, opuszczając zatłoczone centrum miasta i wjeżdżając w spokojniejszą, ale bardziej ekskluzywną część Krakowa, od razu unoszę się wyżej, rozglądając na boki. Wkrótce dostrzegam wysoki, szklany budynek z rzucającym się w oczy dużym napisem Architektoniczne Biuro Projektowo-Prawne. Robi wrażenie.
  Paweł wjeżdża na mieszczący się przed drzwiami wejściowymi parking i zatrzymuje samochód, spoglądając w moją stronę.
  - Całus na odwagę?
  Odrywam wzrok od szykownego budynku i patrzę w błękitne oczy chłopaka. Uśmiecham się i pochylając nad skrzynią biegów, łączę nasze usta w pocałunku.
  Kiedy odrywamy się od siebie, dalej spoglądamy sobie w oczy z uśmiechem, a Paweł zakłada za moje ucho kosmyk włosów, przytulając dłoń do mojego policzka.
  - Idź i pokaż, na co cię stać. – Zachęca mnie, uśmiechając się jeszcze szerzej i pokazując rząd idealnie równych zębów.
  Odsuwam się od niego i sięgam do klamki, otwierając drzwi. Kiedy już stoję jedną nogą na ziemi, nagle Paweł chwyta mnie za rękę i powstrzymuje przed wyjściem z samochodu.
  - Prawie zapomniałem! Wpadniesz jutro do nas na obiad? Moja mama serdecznie cię zaprasza.
  Schylam głowę, zaglądając do środka, by spojrzeć mu w oczy.
  - Jasne, że tak – odpowiadam z uśmiechem i żegnając się, zatrzaskuję drzwi. Jeszcze przez chwilę stoję w miejscu obserwując jego odjeżdżający sportowy samochód i ciesząc się na myśl o jutrzejszym dniu.
  Lubię przyjeżdżać do rodziców Pawła i spędzać czas z jego rodziną. Jeść wspólny obiad i prowadzić rodzinne rozmowy, przy kawie i cieście, żartując i śmiejąc się. Tęsknię za moją mamą. Za moim tatusiem. Za moim domem. A będąc u Pawła, mogę poczuć choć namiastkę tego, jak to jest spędzać czas z najbliższymi.
  I przynajmniej nie muszę w niedzielę sama gotować!
  Odwracam się i spoglądam w górę na piętrzący się przede mną okazały budynek biura.
  No dobra, miejmy to z głowy.
  Wchodzę przez główne drzwi, a moim oczom od razu ukazuje się elegancki hol z białymi ścianami i kanapami z czarnej skóry. Idąc wzdłuż marmurowej posadzki, rozglądam się wokół, podziwiając piękno i szykowność pomieszczenia, urządzonego, wręcz z precyzyjną dokładnością. Moją uwagę oczywiście przykuwają obrazy, przedstawiające przykładowe projekty mieszkań i odnowionych budynków, a także okazałe, szklane schody, prowadzące zapewne do wyższych pięter.
  Kiedy dostrzegam recepcję, od razu kieruję się w tamtą stronę, stąpając cicho po grubym, bordowym dywanie. Dostrzegam kwiaty o dziwnych kształtach, które nie przypominają żadne znane mi rośliny i elegancie zasłony, okalające każde okno, znajdujące się w holu. Tutaj dominuje biel i ciemny odcień szarości, a w powietrzu, wręcz czuć aurę nowoczesności, szyku i klasy. W całym pomieszczeniu w szczególności rzuca się w oczy ogromna lada, stojąca na środku, za którą właśnie siedzi ładna blondynka, uśmiechająca się do mnie serdecznie.
  Podchodzę do niej i nieśmiało odwzajemniam uśmiech.
  - Witam, w czym mogę pani pomóc? – kobieta pierwsza zadaje pytanie, nadal patrząc na mnie z wielkim uśmiechem.
  Ona serio jest taka miła, czy po prostu udaje?
  Pewnie udaje.
  - Eee, dzień dobry, przyszłam na rozmowę kwalifikacyjną o pracę.
