Powracam z nowymi rozdziałami :D
Głównie piszę na wattpadzie i to właśnie tam możecie czytać na bieżąco.
Przy okazji podrzucam link - https://www.wattpad.com/user/Sinkingindreams
Rozdział - https://www.wattpad.com/342394350-oddychaj%C4%85c-z-trudem-13-nie-uciekaj-przede-mn%C4%85
7 - Nie uciekaj przede mną
Teraz, stojąc przed nim w metaforycznym negliżu, potrafię jedynie myśleć o brzmieniu mojego imienia w jego ustach. Zaskakuje mnie nagła myśl i pragnienie, by wypowiedział je jeszcze raz. Tym razem posługując się moim pełnym imieniem. Chcę usłyszeć, jak miękko akcentuje ostatnie sylaby, unosząc język ku podniebieniu przy literze "l".
Boże, o czym ja myślę?
Uświadamiam sobie, że dalej nie odpowiedziałam na jego przywitanie, tylko gapię się na niego z lekko rozchylonymi ustami.
- Hej. - Dlaczego to zabrzmiało, jak pytanie?
W odpowiedzi otrzymuję uśmiech, o ile uniesienie jednego kącika ust można nazwać uśmiechem.
- Spotykamy się ponownie.
- Jak widać. - Dlaczego mój głos brzmi tak niepewnie?! No tak. Bo przy nim mój już i tak niski poziom śmiałości, diametralnie spada w dół, sięgając skali poniżej zera.
- Skąd ta przerażona mina? Czy to reakcja na mój widok? - Nagły błysk w oku i szerszy uśmiech, ukazujący rząd prostych zębów, zapewnia mnie, że to tylko żart.
- Tak. - Wytrącona z równowagi jego olśniewającym uśmiechem, dopiero po chwili orientuję się, co właśnie powiedziałam. - Eee, to znaczy nie! Nie, nie! - Spanikowana, śmieję się głupio i czuję, jak na moje policzki wypływa krępujący rumieniec. Co ja pieprzę?!
- Boisz się mnie? - Widoczne jeszcze przed chwilą rozbawienie znika, zastąpione poważnym spojrzeniem.
Tak.
- Nie, no proszę cię! Skąd w ogóle takie myśli? Nie wyglądasz mi na kogoś przerażającego.
Tak, boję. Zwłaszcza teraz, jak tak patrzysz się na mnie, a ja nie potrafię zrozumieć, o czym myślisz i co wyraża twój wzrok. I ta onieśmielająca, mroczna aura złego chłopca! Kto, by się nie wystraszył gościa ubranego cały na czarno? Już na sam widok włosy same dęba stają!
- Patrzysz wszędzie, byle nie na mnie. Zagryzasz wargę w zdenerwowaniu i wręcz wyczuwam twój przyspieszony oddech. - Zamieram. Czy ja rzeczywiście tak robię? - Czy to wystarczający dowód? Jeśli chcesz mogę kontynuować i wymienić obecny na twoich policzkach rumieniec i zmarszczkę na czole, widoczną w chwili, kiedy się denerwujesz. Tak jak teraz.
Przechyla głowę lekko na bok, przyglądając się mojej twarzy, a ja usilnie staram się właśnie tego nie robić i nie dać mu kolejnych powodów, do skrępowania mnie. Co to jest za koleś?! Jakim cudem zauważył tyle szczegółów?!
- O co ci kuźwa chodzi?! Chcesz mnie zastraszyć?! - warczę na niego, coraz bardziej zdenerwowana.
- Nie. - Prostuje się, a jego mina wyraża autentyczne zdziwienie. No w końcu potrafię coś wyczytać z jego twarzy! - W życiu nie zrobiłbym ci krzywdy. Nie jestem damskim bokserem i już prędzej uciąłbym sobie rękę, niż zranił jakąkolwiek kobietę. W szczególności tak uroczą, jak ty.
Oh. Czy on właśnie nazwał mnie uroczą? Pomimo wypełniającego mnie gniewu, przez moje ciało przebiega fala ciepła, a w dole brzucha odczuwam przyjemne mrowienie. Jednak zaraz otrząsam się z głupiego wrażenia i skupiam na kumulującej się złości. Durny podrywacz!
Już otwieram usta, by oznajmić, że nie ze mną takie numery, kiedy uprzedza mnie i mówi pierwszy.
