środa, 19 kwietnia 2017

7. Nie uciekaj przede mną






Powracam z nowymi rozdziałami :D 
Głównie piszę na wattpadzie i to właśnie tam możecie czytać na bieżąco. 

Przy okazji podrzucam link - https://www.wattpad.com/user/Sinkingindreams

Rozdział - https://www.wattpad.com/342394350-oddychaj%C4%85c-z-trudem-13-nie-uciekaj-przede-mn%C4%85



7 - Nie uciekaj przede mną

Znowu to robi. Znowu patrzy głęboko w moje oczy, a ja znowu tonę w ich bezdennym błękicie. To powinno być zakazane. Takie publiczne zagłębianie się w czyjąś duszę, za pomocą jednego, przenikliwego spojrzenia.
Teraz, stojąc przed nim w metaforycznym negliżu, potrafię jedynie myśleć o brzmieniu mojego imienia w jego ustach. Zaskakuje mnie nagła myśl i pragnienie, by wypowiedział je jeszcze raz. Tym razem posługując się moim pełnym imieniem. Chcę usłyszeć, jak miękko akcentuje ostatnie sylaby, unosząc język ku podniebieniu przy literze "l".
Boże, o czym ja myślę?
Uświadamiam sobie, że dalej nie odpowiedziałam na jego przywitanie, tylko gapię się na niego z lekko rozchylonymi ustami.
- Hej. - Dlaczego to zabrzmiało, jak pytanie?
W odpowiedzi otrzymuję uśmiech, o ile uniesienie jednego kącika ust można nazwać uśmiechem.
- Spotykamy się ponownie.
- Jak widać. - Dlaczego mój głos brzmi tak niepewnie?! No tak. Bo przy nim mój już i tak niski poziom śmiałości, diametralnie spada w dół, sięgając skali poniżej zera.
- Skąd ta przerażona mina? Czy to reakcja na mój widok? - Nagły błysk w oku i szerszy uśmiech, ukazujący rząd prostych zębów, zapewnia mnie, że to tylko żart.
- Tak. - Wytrącona z równowagi jego olśniewającym uśmiechem, dopiero po chwili orientuję się, co właśnie powiedziałam. - Eee, to znaczy nie! Nie, nie! - Spanikowana, śmieję się głupio i czuję, jak na moje policzki wypływa krępujący rumieniec. Co ja pieprzę?!
- Boisz się mnie? - Widoczne jeszcze przed chwilą rozbawienie znika, zastąpione poważnym spojrzeniem.
Tak.
- Nie, no proszę cię! Skąd w ogóle takie myśli? Nie wyglądasz mi na kogoś przerażającego.
Tak, boję. Zwłaszcza teraz, jak tak patrzysz się na mnie, a ja nie potrafię zrozumieć, o czym myślisz i co wyraża twój wzrok. I ta onieśmielająca, mroczna aura złego chłopca! Kto, by się nie wystraszył gościa ubranego cały na czarno? Już na sam widok włosy same dęba stają!
- Patrzysz wszędzie, byle nie na mnie. Zagryzasz wargę w zdenerwowaniu i wręcz wyczuwam twój przyspieszony oddech. - Zamieram. Czy ja rzeczywiście tak robię? - Czy to wystarczający dowód? Jeśli chcesz mogę kontynuować i wymienić obecny na twoich policzkach rumieniec i zmarszczkę na czole, widoczną w chwili, kiedy się denerwujesz. Tak jak teraz.
Przechyla głowę lekko na bok, przyglądając się mojej twarzy, a ja usilnie staram się właśnie tego nie robić i nie dać mu kolejnych powodów, do skrępowania mnie. Co to jest za koleś?! Jakim cudem zauważył tyle szczegółów?!
- O co ci kuźwa chodzi?! Chcesz mnie zastraszyć?! - warczę na niego, coraz bardziej zdenerwowana.
- Nie. - Prostuje się, a jego mina wyraża autentyczne zdziwienie. No w końcu potrafię coś wyczytać z jego twarzy! - W życiu nie zrobiłbym ci krzywdy. Nie jestem damskim bokserem i już prędzej uciąłbym sobie rękę, niż zranił jakąkolwiek kobietę. W szczególności tak uroczą, jak ty.
Oh. Czy on właśnie nazwał mnie uroczą? Pomimo wypełniającego mnie gniewu, przez moje ciało przebiega fala ciepła, a w dole brzucha odczuwam przyjemne mrowienie. Jednak zaraz otrząsam się z głupiego wrażenia i skupiam na kumulującej się złości. Durny podrywacz!