  Spodziewałam się, że teraz nadejdzie ta chwila, kiedy recepcjonistka zmierzy mnie wzorkiem, oceniając mój wygląd i krytycznie spoglądając na moje czarne trampki. Jestem zdziwiona, kiedy kobieta jednak nie lustruje mojej osoby, lecz dalej uśmiecha się od ucha do ucha, utrzymując kontakt wzrokowy.
  Już cię lubię!
  - Czy była pani umówiona? Jeśli tak, to bezpośrednio z panem Bielem, czy z którymś z jego zarządców?
  Paweł nic nie wspominał o zarządcach, więc obstawiam, że miałam widzieć się tylko z jego wujkiem.
  - Z panem Bielem – ryzykuję i odpowiadam pewniejszym głosem.
  - W takim bądź razie, zaprowadzę panią.
  Recepcjonistka wychodzi zza lady i nie czekając na mnie kieruje się w stronę widocznej po prawej stronie windy. Szybko idę za nią i dyskretnie mierzę wzrokiem. Długie, zgrabne nogi, urocza twarz, blond włosy spięte w elegancki kok, szczupła figura, podkreślona obcisłą czarną sukienką i wysokie beżowe szpilki. Idealna kobieta do tej posady.
  Ciekawe, czy to taka typowa sekretarka, dorabiającą z szefem po godzinach.
  Jezu, czasem potrafię być nieźle wredna.
  Wsiadamy do windy, a blondynka naciska przycisk z numerem szóstego, ostatniego piętra. Kiedy wjeżdżamy powoli do góry, następuje ta krępująca cisza, która wręcz wydziera się w twoich uszach, raniąc wrażliwe bębenki. Przez chwilę nawet zastanawiam się, czy by nie spróbować coś zagadać do kobiety, ale po namyśle stwierdzam, że nie jest to najlepszy pomysł.
  Bo co jej powiem? Ładna dzisiaj pogoda?
  Wychodzimy z windy i kierujemy się wzdłuż długiego korytarza. To znaczy ona idzie, stukając głośno obcasami o posadzkę, a ja drepczę zaraz za nią. Właściwie w tym korytarzu nie ma nic, oprócz kolejnych przestrzennych obrazów i wykonanych z czarnego drewna drzwi, umieszczonych od siebie w równych odstępach, po obydwóch stronach korytarza
  Niektóre drzwi są otwarte, więc gdy mijamy je, za każdym razem zerkam do środka, dostrzegając w tej jednej sekundzie okazałe biurka i pochylające się nad nimi osoby.
  Jeny, ile tutaj ludzi pracuje?
  Docieramy do końca długiego korytarza i stajemy przed kolejnymi czarnymi drzwiami z wywieszoną tabliczką r. pr., inż. arch. Marek Biel.
  Więcej tych tytułów nie dało się zrobić?
  Ja nawet jeszcze licencjata nie mam.
  Blondi delikatnie puka do drzwi i wchodzi do środka. Idąc za nią, rozglądam się po eleganckim gabinecie w poszukiwaniu tego jakże słynnego, inteligentnego i utytułowanego jegomościa. Dostrzegam go od razu, siedzącego przy mieszczącym się na środku wielkim, dębowym biurku i skupiającym wzrok na papierach trzymanych w dłoni.
  Kiedy podchodzimy bliżej, przenosi spojrzenie na nas, unosząc brwi w pytającym geście.
  - Pani przyszła na rozmowę o pracę – oznajmia pewnym głosem recepcjonistka, oślepiając stu watowym uśmiechem.
  - Och, dziękuję Izabelo, możesz już iść – odpowiada mężczyzna, wstając i wychodząc spoza biurka.
  Blondyna znika, a ja zostaję sam na sam z nieznanym mężczyzną. Przełykam ślinę i obserwuję, jak podchodzi do mnie i wyciągając rękę, z uśmiechem patrzy prosto w moje oczy.
  - Witam, a więc to ty jesteś narzeczoną mojego siostrzeńca? – Ściskam jego dłoń i grzecznie odpowiadam, zaskoczona nietypowym powitaniem.
  - Tak, Lena Nowakowska.