- Chociaż prędzej to ja powinienem zadać ci to pytanie. Przypominam, że to ty mnie wczoraj zaatakowałaś. - Od razu na moje policzki wypływa kolejny rumieniec, a widząc w reakcji jego kpiący uśmieszek, nieświadomie marszczę czoło, wprawiając go tym samym w wybuch śmiechu.
- Odwal się ode mnie - mówię cicho, zawstydzona i wykonuję krok, chcąc wyminąć chłopaka i uciec, jak najdalej stąd. Najlepiej na Alaskę, gdzie nikt mnie nie znajdzie.
Nie udaje mi się jednak ujść za daleko, nagle zatrzymana przez jego dłoń, zaciśniętą na moim nadgarstku.
- Zostań. Nie uciekaj przede mną - prosi spokojnym głosem, jakby zwracał się do płochliwego, małego zwierzęcia, które w każdej chwili ucieknie do swojej nory. Pomimo świadomości, że taka właśnie jestem, dopada mnie złość. Nie chcę, by postrzegał mnie, jako kogoś lękliwego, nie potrafiącego nawet spojrzeć mu choć przez chwilę w oczy! Nie jestem taka słaba!
Nie zważając na bliskość jego ciała, unoszę głowę i odwzajemniam spojrzenie, patrząc prosto w jego jasne oczy. Próbując nadać surowy ton mojemu głosowi, cedzę cicho przez zaciśnięte zęby.
- Zabierz łapska z mojej ręki, bo inaczej przekonasz się, jak to jest dostać wpierdol od wkurzonej kobiety. - Pati byłaby ze mnie dumna!
Nie robi tego. Nie wypuszcza mojego nadgarstka. Za to z coraz szerszym uśmiechem na twarzy, przesuwa kciukiem po wewnętrznej części mojego przedramienia, dalej patrząc głęboko w oczy. Przebiega mnie dreszcz w reakcji na jego delikatny dotyk i nie jestem do końca pewna, czy był to dreszcz strachu, czy dreszcz odczuwanej przyjemności.
- Urocza i do tego zadziorna. - Jego głos kojąco rozbrzmiewa w moich uszach, a ja nie mogąc się powstrzymać zerkam na jego usta. Teraz, kusząco rozchylone. Dość! Ten facet źle na mnie działa! Samym swoim zachowaniem i sposobem mówienia, wyprowadzając z równowagi! Wyrywam rękę z jego uścisku i patrzę na niego, mrużąc oczy.
- Co ty tutaj właściwie robisz?
- Rozmawiam z tobą.
Wskazuję na niego ostrzegająco palcem.
- Nawet nie próbuj zaczynać. Do domu Pawła i Dagmary raczej stąd masz daleko.
- I co w związku z tym?
- To, że to jest moja dzielnia i chcę wiedzieć, co tu robisz?!
- Dobra, już dobra! - Unosi dłonie w geście poddania się. - Jestem tutaj w sprawach prywatnych. I dla twojej świadomości, nie śledzę cię.
Marszczę brwi, nie rozumiejąc, co ma konkretnego na myśli. Wypomina mi to, że go niesłusznie oskarżyłam?
- Tak, to ja szedłem za tobą sprzed trzema dniami. I zanim mnie znowu skopiesz, bo już widzę, jak szeroko otwierają ci się oczy, uprzedzam, że nie miałem złych zamiarów. W ogóle nie miałem żadnych zamiarów! - Tłumaczy się, jakby serio czuł się winny. Albo ma coś na sumieniu albo to ja wywarłam na nim takie negatywne wrażenie. - Nasze spotkanie było całkowitym przypadkiem. Nieodpowiednie miejsce, o nieodpowiednim czasie.
Tylko, że ja nie wierzę w przypadki. Nie ma przypadków. Są tylko czyste fakty. I nigdy nic nie dzieje się bez przyczyny. Ale miło jest zobaczyć Adama w wersji tego winnego, tłumaczącego się chłopca. Przynajmniej jego oczy już nie wydają się takie nieodgadnione i on sam nie wywołuje we mnie palpitacji serca. Śmieszny widok.
- Masz pojęcie, jak mnie wtedy wystraszyłeś? - Jezu, po co ja to powiedziałam...
- Dlaczego? Bo szedłem za tobą?
- Prawie zeszłam na zawał! - Brnę w to dalej, robiąc z siebie jeszcze większą wariatkę.
- Zawsze tak reagujesz? Nawet, gdy ktoś stoi za tobą w kolejce w sklepie?