Już otwieram usta, by oznajmić, że nie ze mną takie numery, kiedy uprzedza mnie i mówi pierwszy.
- Chociaż prędzej to ja powinienem zadać ci to pytanie. Przypominam, że to ty mnie wczoraj zaatakowałaś. - Od razu na moje policzki wypływa kolejny rumieniec, a widząc w reakcji jego kpiący uśmieszek, nieświadomie marszczę czoło, wprawiając go tym samym w wybuch śmiechu.
- Odwal się ode mnie - mówię cicho, zawstydzona i wykonuję krok, chcąc wyminąć chłopaka i uciec, jak najdalej stąd. Najlepiej na Alaskę, gdzie nikt mnie nie znajdzie.
Nie udaje mi się jednak ujść za daleko, nagle zatrzymana przez jego dłoń, zaciśniętą na moim nadgarstku.
- Zostań. Nie uciekaj przede mną - prosi spokojnym głosem, jakby zwracał się do płochliwego, małego zwierzęcia, które w każdej chwili ucieknie do swojej nory. Pomimo świadomości, że taka właśnie jestem, dopada mnie złość. Nie chcę, by postrzegał mnie, jako kogoś lękliwego, nie potrafiącego nawet spojrzeć mu choć przez chwilę w oczy! Nie jestem taka słaba!
Nie zważając na bliskość jego ciała, unoszę głowę i odwzajemniam spojrzenie, patrząc prosto w jego jasne oczy. Próbując nadać surowy ton mojemu głosowi, cedzę cicho przez zaciśnięte zęby.
- Zabierz łapska z mojej ręki, bo inaczej przekonasz się, jak to jest dostać wpierdol od wkurzonej kobiety. - Pati byłaby ze mnie dumna!
Nie robi tego. Nie wypuszcza mojego nadgarstka. Za to z coraz szerszym uśmiechem na twarzy, przesuwa kciukiem po wewnętrznej części mojego przedramienia, dalej patrząc głęboko w oczy. Przebiega mnie dreszcz w reakcji na jego delikatny dotyk i nie jestem do końca pewna, czy był to dreszcz strachu, czy dreszcz odczuwanej przyjemności.
- Urocza i do tego zadziorna. - Jego głos kojąco rozbrzmiewa w moich uszach, a ja nie mogąc się powstrzymać zerkam na jego usta. Teraz, kusząco rozchylone. Dość! Ten facet źle na mnie działa! Samym swoim zachowaniem i sposobem mówienia, wyprowadzając z równowagi! Wyrywam rękę z jego uścisku i patrzę na niego, mrużąc oczy.
- Co ty tutaj właściwie robisz?
- Rozmawiam z tobą.
Wskazuję na niego ostrzegająco palcem.
- Nawet nie próbuj zaczynać. Do domu Pawła i Dagmary raczej stąd masz daleko.
- I co w związku z tym?
- To, że to jest moja dzielnia i chcę wiedzieć, co tu robisz?!
- Dobra, już dobra! - Unosi dłonie w geście poddania się. - Jestem tutaj w sprawach prywatnych. I dla twojej świadomości, nie śledzę cię.
Marszczę brwi, nie rozumiejąc, co ma konkretnego na myśli. Wypomina mi to, że go niesłusznie oskarżyłam?
- Tak, to ja szedłem za tobą sprzed trzema dniami. I zanim mnie znowu skopiesz, bo już widzę, jak szeroko otwierają ci się oczy, uprzedzam, że nie miałem złych zamiarów. W ogóle nie miałem żadnych zamiarów! - Tłumaczy się, jakby serio czuł się winny. Albo ma coś na sumieniu albo to ja wywarłam na nim takie negatywne wrażenie. - Nasze spotkanie było całkowitym przypadkiem. Nieodpowiednie miejsce, o nieodpowiednim czasie.
Tylko, że ja nie wierzę w przypadki. Nie ma przypadków. Są tylko czyste fakty. I nigdy nic nie dzieje się bez przyczyny. Ale miło jest zobaczyć Adama w wersji tego winnego, tłumaczącego się chłopca. Przynajmniej jego oczy już nie wydają się takie nieodgadnione i on sam nie wywołuje we mnie palpitacji serca. Śmieszny widok.
- Masz pojęcie, jak mnie wtedy wystraszyłeś? - Jezu, po co ja to powiedziałam...
- Dlaczego? Bo szedłem za tobą?
- Prawie zeszłam na zawał! - Brnę w to dalej, robiąc z siebie jeszcze większą wariatkę.