  Omijam fakt nazwania mnie narzeczoną Pawła i nie wyjaśniam zaistniałego nieporozumienia. Widząc, jak mężczyzna gestem wskazuje mi krzesło, stojące przed biurkiem i sam siada na swoim miejscu, robię to samo. Uśmiechając się, nieśmiało spoglądam w jego kierunku, lustrując przystojną twarz.
  Czarne, krótkie, stylowo przystrzyżone i zaczesane na jedną stronę, włosy, szeroki uśmiech ukazujący śnieżnobiałe, równe zęby i błękitne, a wręcz jasno szare oczy. Szyty na miarę, elegancki, szary garnitur i jasnoniebieska koszula, tylko jeszcze bardziej podkreśla ich nietypowy kolor. Mężczyzna wygląda na jakieś 40 lat, ale znając życie jest już pewnie grubo po 50-stce. Bez dwóch zdań, pomimo widocznych już zmarszczek wokół oczu i siwizny nad uszami, mogę się założyć, że w młodości był nieźle atrakcyjnym przystojniakiem.
  Siedzę grzecznie, dalej uśmiechając się miło i czekam na pierwsze pytanie, typu czym się interesujesz?, co chcesz osiągnąć w życiu?, jakimi umiejętnościami i  zdobytym doświadczeniem możesz się pochwalić? , ale mija minuta, a my nadal siedzimy w całkowitej ciszy.
  Bez jaj, ja mam się odezwać pierwsza?
  Mężczyzna opierając łokcie na biurku i przykładając do ust, splecione dłonie, bez skrupułów przygląda mi się przez lekko przymrużone oczy.
  Zaczynam się wiercić na krześle, czując się coraz bardziej skrępowana i nie potrafiąc znieść jego przeszywającego spojrzenia.
  Okej, robi się trochę dziwnie.
  Dopiero teraz, w chwili, kiedy czuję się niczym ofiara, obserwowana przez niebezpiecznego i głodnego wilka, zauważam onieśmielającą aurę bijącą od mężczyzny. Nie jestem tylko pewna, czy są to pozytywne impulsy.
  - Pewnie zastanawiasz się na jakiej posadzie miałabyś tutaj pracować – odzywa się nagle donośnie, a ja wręcz podskakują na krześle, zaskoczona. Nie zdążam jednak nic odpowiedzieć, bo Biel kontynuuje dalej, spokojnym i opanowanym głosem. – Moją propozycją jest posada asystentki.
  Że niby, jako sekretarka?
   - Mojej asystentki.
   Mojej?
   - Przynajmniej do czasu.
  Do czasu? O czym on mówi?!
  Serio, ten facet zaczyna mnie przerażać. Posada asystentki, by mi odpowiadała, oczywiście jeśli rozwinie temat i wyjaśni, co dokładnie należałoby do moich obowiązków. Podawanie kaw, odbieranie telefonów, umawianie klientów na najbliższe terminy, nie ma problemu.
  Ale niech on w końcu przestanie się tak na mnie gapić?!
  - Wiem, że studiujesz malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych, więc nie masz żadnego doświadczenia w dziedzinie architektury, czy też designu, ale nic się nie martw. Wykorzystamy twój talent do innych celów.
  Boże, do jakich?
  Jestem coraz bardziej onieśmielona roznoszącą się wokół mężczyzny aurą dziwnego spokoju i stanowczości, a moja pewność siebie wraz z jego kolejnym słowem, maleje, ostatecznie rozpłaszczając się na podłodze i błagając o litość.
  - Nie wymagam od ciebie wiedzy branżowej, ale szybko przekonasz się, że pracując jako moja asystentka będziesz mieć wyjątkową okazję poznać specyfikę pracy w dziale projekcji, ucząc się od samych specjalistów, włączając w to mnie. – Uśmiechnął się szerzej z błyskiem w oku, dalej uparcie utrzymując kontakt wzrokowy. – A tak piękna i atrakcyjna kobieta, idealnie nadaje się do tej posady.
  Co, proszę?
  Czy ja mam zarabiać twarzą?