- Nie! - zaprzeczam od razu, ale przypominam sobie sytuację, kiedy uciekłam z apteki, bo stojący za mną mężczyzna uśmiechał się do mnie podejrzanie. - Zazwyczaj nie.
- Rozumiem. - Kiwa głową, jakby domyślając się moich myśli. - Czyli lepiej w ogóle nie iść za tobą i kategorycznie nie podchodzić do ciebie od tyłu.
Uświadamiam sobie, jak to głupio brzmi i jeszcze bardziej zaczynam żałować, że poruszyłam ten temat. Moje wewnętrzne ja właśnie wręcza mi medal idiotki roku.
- Nieprawda! Po prostu czasem mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje... bądź śledzi - tłumaczę się, coraz bardziej zdenerwowana, tokiem naszej rozmowy.
- I za każdym razem w odwecie stosujesz przemoc, obijając mordę niewinnemu człowiekowi?
- Nie! Reaguję tak tylko w wyjątkowych sytuacjach!
- Więc jestem ofiarą tej wyjątkowej sytuacji? - Unosi pytająco jedną brew i wkłada dłonie do kieszeni czarnej kurtki.
Wersja tłumaczącego się Adama znika, a na jego miejscu pojawiam się ja. Po cholerę, się śmiałam z niego? Karma zawsze wraca.
- Byłam pewna, że mnie śledzisz i, że jesteś... że jesteś, tym co... mnie... - jąkam się upokorzona, prawie wyjawiając mu prawdę o mężczyźnie sprzed kilku lat. Zauważył, że w porę powstrzymałam się przed wypowiedzeniem o kilka słów za dużo, bo patrzy na mnie teraz zaciekawiony, z przymrużonymi oczami.
- Mam cię przeprosić za to, że przypadkowo szedłem za tobą w ciągu białego dnia? Obiecuję, że to się już nigdy więcej nie powtórzy. Od teraz będę zawsze podchodził do ciebie z wielkim transparentem z napisem Uwaga idę do ciebie, bądź będę krzyczał z odległości dziesięciu metrów.
Nie odpowiadam. Spuszczam tylko głowę, uparcie wpatrując się w moje buty. Nie chcę zobaczyć w jego oczach rozbawienia, bądź krytyki. Wolę już nie wiedzieć, co on teraz o mnie myśli. Nagle wyczuwam, jak stawia krok w moją stronę, zmniejszając dzielącą nas odległość. Od razu uderza mnie zapach jego męskich perfum, który pobudza moje zmysły i sprawia, że mimowolnie oddycham głębiej. Zaskoczona zauważam, jak unosi rękę i dłonią dotyka moich włosów.
- Listek - mówi, pokazując trzymany w dłoni mały liść. Zerkam na jego twarz i zdziwiona, dostrzegam, że uśmiecha się szeroko, a skrywane pod opadającymi włosami, oczy, błyszczą już nie tak przerażającym blaskiem. Może ten facet nie jest taki zły? Może to było tylko negatywne pierwsze wrażenie?
- Muszę już iść. - Mój głos przerywa zaległą ciszę.
- Do zobaczenia... wkrótce? - pyta, cofając się powoli twarzą do mnie i z każdym krokiem coraz bardziej się oddalając. Znowu przybrał poważną minę i intensywnie odwzajemnia moje spojrzenie. Te oczy!
- Prawdopodobnie już dzisiaj wieczorem - odpowiadam, obejmując jego taktykę i uśmiechając się tylko jednym kącikiem ust.
- Tak szybko? - Unosi brwi w wyrazie zaskoczenia. - Bo jeszcze pomyślę, że to ty mnie śledzisz.
Pomimo dzielącej nas już odległości pięciu metrów, dostrzegam błysk jego białych zębów. Powinien uśmiechać się tak częściej. Wygląda wtedy jeszcze przystojniej. Szybko wyrzucam z głowy tę myśl.
- Co, jeśli to prawda? - Puszczam mu oczko, również uśmiechając się szeroko. - Do później!
- Już się nie mogę doczekać. - Słyszę jeszcze zanim odwracam się i zabierając leżące na środku chodnika torby, idę w kierunku mojego mieszkania.
O, matko! Czy ja właśnie z nim flirtowałam? Czy on flirtował ze mną?
Przecież ja mam chłopaka!
* * *
Naciskam dzwonek do drzwi i czekam, aż ktoś wpuści mnie do środka.