- Zawsze tak reagujesz? Nawet, gdy ktoś stoi za tobą w kolejce w sklepie?
- Nie! - zaprzeczam od razu, ale przypominam sobie sytuację, kiedy uciekłam z apteki, bo stojący za mną mężczyzna uśmiechał się do mnie podejrzanie. - Zazwyczaj nie.
- Rozumiem. - Kiwa głową, jakby domyślając się moich myśli. - Czyli lepiej w ogóle nie iść za tobą i kategorycznie nie podchodzić do ciebie od tyłu.
Uświadamiam sobie, jak to głupio brzmi i jeszcze bardziej zaczynam żałować, że poruszyłam ten temat. Moje wewnętrzne ja właśnie wręcza mi medal idiotki roku.
- Nieprawda! Po prostu czasem mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje... bądź śledzi - tłumaczę się, coraz bardziej zdenerwowana, tokiem naszej rozmowy.
- I za każdym razem w odwecie stosujesz przemoc, obijając mordę niewinnemu człowiekowi?
- Nie! Reaguję tak tylko w wyjątkowych sytuacjach!
- Więc jestem ofiarą tej wyjątkowej sytuacji? - Unosi pytająco jedną brew i wkłada dłonie do kieszeni czarnej kurtki.
Wersja tłumaczącego się Adama znika, a na jego miejscu pojawiam się ja. Po cholerę, się śmiałam z niego? Karma zawsze wraca.
- Byłam pewna, że mnie śledzisz i, że jesteś... że jesteś, tym co... mnie... - jąkam się upokorzona, prawie wyjawiając mu prawdę o mężczyźnie sprzed kilku lat. Zauważył, że w porę powstrzymałam się przed wypowiedzeniem o kilka słów za dużo, bo patrzy na mnie teraz zaciekawiony, z przymrużonymi oczami.
- Mam cię przeprosić za to, że przypadkowo szedłem za tobą w ciągu białego dnia? Obiecuję, że to się już nigdy więcej nie powtórzy. Od teraz będę zawsze podchodził do ciebie z wielkim transparentem z napisem Uwaga idę do ciebie, bądź będę krzyczał z odległości dziesięciu metrów.
Nie odpowiadam. Spuszczam tylko głowę, uparcie wpatrując się w moje buty. Nie chcę zobaczyć w jego oczach rozbawienia, bądź krytyki. Wolę już nie wiedzieć, co on teraz o mnie myśli. Nagle wyczuwam, jak stawia krok w moją stronę, zmniejszając dzielącą nas odległość. Od razu uderza mnie zapach jego męskich perfum, który pobudza moje zmysły i sprawia, że mimowolnie oddycham głębiej. Zaskoczona zauważam, jak unosi rękę i dłonią dotyka moich włosów.
- Listek - mówi, pokazując trzymany w dłoni mały liść. Zerkam na jego twarz i zdziwiona, dostrzegam, że uśmiecha się szeroko, a skrywane pod opadającymi włosami, oczy, błyszczą już nie tak przerażającym blaskiem. Może ten facet nie jest taki zły? Może to było tylko negatywne pierwsze wrażenie?
- Muszę już iść. - Mój głos przerywa zaległą ciszę.
- Do zobaczenia... wkrótce? - pyta, cofając się powoli twarzą do mnie i z każdym krokiem coraz bardziej się oddalając. Znowu przybrał poważną minę i intensywnie odwzajemnia moje spojrzenie. Te oczy!
- Prawdopodobnie już dzisiaj wieczorem - odpowiadam, obejmując jego taktykę i uśmiechając się tylko jednym kącikiem ust.
- Tak szybko? - Unosi brwi w wyrazie zaskoczenia. - Bo jeszcze pomyślę, że to ty mnie śledzisz.
Pomimo dzielącej nas już odległości pięciu metrów, dostrzegam błysk jego białych zębów. Powinien uśmiechać się tak częściej. Wygląda wtedy jeszcze przystojniej. Szybko wyrzucam z głowy tę myśl.
- Co, jeśli to prawda? - Puszczam mu oczko, również uśmiechając się szeroko. - Do później!
- Już się nie mogę doczekać. - Słyszę jeszcze zanim odwracam się i zabierając leżące na środku chodnika torby, idę w kierunku mojego mieszkania.
O, matko! Czy ja właśnie z nim flirtowałam? Czy on flirtował ze mną?
Przecież ja mam chłopaka! 