  - Proponowałbym jednak zmianę wizerunku. Od wszystkich pracowników wymagam dostosowanego do swojego stanowiska ubioru, a ty jako wizytówka firmy w szczególności powinnaś prezentować się szykownie i nadzwyczaj efektownie.
  Tak, mam zarabiać twarzą.
  Patrzę na niego z otwartą buzią i uświadamiam sobie, że odkąd tu weszłam nie wypowiedziałam ani jednego słowa. Nagły dźwięk telefonu, przerywa monolog Biela, który marszcząc brwi, sięga po leżący na biurku Iphone i sprawdzając, kto dzwoni, odbiera.
  - Słucham. – Jego szorstki, donośny głos nie brzmi zachęcająco.
  Obserwując, jak w skupieniu słucha rozmówcy, wreszcie przestając przeszywać mnie na wylot wzorkiem, dziękuję Bogu i osobie dzwoniącej za idealne wyczucie czasu. Zastanawiam się, czy to dobry moment, by wstać i rzucić się biegiem do drzwi, uciekając czym prędzej, jak najdalej od tego władczego psychopaty.
  Nie podoba mi się ten gościu i nie odpowiadają mi warunki, których wymaga ode mnie już na start.
  - Synu, nie mam czasu i cierpliwości do słuchania twoich irracjonalnych wymówek.
  To on ma syna?
  Hah, współczuję kolesiowi ojca!
  - Kiedy będziesz w Polsce? Od razu masz przyjechać do mnie i uzgodnimy ostateczną decyzję. Nie przyjmuję słów odmowy. Żegnam. – Rozłącza się, nie czekając na odpowiedź rozmówcy i rzuca telefon o biurko.
  Powoli wstaję, chcąc oznajmić mężczyźnie, że raczej podziękuję współpracy, kiedy ponownie zostaję uprzedzona.
  - Na początek 3 tysiące od ręki. Co później, wszystko zależy od ciebie i twoich umiejętności.
  Opadam z powrotem na krzesło, wytrzeszczając oczy i nie wierząc własnym uszom.
   3 tysiące?!
  W bibliotece pracując codziennie po zajęciach i w każdy weekend, dostawałam niewiele ponad tysiąc, a ten oferuje mi, aż trzy razy tyle.
  - Oczywiście wiem, że studiując nie dasz rady pracować każdego dnia pełnego wymiaru godzin. Nauka jest najważniejsza, rozumiem to bardzo dobrze. Dlatego proponuję dogodne wobec twojej dyspozycyjności godziny w ciągu dnia. Możesz przychodzić nawet na 2 godziny. Zależy mi tylko, byś jako moja prawa ręka, potrafiła myśleć choć w 20 procentach z tego co ja i zadbała o porządek w firmie, ustalając daty spotkań z potencjalnymi klientami, kontrolowała przebieg mojego dnia, informując o zbliżających się terminach i dopilnowała, by firma nadal utrzymywała się na pierwszym miejscu w rankingu prestiżowych i najlepiej zarabiających agencji architektoniczno projektowych w Polsce. Umowę podpiszemy w przyszłym tygodniu. Możesz już odejść.
  Dopiera po chwili dociera do mnie, że zostałam wyproszona, więc wstaję i żegnam się, nie kontrolując w ogóle nad swoją mimiką twarzy i niczym robot opuszczam gabinet Biela, kierując się prosto do windy i mijając recepcję, od razu wychodzę z biura.
  Kiedy do moich płuc dostaje się dopływ świeżego powietrza, oddycham spazmatycznie, uświadamiając sobie, że od wyjścia z gabinetu, wstrzymywałam powietrze, wstrząśnięta nadmiarem informacji i wrażeń.
  Stoję przed szklanym budynkiem biura i przecierając twarz, próbuję ogarnąć, co się właśnie wydarzyło.
  Czy ja właśnie dostałam pracę? Będę zarabiać trzy koła i na dodatek mam sama ustalić sobie godziny pracy? Będę asystentką i prawą ręką samego szefa? Ja? Była bibliotekarka i studentka malarstwa?