Zagryzam lekko wargę, mimowolnie zastanawiając się, co jeśli to Pan Przenikliwy otworzy mi drzwi. Jaka będzie jego reakcja? Ucieszy się na mój widok?
Nie mam pojęcia czego się spodziewać. Pomimo naszego nieprzyjemnego incydentu i dzisiejszej upokarzającej rozmowy, rozstaliśmy się jako tako w przyjacielskich stosunkach. Czy zatarłam negatywne, pierwsze wrażenie? Czy nie uważa mnie już za agresywną szajbuskę? Nie jest łatwo, domyśleć się, co skrywają jego błękitne oczy.
Nie czekam długo i drzwi gwałtownie się otwierają. Jednak zamiast przeszywającego spojrzenia, dostrzegam szeroki uśmiech Patrycji.
Na mój widok jej mina rzednie, a twarz wykrzywia grymas niezadowolenia.
- A, to ty.
Zaskoczona, unoszę brwi.
- Aha? Ciebie też miło zobaczyć.
Blondynka w odpowiedzi przewraca tylko oczami i szerzej otwiera drzwi, wpuszczając mnie do środka.
- Myślałam, że to Adam.
- Zamierzałaś otworzyć mu drzwi do nieswojego domu? - pytam dla jasności i zdejmuję w przedpokoju trampki.
Stoi przede mną, opierając ręce na biodrach i sfrustrowana tupie nogą.
- Tak! Tak zamierzałam, by już od progu ujrzał najpiękniejszą dziewczynę, jaką jego oczy, kiedykolwiek widziały!
- Zadziwia mnie twoje poczucie własnej wartości.
- Przynajmniej jestem świadoma swoich atutów. Nie to, co poniektórzy. - Mierzy mnie wzrokiem i odwraca, kierując w stronę schodów.
Ta laska jest niemożliwa.
Wspinam się za nią i razem wchodzimy do pierwszego pokoju na lewo. Pokój Dagmary. Trzy pozostałe drzwi na piętrze prowadzą do sypialni Pawła, sypialni jego rodziców i trzeciej, zawsze pustej sypialni. Teraz zapewne zajętej przez Adama.
- To nie on - wyje od progu Patrycja i rzuca się twarzą na wielkie łoże Dagmary.
Wchodząc do pokoju, dostrzegam jego właścicielkę, siedzącą z podkulonymi nogami pod grzejnikiem. Wokół jej nóg leży pełno porozrzucanych, zapisanych kartek i otwartych zeszytów. Często spotykany widok. Nie chciałabym studiować medycyny i wkuwać tyle, co ona.
Nie racząc nas nawet spojrzeniem, nie odrywa oczu od trzymanej książki i mówi ironicznie.
- Coś strasznego.
- Ije mo na ego eeekać. - Dochodzi do nas stłumiony głos Patrycji, dalej leżącej z twarzą przyciśniętą do pościeli łóżka.
- Najwyraźniej uciekł, przeczuwając, że tutaj grozi mu niebezpieczeństwo - stwierdza brunetka, rzeczowym tonem.
Patrycja podnosi się gwałtownie, odwracając w naszą stronę.
- Jasne! Bo ode mnie piździ złem na kilometr! - krzyczy zbulwersowana i z powrotem rzuca się na łóżko, uderzając w pościel kilkakrotnie pięściami.
Do tej pory cały czas stałam na środku pokoju, przyglądając się dziewczynom, więc idę w stronę okna i przysiadam na parapecie. Moje ulubione miejsce. Zdejmuję torbę, zawieszoną przez głowę i kładę ją na kolana. Właśnie wyciągam z niej czyste arkusze białego papieru, kiedy przerywa mi głos Patrycji.
- Po c ci a orba?
Unoszę pytająco brew, nie rozumiejąc, o co pyta.
- Pytam, po co ci ta torba?! - Unosi się, ewidentnie powoli tracąc cierpliwość. - Co, ty chcesz się uczyć? Żartowałam z tą nauką pierwszej pomocy.
- Dla twojej informacji, jutro mamy oddać na zaliczenie trzy projekty. A nie zamierzam marnować czas, kiedy ty będziesz się uganiać za nowym facetem. - Dla potwierdzenia swoich słów, wyciągam potrzebne mi ołówki i siadam wygodniej, szykując się do pracy.
- Aaa, tam! - Macha lekceważąco ręką. - Jeśli chcesz, możesz też narysować moje.