* * *


Naciskam dzwonek do drzwi i czekam, aż ktoś wpuści mnie do środka.
Zagryzam lekko wargę, mimowolnie zastanawiając się, co jeśli to Pan Przenikliwy otworzy mi drzwi. Jaka będzie jego reakcja? Ucieszy się na mój widok?
Nie mam pojęcia czego się spodziewać. Pomimo naszego nieprzyjemnego incydentu i dzisiejszej upokarzającej rozmowy, rozstaliśmy się jako tako w przyjacielskich stosunkach. Czy zatarłam negatywne, pierwsze wrażenie? Czy nie uważa mnie już za agresywną szajbuskę? Nie jest łatwo, domyśleć się, co skrywają jego błękitne oczy.
Nie czekam długo i drzwi gwałtownie się otwierają. Jednak zamiast przeszywającego spojrzenia, dostrzegam szeroki uśmiech Patrycji.
Na mój widok jej mina rzednie, a twarz wykrzywia grymas niezadowolenia.
- A, to ty.
Zaskoczona, unoszę brwi.
- Aha? Ciebie też miło zobaczyć.
Blondynka w odpowiedzi przewraca tylko oczami i szerzej otwiera drzwi, wpuszczając mnie do środka.
- Myślałam, że to Adam.
- Zamierzałaś otworzyć mu drzwi do nieswojego domu? - pytam dla jasności i zdejmuję w przedpokoju trampki.
Stoi przede mną, opierając ręce na biodrach i sfrustrowana tupie nogą.
- Tak! Tak zamierzałam, by już od progu ujrzał najpiękniejszą dziewczynę, jaką jego oczy, kiedykolwiek widziały!
- Zadziwia mnie twoje poczucie własnej wartości.
- Przynajmniej jestem świadoma swoich atutów. Nie to, co poniektórzy. - Mierzy mnie wzrokiem i odwraca, kierując w stronę schodów.
Ta laska jest niemożliwa.
Wspinam się za nią i razem wchodzimy do pierwszego pokoju na lewo. Pokój Dagmary. Trzy pozostałe drzwi na piętrze prowadzą do sypialni Pawła, sypialni jego rodziców i trzeciej, zawsze pustej sypialni. Teraz zapewne zajętej przez Adama.
- To nie on - wyje od progu Patrycja i rzuca się twarzą na wielkie łoże Dagmary.
Wchodząc do pokoju, dostrzegam jego właścicielkę, siedzącą z podkulonymi nogami pod grzejnikiem. Wokół jej nóg leży pełno porozrzucanych, zapisanych kartek i otwartych zeszytów. Często spotykany widok. Nie chciałabym studiować medycyny i wkuwać tyle, co ona.
Nie racząc nas nawet spojrzeniem, nie odrywa oczu od trzymanej książki i mówi ironicznie.
- Coś strasznego.
- Ije mo na ego eeekać. - Dochodzi do nas stłumiony głos Patrycji, dalej leżącej z twarzą przyciśniętą do pościeli łóżka.
- Najwyraźniej uciekł, przeczuwając, że tutaj grozi mu niebezpieczeństwo - stwierdza brunetka, rzeczowym tonem.
Patrycja podnosi się gwałtownie, odwracając w naszą stronę.
- Jasne! Bo ode mnie piździ złem na kilometr! - krzyczy zbulwersowana i z powrotem rzuca się na łóżko, uderzając w pościel kilkakrotnie pięściami.
Do tej pory cały czas stałam na środku pokoju, przyglądając się dziewczynom, więc idę w stronę okna i przysiadam na parapecie. Moje ulubione miejsce. Zdejmuję torbę, zawieszoną przez głowę i kładę ją na kolana. Właśnie wyciągam z niej czyste arkusze białego papieru, kiedy przerywa mi głos Patrycji.
- Po c ci a orba?
Unoszę pytająco brew, nie rozumiejąc, o co pyta.
- Pytam, po co ci ta torba?! - Unosi się, ewidentnie powoli tracąc cierpliwość. - Co, ty chcesz się uczyć? Żartowałam z tą nauką pierwszej pomocy.
- Dla twojej informacji, jutro mamy oddać na zaliczenie trzy projekty. A nie zamierzam marnować czas, kiedy ty będziesz się uganiać za nowym facetem. - Dla potwierdzenia swoich słów, wyciągam potrzebne mi ołówki i siadam wygodniej, szykując się do pracy.
- Aaa, tam! - Macha lekceważąco ręką. - Jeśli chcesz, możesz też narysować moje.