Kurwa, muszę iść na zakupy i kupić jakieś odjechane ciuchy.


***

  Słysząc radosny śmiech pani Pauliny od razu robi mi się cieplej na sercu, przypominając sobie przepiękny uśmiech mojej mamy.
  Stoimy właśnie w trójkę, ja, Dagmara i jej mama, w kuchni, przygotowując niedzielny obiad. Obowiązkowo rosół z własnoręcznie robionym makaronem i kotleciki z kurczaka, z pieczonymi ziemniakami i mizerią.
  Opowiadałam im właśnie o mojej wczorajszej rozmowie o pracę, a właściwie monologu Biela, na co obydwie zareagowały atakiem śmiechu.
  - A więc, mówisz, że mój braciszek nawet nie dopuścił cię do słowa? – śmieje się pani Paulina, wyciągając z szafki patelnię, garnki i dużą, drewnianą deskę do krojenia. – Cały on. Już, jako dziecko zawsze musiał wyrazić swoje zdanie, kompletnie nie licząc się ze zdaniem innych. – Przygryza wargę, patrząc z zamyśloną miną na trzymaną w ręce deskę. – Właściwie mało mam z nim wspólnych wspomnień z dzieciństwa. Zawsze trzymał się na uboczu.
  Odbieram od niej deskę i kładę ją na blacie, następnie wyciągam potrzebne mi jajka i mąkę. Makaron to moja działka. Odkąd pamiętam, zawsze pomagałam mamie w kuchni, wielokrotnie podglądając, jak własnoręcznie ugniata ciasto.
  - Najwyraźniej przez tę samotność zdziczał i nie wie, że rozmowa polega na naprzemiennej wymianie zdań – komentuje Dagmara, równocześnie wlewając wodę do garnka i włączając płytę indukcyjną. – Albo to starsza wersja Christiana Greya, która lubi sprawować nad wszystkim kontrolę. Zobaczysz, jeszcze zaprosi cię do swojego czerwonego pokoju.
  Śmieję się pod nosem, słysząc, jak pani Paulina pyta córkę, jakiego Christiana ma na myśli i widząc, jak Daga robi zakłopotaną minę, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
  Teraz się tłumacz, kochana!
  Wsypuję sporą ilość mąki na deskę i tworzę z niej mini wulkan, wbijając do środka kilka jajek. Wyjmuję z szuflady nóż i mieszam składniki, pilnując, by moja jajkowa lawa nie wypłynęła poza krawędź mącznego wulkanu. Kiedy masa przyjmuje, w miarę połączoną formę, zabieram się za ugniatanie, stopniowo dosypując mąkę.
  Kątem oka widzę, jak do kuchni wchodzi Paweł i od razu podchodzi do mnie, obejmując swoimi ramionami.
  - Mmm, moje jajka też możesz tak pougniatać – mruczy mi do ucha, przygryzając jego płatek.
  - Paweł?! – uciszam go, wytrzeszczając oczy i zawstydzona spoglądam w stronę jego mamy. Nie wiem, czy to usłyszała, ale widzę, że uśmiecha się podejrzanie, krojąc pierś kurczaka na mniejsze kawałki.
  Jaki wstyd!
  Szturcham Pawła łokciem, chcąc pozbyć się jego ramion i powracam do swojej pracy. Chłopak odrywa się ode mnie i pochylając nad Dagą, patrzy, jak nakłada na rozgrzaną patelnię olej kokosowy. Dziewczyna szarpnięciem głowy odsuwa się od niego, a jej mina wyraża obrzydzenie.
  - Nie naruszaj mojej przestrzeni osobistej swoim wczorajszym oddechem.
  W odpowiedzi chłopak prycha i siada na wysokim krześle przy mieszczącej się na środku, wyspie kuchennej. Patrząc kpiąco na Dagmarę, obserwuje, jak wyciąga z lodówki pięć, dość sporych rozmiarów ogórki, a z szuflady obieraczkę.
  - Siostra, no wiesz co, tak przy mamie? Nie wstyd ci? Jeśli chcesz to kupię ci dildo, ale zostaw te biedne ogórki.