Odwraca się na łóżku na plecy, krzyżując dłonie i zakładając nogę na nogę.
- Po co ty w ogóle chodzisz na studia? - pyta nagle Daga, przerywając naukę.
- Szukam męża.
Wymieniamy z Dagmarą wymowne spojrzenia.
- I chcesz go znaleźć wśród artystów i malarzy? - pyta brunetka powątpiewająco.
- Od czegoś trzeba zacząć - odcina się Patka, zakładając ramiona za głowę.
- No, tak. Logiczne.
Marszczę brwi, zastanawiając się nad jej słowami.
- Ale skoro po kolei każdego spławiasz to kogo ty właściwie szukasz? Ideała?
- Kogo szukam? Hmm... - Robi dzióbek, mrużąc w oczy w namyśle. - Kogoś, kto jest ciepły i otuli mnie w zimny wieczór. Kogoś za kim będę tęsknić przez cały dzień i z kim nie będę potrafiła się łatwo rozstać. Kogoś, kto pomoże zapomnieć mi o tym całym, życiowym stresie i sprawi, że odprężę się na długie godziny. Ojej! - woła nagle, zaskoczona. - Chyba znowu opisałam moje łóżko! - Śmieje się głośno z samej siebie i rzuca ponownie twarzą do łóżka, zgarniając rękami pościel i mrucząc, jak kot.
- Wariatka.
Siedzimy dalej w skupieniu, każda zajęta swoimi sprawami i myślami. Przenoszę widziany przed oczami obraz zachodzącego słońca na papier, za pomocą prostych linii i okrężnych ruchów dłoni. Rysunek będzie prosty, dlatego z dokładnością zwracam uwagę na detale, takie jak linia kończących się dachów domów, bądź drobne elementy, widoczne w oknach pokoi. Ciszę przerywa jedynie głos Patrycji, cicho podśpiewującej w kółko ten sam fragment.
- Romeo, Romeo, gdzie cię kurwa wcięło?
Jak na zawołanie przez okno dostrzegam zbliżającą się w stronę domu postać. Po ruchach i posturze ciała, bez wątpienia stwierdzam, że to Adam. Bo kto inny ubiera się cały na czarno, dodatkowo mając narzucony na głowie kaptur? Ciekawe, gdzie był tyle czasu? Już mam zawołać Patrycję, oznajmiając, że idzie jej Romeo, kiedy nagle rozmyślam się i decyduję jednak nic nie mówić.
Najlepiej jakby wszedł do domu, przez nikogo niezauważony. A w szczególności przez blondynkę. Tak będzie lepiej. I dla niej. I dla niego. I... Dla mnie? Marszczę brwi, zastanawiając się nad własnymi myślami. Dlaczego nie chcę, by Pati, poznała Adama? Bo boję się, że uda jej się go poderwać? Śmieję się w duchu z własnej głupoty. Chore myślenie!
Załóżmy po prostu, że go nie widziałam. Koniec, kropka.
Nagły odgłos otwieranych i zatrzaskiwanych drzwi wejściowych, odbija się echem w pokoju Dagmary. Jednak nie wejdzie przez nikogo niezauważony, myślę zawiedziona. Patrycja od razu gwałtownie podnosi się z łóżka, wstając i poprawiając zmierzwione włosy.
- Teraz to na pewno on! - Patrzy na nas szeroko otwartymi oczami, a po chwili uśmiechając się do nas chytrze. - Oby okazał się zabójczo przystojny, bo nie daruję, że tyle na niego czekałam!
Od razu wychodzi z pokoju, zbiegając szybko po schodach, a do naszych uszów dochodzi jej ponętny głos, witający chłopaka.
- Ehh, lepiej pójdę za nią i ją przypilnuję. Nigdy nie wiadomo, co jej strzeli do tego łba. - Wzdycha Dagmara, wstając i również wychodząc.
No i zostałam sama.
Ja nie zamierzam schodzić na dół. Nie będę świadkiem podbojów Patrycji.
Zamiast tego przenoszę się z parapetu na łóżko Dagmary. Podkładam pod papier twardą teczkę i kontynuuję swój rysunek. Tak mi się najlepiej pracuje. Wolę nie wiedzieć, co teraz się dzieje na dole.