Odwraca się na łóżku na plecy, krzyżując dłonie i zakładając nogę na nogę.
- Po co ty w ogóle chodzisz na studia? - pyta nagle Daga, przerywając naukę.
- Szukam męża.
Wymieniamy z Dagmarą wymowne spojrzenia.
- I chcesz go znaleźć wśród artystów i malarzy? - pyta brunetka powątpiewająco.
- Od czegoś trzeba zacząć - odcina się Patka, zakładając ramiona za głowę.
- No, tak. Logiczne.
Marszczę brwi, zastanawiając się nad jej słowami.
- Ale skoro po kolei każdego spławiasz to kogo ty właściwie szukasz? Ideała?
- Kogo szukam? Hmm... - Robi dzióbek, mrużąc w oczy w namyśle. - Kogoś, kto jest ciepły i otuli mnie w zimny wieczór. Kogoś za kim będę tęsknić przez cały dzień i z kim nie będę potrafiła się łatwo rozstać. Kogoś, kto pomoże zapomnieć mi o tym całym, życiowym stresie i sprawi, że odprężę się na długie godziny. Ojej! - woła nagle, zaskoczona. - Chyba znowu opisałam moje łóżko! - Śmieje się głośno z samej siebie i rzuca ponownie twarzą do łóżka, zgarniając rękami pościel i mrucząc, jak kot.
- Wariatka.
Siedzimy dalej w skupieniu, każda zajęta swoimi sprawami i myślami. Przenoszę widziany przed oczami obraz zachodzącego słońca na papier, za pomocą prostych linii i okrężnych ruchów dłoni. Rysunek będzie prosty, dlatego z dokładnością zwracam uwagę na detale, takie jak linia kończących się dachów domów, bądź drobne elementy, widoczne w oknach pokoi. Ciszę przerywa jedynie głos Patrycji, cicho podśpiewującej w kółko ten sam fragment.
- Romeo, Romeo, gdzie cię kurwa wcięło?
Jak na zawołanie przez okno dostrzegam zbliżającą się w stronę domu postać. Po ruchach i posturze ciała, bez wątpienia stwierdzam, że to Adam. Bo kto inny ubiera się cały na czarno, dodatkowo mając narzucony na głowie kaptur? Ciekawe, gdzie był tyle czasu? Już mam zawołać Patrycję, oznajmiając, że idzie jej Romeo, kiedy nagle rozmyślam się i decyduję jednak nic nie mówić.
Najlepiej jakby wszedł do domu, przez nikogo niezauważony. A w szczególności przez blondynkę. Tak będzie lepiej. I dla niej. I dla niego. I... Dla mnie? Marszczę brwi, zastanawiając się nad własnymi myślami. Dlaczego nie chcę, by Pati, poznała Adama? Bo boję się, że uda jej się go poderwać? Śmieję się w duchu z własnej głupoty. Chore myślenie!
Załóżmy po prostu, że go nie widziałam. Koniec, kropka.
Nagły odgłos otwieranych i zatrzaskiwanych drzwi wejściowych, odbija się echem w pokoju Dagmary. Jednak nie wejdzie przez nikogo niezauważony, myślę zawiedziona. Patrycja od razu gwałtownie podnosi się z łóżka, wstając i poprawiając zmierzwione włosy.
- Teraz to na pewno on! - Patrzy na nas szeroko otwartymi oczami, a po chwili uśmiechając się do nas chytrze. - Oby okazał się zabójczo przystojny, bo nie daruję, że tyle na niego czekałam!
Od razu wychodzi z pokoju, zbiegając szybko po schodach, a do naszych uszów dochodzi jej ponętny głos, witający chłopaka.
- Ehh, lepiej pójdę za nią i ją przypilnuję. Nigdy nie wiadomo, co jej strzeli do tego łba. - Wzdycha Dagmara, wstając i również wychodząc.
No i zostałam sama.
Ja nie zamierzam schodzić na dół. Nie będę świadkiem podbojów Patrycji.
Zamiast tego przenoszę się z parapetu na łóżko Dagmary. Podkładam pod papier twardą teczkę i kontynuuję swój rysunek. Tak mi się najlepiej pracuje. Wolę nie wiedzieć, co teraz się dzieje na dole.