  Musiał, po prostu musiał jej dopiec, myślę przewracając oczami.
  Dziewczyna w odpowiedzi, odwraca się w stronę brata i wskazuje na niego trzymaną obieraczką.
  - Jeszcze słowo, a twój mały podzieli ich los.
  - Uspokójcie się wreszcie, bo przez was już nigdy nie zjem mizerii! – stanowczym głosem kończy dyskusję ich rodzicielka, posyłając obojgu surowe spojrzenie. – Przy obiedzie macie zachowywać się kulturalnie, zero docinek i sprośnych komentarzy, w szczególności dotyczy to ciebie, Paweł.
  Kończę ugniatać ciasto i zabieram się za wałkowanie, przysłuchując się rodzinnym przekomarzaniom. To takie dla nich typowe.
  - Dzisiaj będziemy mieć gościa. Więc choć przez chwilę przestańcie zachowywać się jak niewychowani gówniarze i spędźmy wspólnie czas w ciszy i spokoju. Zrozumiano? Niech nie dowie się już pierwszego dnia, jaki tutaj jest dom wariatów. – Śmieje się z własnego żartu, wymachując nad głową ostrym, długim nożem i wskazując kolejno na swoje dzieci.
  Ta kobieta jest niesamowita. Znam ją już prawie dwa lata, kiedy to Paweł po raz pierwszy przedstawił mnie swoim rodzicom, a ja do tej pory nie widziałam jej smutnej, bądź zdołowanej. Skąd ona bierze tyle pozytywnej energii?
  - To kogoś ty zaprosiła? Prezydenta? – rechocze Paweł, sięgając po jabłko i odgryzając duży kawałek.
  - Nie. Waszego kuzyna, Adama.
  Dagmara przestaje obierać ogórki i spogląda ze zdziwieniem na matkę, a Paweł krztusząc się, próbuje złapać oddech.
  - Coo? Nie widzieliśmy gościa od kilku lat. O czym niby mamy z nim rozmawiać? O jego porypanym życiu? – bulwersuje się chłopak.
  - Nie waż się nic wspomnieć o jego przeszłości! – Podnosi głos kobieta, z hukiem odkładając nóż na blacie. – To na pewno jest dla niego wrażliwy temat. Poza tym, zaproponowałam mu, by zatrzymał się u nas do czasu, kiedy nie znajdzie własnego mieszkania.
  - Coo?! – Tym razem to Dagmara podnosi głos.
  - Chłopak dopiero, co przyjechał do Polski. Gdzieś się musi zatrzymać, a nie będzie przecież cały czas plątał się po hotelach.
  - No, mamuśka, powiem ci, że zaszalałaś. – Śmieje się Paweł, kręcąc głową. – Okej, niech z nami mieszka. Postaram się mu nie zrobić krzywdy.
  - Wiadomo, że będziemy dla niego mili, o ile on sam nie okaże się skończonym kretynem i chamem – uprzedza Daga.
  To się porobiło. Ciekawe, co to za koleś. I co takiego przeżył, skoro pani Paulina zareagowała tak gwałtownie. Może przekonam się, jak go poznam.


  Wszystko już jest przygotowane. Obiad ugotowany. Stół naszykowany. Nawet pan Szymon, ojciec Dagmary i Pawła, zdążył wrócić na czas z porannego dyżuru w szpitalu. Brakuje tylko tego Adama.
  Teraz, stojąc w łazience poprawiam makijaż i rozczesuję moje długie, brązowe włosy, szykując się do wspólnego posiłku.
  Kiedy do łazienki wchodzi Paweł, uśmiecham się do niego, oceniając niedzielny outfit. W porównaniu z jego jasnymi jeansami i błękitną koszulą, podkreślającą błękit oczu, moje czarne rurki i kremowy sweter, wypadają raczej marnie.
  Chłopak podchodzi do mnie i obejmuje od tyłu, opierając brodę na czubku mojej głowy. Kiwamy się delikatnie, a ja patrzę na nasze odbicie w lustrze.
  Prezentujemy się… dobrze.