Nie wiem ile mija czasu, ale pochłonięta pracą, jak zawsze tracę kontakt z rzeczywistością, całkowicie skupiając się na rysowaniu. Kiedy kończę zachód słońca, zaczynam przenosić na papier widok, który przykuł ostatnio moją uwagę. Mała dziewczynka, tańcząca na środku rynku, wśród uciekających gołębi. Następnie tworzę dobrze już mi znany obraz, który rysuję nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz. Widok na morze i część miasta z mojej tajnej kryjówki, wysoko nad plażą.
Kiedy wszystkie trzy rysunki już są gotowe, zaczynam kreślić szkice, wszystkiego, co mi przyjdzie na myśl. Zastanawiając się, co one tak długo nie wracają, dopiero po chwili orientuję się, że właśnie poprawiam ołówkiem, wyraźny zarys męskiej szczęki. Przerywam pracę i spoglądam na rysunek. Wykrojone, pełne usta, ostre kości policzkowe, mocny podbródek i zmierzwione, opadające lekko na czoło włosy.
Matko boska! Przecież ja narysowałam Adama!
Nie zdążyłam tylko narysować oczu. Najlepsze zapewne zostawiłam sobie na koniec.
Kręcę głową, zażenowana własnym zachowaniem i chowam niedokończony rysunek pomiędzy pozostałymi pracami. Nie będę go dokańczać. Wstydzę się. Już czuję, jak płoną mi policzki. Co, by sobie Paweł pomyślał, gdyby to zobaczył?! Nie sądzę, żeby się ucieszył... Od razu miałby dziwne skojarzenia, skoro narysowałam jego kuzyna.
Aaa, właśnie. Gdzie on jest? Miał być w domu po 20, zaraz po treningu. Zerkam na budzik, stojący na szafce nocnej, obok łóżka Dagmary. 21:15. Spóźnia się.
- Co tam, Łobuzie?!
Podskakuję na łóżku, zaskoczona nagłym, donośnym głosem. Jezu, zawał!
Słysząc śmiech stojącego za mną Adama, zamieram w bezruchu, zamykając oczy. Ale mnie wystraszył! Specjalnie to zrobił! Liczę powoli do dziesięciu, próbując uspokoić galopujące serce, teraz bezlitośnie obijające się w mojej klatce piersiowej. Wyczuwam, że ktoś wchodzi na łóżko i z impetem opada tuż obok mnie, po lewej stronie. Czy on zwariował?! Otwieram gwałtownie oczy i odwracam twarz ku niemu, chcąc zwyzywać go od kretynów i skończonych idiotów. Dodatkowo oskarżając o mój niedoszły atak serca.
Jednak z mojego gardła nie wydobywa się żaden dźwięk, zaskoczona nagłą bliskością chłopaka. Leży na boku obok mnie, podpierając się lewym ramieniem i z uśmiechem, przygląda mojej twarzy. Osłupiała, potrafię jedynie odwzajemniać spojrzenie, gapiąc się z otwartymi ustami. Jednak nie to jest najbardziej szokujące. Bardziej zaskoczyła mnie odległość dzieląca nasze twarze. Z tej perspektywy mogę dokładnie przyjrzeć się jego ostrym rysom twarzy, podziwiając mocno wykrojoną szczękę. Wykorzystam to w moim niedokończonym rysunku, nieświadomie myślę. Widząc, jak pojedyncze kosmyki włosów, jak zawsze opadają mu na czoło, nabieram nagłej ochoty, by odgarnąć je ręką.
- Chciałaś coś powiedzieć, kochanie? - pyta miękko, unosząc w uśmiechu prawy kącik ust.
Nie mogąc się powstrzymać odrywam wzrok od jego oczu i zerkam w dół na jego usta. Wydają się takie miękkie. Szybko wyrzucam z głowy natrętne myśli, z powrotem spoglądając w jego błękitne oczy. Wolę tonąć w ich kolorze, niż padnąć na zawał pod wpływem własnych myśli.
Zauważam, że spoważniał, przestając się uśmiechać i jeszcze intensywniej lustruje każdy fragment mojej twarzy. Rozchyla lekko usta, a mnie omiata lekki podmuch jego oddechu. W reakcji mój puls przyspiesza, a ciało ogarnia przyjemny dreszczyk emocji.
Kiedy dostrzegam, jak przenosi spojrzenie na moje usta, oblizując wargi językiem, serce automatycznie mi zamiera, w morderczym oczekiwaniu na dalszy rozwój sytuacji.
Jakieś uwagi do mojego stylu pisania? :)
Spostrzeżenia? Porady?
Chętnie wysłucham!