Nie wiem ile mija czasu, ale pochłonięta pracą, jak zawsze tracę kontakt z rzeczywistością, całkowicie skupiając się na rysowaniu. Kiedy kończę zachód słońca, zaczynam przenosić na papier widok, który przykuł ostatnio moją uwagę. Mała dziewczynka, tańcząca na środku rynku, wśród uciekających gołębi. Następnie tworzę dobrze już mi znany obraz, który rysuję nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz. Widok na morze i część miasta z mojej tajnej kryjówki, wysoko nad plażą.
Kiedy wszystkie trzy rysunki już są gotowe, zaczynam kreślić szkice, wszystkiego, co mi przyjdzie na myśl. Zastanawiając się, co one tak długo nie wracają, dopiero po chwili orientuję się, że właśnie poprawiam ołówkiem, wyraźny zarys męskiej szczęki. Przerywam pracę i spoglądam na rysunek. Wykrojone, pełne usta, ostre kości policzkowe, mocny podbródek i zmierzwione, opadające lekko na czoło włosy.
Matko boska! Przecież ja narysowałam Adama!
Nie zdążyłam tylko narysować oczu. Najlepsze zapewne zostawiłam sobie na koniec.
Kręcę głową, zażenowana własnym zachowaniem i chowam niedokończony rysunek pomiędzy pozostałymi pracami. Nie będę go dokańczać. Wstydzę się. Już czuję, jak płoną mi policzki. Co, by sobie Paweł pomyślał, gdyby to zobaczył?! Nie sądzę, żeby się ucieszył... Od razu miałby dziwne skojarzenia, skoro narysowałam jego kuzyna.
Aaa, właśnie. Gdzie on jest? Miał być w domu po 20, zaraz po treningu. Zerkam na budzik, stojący na szafce nocnej, obok łóżka Dagmary. 21:15. Spóźnia się.
- Co tam, Łobuzie?!
Podskakuję na łóżku, zaskoczona nagłym, donośnym głosem. Jezu, zawał!
Słysząc śmiech stojącego za mną Adama, zamieram w bezruchu, zamykając oczy. Ale mnie wystraszył! Specjalnie to zrobił! Liczę powoli do dziesięciu, próbując uspokoić galopujące serce, teraz bezlitośnie obijające się w mojej klatce piersiowej. Wyczuwam, że ktoś wchodzi na łóżko i z impetem opada tuż obok mnie, po lewej stronie. Czy on zwariował?! Otwieram gwałtownie oczy i odwracam twarz ku niemu, chcąc zwyzywać go od kretynów i skończonych idiotów. Dodatkowo oskarżając o mój niedoszły atak serca.
Jednak z mojego gardła nie wydobywa się żaden dźwięk, zaskoczona nagłą bliskością chłopaka. Leży na boku obok mnie, podpierając się lewym ramieniem i z uśmiechem, przygląda mojej twarzy. Osłupiała, potrafię jedynie odwzajemniać spojrzenie, gapiąc się z otwartymi ustami. Jednak nie to jest najbardziej szokujące. Bardziej zaskoczyła mnie odległość dzieląca nasze twarze. Z tej perspektywy mogę dokładnie przyjrzeć się jego ostrym rysom twarzy, podziwiając mocno wykrojoną szczękę. Wykorzystam to w moim niedokończonym rysunku, nieświadomie myślę. Widząc, jak pojedyncze kosmyki włosów, jak zawsze opadają mu na czoło, nabieram nagłej ochoty, by odgarnąć je ręką.
- Chciałaś coś powiedzieć, kochanie? - pyta miękko, unosząc w uśmiechu prawy kącik ust.
Nie mogąc się powstrzymać odrywam wzrok od jego oczu i zerkam w dół na jego usta. Wydają się takie miękkie. Szybko wyrzucam z głowy natrętne myśli, z powrotem spoglądając w jego błękitne oczy. Wolę tonąć w ich kolorze, niż padnąć na zawał pod wpływem własnych myśli.
Zauważam, że spoważniał, przestając się uśmiechać i jeszcze intensywniej lustruje każdy fragment mojej twarzy. Rozchyla lekko usta, a mnie omiata lekki podmuch jego oddechu. W reakcji mój puls przyspiesza, a ciało ogarnia przyjemny dreszczyk emocji.
Kiedy dostrzegam, jak przenosi spojrzenie na moje usta, oblizując wargi językiem, serce automatycznie mi zamiera, w morderczym oczekiwaniu na dalszy rozwój sytuacji.