  Tyko dlaczego nie widzę nas, jako parę za 10, 15 lat? Dlaczego nie wyobrażam sobie siebie w roli żony, a Pawła, jako ojca moich dzieci? Wiem, że byłabym z nim szczęśliwa. Więc, w czym jest problem?
  No właśnie. Lena, w czym ty widzisz problem?!
  - Dlaczego zdjęłaś fartuszek? Tak seksownie w nim wyglądałaś. – Uśmiecha się szeroko, patrząc w lustrze w moje oczy i łaskocząc mnie pod żebrami.
  Chichoczę, wyginając się na boki i uderzam w jego dłonie, umożliwiając mu dostęp do mojego ciała.
  - Musisz go kiedyś założyć. Nago – mruczy mi do ucha, przybliżając mnie bliżej. – Seksowna pani domu, zaprasza na szybki numerek na stole. – Śmieje się Paweł, kiedy ja oburzona szturcham go z łokcia i klepię po głowie.
  - Przestań tyle pornoli oglądać, bo później efektem są twoje chore i niemoralne fantazje!
  Śmiejemy się, wygłupiając i szturchając, kiedy z dołu dobiega nas głos ojca Pawła, wołającego syna.
  - Idę, idę! – odkrzykuje chłopak, ostatni raz wbijając mi palce w żebra i mierzwiąc moje dopiero, co rozczesane włosy, poczym wychodzi z łazienki, kierując się ku schodom.
  Idę w stronę pokoju Dagmary, chcąc zapytać ją, czy pójdzie ze mną jutro na zakupy i pomoże w wyborze eleganckich i stosownych do mojej nowej pracy, ubrań. One z Patką będą lepiej wiedzieć, w końcu znają się na rzeczy, gustując w markowych sklepach. Największym problemem jest jednak to, jak będę czuć się w spódnicy i, czy w ogóle zmuszę się do jej założenia. Coś mi się wydaję, że nie będę miała innego wyjścia, jeśli chcę utrzymać posadę asystentki Biela.
  Podchodzę do pokoju i kiedy już mam wejść, zastygam, dostrzegając przez uchylone drzwi widok pani Pauliny, czeszącej włosy córki.
   Zagryzam wargi, zaskoczona nagłym przypływem tęsknoty i zazdrości.
  Mam prawie 22 lata, a zazdroszczę mojej przyjaciółce tego, że matka czesze jej włosy.
  To chore.
  Śmieję się w duchu z siebie samej, ale jednak nie wchodzę do pokoju i nie przerywam chwili sam na sam, matki z córką. Idę dalej i docieram do sąsiadującego pokoju Pawła. Otwieram drzwi i krzywię się na widok zalegającego tam bałaganu. Omiatam spojrzeniem zawalone ubraniami wielkie łóżko, szafę z otwartymi na oścież drzwiczkami i stojący na środku fotel, który już raczej nie służy, jako siedzenie, lecz, jako wieszak na spodnie i koszule. Podchodzę do okna, omijając podłużną i ważącą ponad 100 kg hantle i siadam na parapecie.
  Ale brudne skarpetki mógłby jednak wyrzucić do prania.
  Wyciągam telefon i zanim się rozmyślę, szybko wysyłam swojej mamie sms-a.
  Kocham Was.
  Spoglądając przez okno, zastanawiam się, co mogą teraz robić moi rodzice. Może też będą jeść zaraz obiad? Albo idą właśnie na plażę, spacerując boso po piasku. Albo po prostu siedzą na tarasie, ciesząc się ciszą i spokojem.
  Odpowiedź przychodzi od razu.
 My Ciebie bardziej.
  Uśmiecham się na widok tych słów, a serce zalewa fala ciepła.
  Nagły ruch za oknem przykuwa moją uwagę i dostrzegam parkującą pod domem taxówkę. Zaciekawiona spoglądam w dół, widząc, jak z tylnego siedzenia wysiada wysoka, czarna postać. Mężczyzna płaci kierowcy i wyjmuje walizkę z bagażnika, spoglądając na dom. To pewnie ten Adam.