Jakieś uwagi do mojego stylu pisania? :) 
Spostrzeżenia? Porady?
Chętnie wysłucham! 


 Facebook Konto google Poczta mailowa Tumblr Instagram

niedziela, 11 grudnia 2016

6. Czy ja sobie to tylko wyobrażam?






Witaj w moim kolejnym rozdziale! 
Czy Lena będzie miała okazję poznać bliżej Adama?
Co, jeśli miała rację? 
Czy można zaufać obcemu mężczyźnie?

Polecam wersję na wattpadzie - https://www.wattpad.com/341232429-oddychaj%C4%85c-z-trudem-12-czy-ja-sobie-to-tylko

Wattpad - https://www.wattpad.com/user/Sinkingindreams



- W tym da się w ogóle chodzić? - Krzywię się, spoglądając na moje stopy i chude nogi. Teraz wyższe o jakieś dziesięć centymetrów.
- Nie przesadzaj. Ja chodzę w piętnastkach - odcina się Patrycja, posyłając w moim kierunku kpiące spojrzenie.
- Ale ja się czuję, jak na szczudłach! - podnoszę głos, ale szybko milknę zawstydzona, dostrzegając karcący wzrok ekspedientki.
  Stoję właśnie, jak pokraka w wysokich szpilkach, w jednym ze sklepów galerii krakowskiej i wraz z Pati i Dagmarą od trzech godzin szukam ubrań, idealnych do mojej nowej pracy, jako asystentki. Przymierzyłam już chyba z dziesięć par tych łamaczy stóp i skręcaczy kostek i wcisnęłam na siebie niezliczoną ilość obcisłych obożeniemogęoddychaćsukienek, a ja dalej nie mogę sobie wyobrazić siebie, jako eleganckiej i szykownej kobiety.
  W co ja się wpakowałam...
- Przyzwyczaisz się! Trochę potrenujesz i sama wkrótce przekonasz się, jak szybko będziesz zasuwać w tych ślicznych perełeczkach. - Przy ostatnich słowach, zmienia ton głosu, rozczulając się, niczym na widok małych dzieci
- Mówiłam. Lepsze byłyby koturny - odzywa się siedząca na kanapie Dagmara, nie unosząc nawet głowy znad podręcznika "Medycyna dla zaawansowanych".
- Jakie koturny?! - unosi się blondynka. - Koturny są dla starych ciotek! To w szpilkach w końcu jej nogi nie wyglądają, jak nogi przerośniętego krasnala.
- Dzięki - odpowiadam sarkastycznie i przytrzymuję się półki z butami, bo coś przeczuwam, że zaraz runę jak długa, rozjeżdżając się na środku sklepu.
  Słyszę, jak Patrycja warczy pod nosem, zgrzytając zębami ze złości i przeszukuje kolejne pudełka w poszukiwaniu mojego numeru buta.