  Słyszę krzyk Pawła, oznajmujący, że psychol przyjechał i jeszcze głośniejszy krzyk jego mamy, ostrzegający, że jeśli się zaraz nie uciszy, zamknie go na noc na strychu jak Kevina. Śmiejąc się, zeskakuję z parapetu i ruszam w kierunku schodów.
  Przystaję na samym ich szczycie i obserwuję, jak Paweł z tatą wnoszą walizki chłopaka, a pani Paulina z Dagmarą, witają go serdecznie, ściskając i pytają, jak minęła mu podróż. Po pierwszych uściskach i miłej wymianie zdań, głowa rodziny, pan Szymon, zaprasza wszystkich do jadalni na obiad.
  Schodzę powoli w dół, przyglądając się chłopakowi. Cały czas był odwrócony do mnie tyłem, więc nie widziałam jego twarzy. Teraz, mierząc go wzrokiem, jego wysoką, szczupłą sylwetkę i szerokie ramiona, przypominam sobie posturę kogoś, kogo niedawno widziałam.
  Marszczę brwi zastanawiając się, kogo mam na myśli i schodzę trzy stopnie niżej, przyglądając się, jak chłopak ściąga skórzane buty, sięgające mu za kostkę. Wszyscy już weszli do jadalni, więc w przedpokoju zostałam tylko ja i on. Próbuję dostrzec jego twarz, może wtedy, przypominając sobie, kogo konkretnego miałam na myśli, ale uniemożliwia mi to kaptur, zasłaniający jego tył głowy. I wtedy sobie to uświadamiam.
  Facet ma kaptur na głowie.
  Czarna bluza z kapturem. Wysoki mężczyzna, z szerokimi barkami.
  Poczułam, że wzbiera we mnie gwałtowny strach, mrowiący moją skórę i pobudzający serce do nagłego działania.
  To niemożliwe.
  Przystaję w miejscu, w połowie schodów i trzymając się jedną ręką barierki, jeszcze raz lustruję postać mężczyzny.
  Czy to…?
  Złowrogie uczucie, które przejęło mnie dreszczem, paraliżuje moje ciało, więc siłą zmuszam się, by schodzić dalej, stopień za stopniem, nie odrywając oczu od tyłu głowy chłopaka.
  To nie może być on.
  Jakim cudem?
  Jestem już na przedostatnim stopniu.
  Ostatnim.
  Mój puls przyspiesza, a mdlące uczucie, wypełniające mnie od środka, każe mi się zatrzymać i uciekać, gdzie pieprz rośnie.
  Czyli to nie były przewidzenia?
  Robię ostatni krok i jestem tuż za nim. Dzieli nas dosłownie odległość metra, więc jeśli się tylko troszkę zbliżę i sięgnę ręką, zobaczę, kto stoi przede mną.
   Muszę zobaczyć jego twarz.
  Nieświadomy mojej obecności chłopak, zdejmuje kaptur, przeczesując czarne, zmierzwione włosy.
  Moje serce jeszcze bardziej przyspiesza, a pobudzona pod wpływem adrenaliny, robię krok w przód, zmniejszając, dzielącą nas odległość.
  Odwróć się.
  Doznaję nagłego uczucia deja vu, tylko tym razem to on ma się odwrócić, a nie ja.
  Chłopak jakby pod wpływem moich myśli, odwraca się powoli w moją stronę, a ja dostrzegam jego twarz i skryte pod opadającymi na czoło dłuższymi włosami, oczy.
  Ja pierdolę.
  Nasze spojrzenia łączą się, a ja wydaję cichy, zduszony okrzyk.
  Miałam rację.
  Nagłe uczucie szarpiące mnie od środka, pozbawia mnie złudzeń.
  Jestem tego pewna.
  To on.


Wzbudziłam Twoją ciekawość? :D 
Skomentuj, podziel się swoim zdaniem i opinią. 
Do zobaczenia do następnego rozdziału! 
Tymczasem zapraszam na mojego wattpada -  https://www.wattpad.com/user/Sinkingindreams


 


 Facebook Konto google Poczta mailowa Tumblr Instagram