- Przymierz te. - Podaje mi następną parę klasycznych, czarnych szpilek, ale tym razem o niższym i grubszym obcasie. Ooo, te nie wyglądają, aż tak przerażająco, zauważam zdziwiona. Szurając założonymi szczudłami o posadzkę sklepu i dla równowagi zamaszyście wywijając rękami, dotaczam się do kanapy, małymi kroczkami. Z ulgą, opadam zmęczona obok siedzącej na sofie Dagmary i zakładam nowe buty.
  Oby te okazały się ostatnie.
  Kiedy udaje mi się wcisnąć stopy, zmuszając palce do dalszej tortury, wstaję i robię pierwsze kroki. Przechadzam się powoli wzdłuż sklepu i jestem coraz bardziej pełna podziwu, gdy udaje mi się zachować pion, a nie chwiać, jak walczący z grawitacją pijak. Nawet Dagmara unosi głowę znad książki i przygląda się moim poczynaniom.
  - No w końcu! - woła triumfalnie Patrycja, unosząc w zniecierpliwieniu ręce do góry. - Poprosimy tę parę - zwraca się do ekspedientki i zadowolona spogląda w naszą stronę.
  Kiedy wychodzimy ze sklepu, jestem obładowana reklamówkami, jak jakaś galerianka w amerykańskim filmie. Ostatecznie kupiłam nie tylko czarne szpilki, ale i beżowe koturny, do których przekonała mnie Dagmara. Choć teraz nie jestem pewna, czy przypadkiem nie chciała tym sposobem zrobić na złość Patrycji. Dodatkowo pozostałe torby są pełne ołówkowych spódnic, sukienek i eleganckich, modnych koszul i bluzek.
  Co ja zrobiłam ze swoim życiem?
- Mówię ci! W tych ciuchach powalisz wszystkich projektancików na kolana! - Pociesza mnie podekscytowana blondynka. - Musisz przestać chodzić w tych potarganych portkach i babcinych sweterkach. Zacznij wreszcie pokazywać swoje seksowne ciało, a nie ukrywaj je pod uciągniętymi ubraniami.
- Sama jesteś uciągnięta - burczę głosem obrażonego dziecka i wlokę się za nią, siłując z trzymanymi reklamówkami.
  Seksowne ciało? Nikt mi tak nigdy nie powiedział. Nie licząc oczywiście Pawła, który wielokrotnie powtarzał mi, że zbyt wiele ukrywam pod beznadziejnymi swetrami. On również sugerował bym zaczęła podkreślać swoje wdzięki, dopasowanymi ubraniami. Tylko, że ja nie chcę tego. Nie chcę się tak czuć. Seksownie. Już na samą myśl, dopada mnie nieprzyjemny dreszcz.
- A w tych nowych butach odwrócisz uwagę od swoich krótkich nóżek i uwiedziesz samego Biela! - Śmieje się, jak opętana, nie zważając na moją zniesmaczoną minę. Co ona ma z mózgiem? - Zresztą bierz przykład z Kopciuszka. Laska jest idealnym przykładem na to, jak buty potrafią zmienić kobiecie życie.
  Teraz już obie z Dagmarą patrzymy na nią zszokowane.
- Idąc twoim tropem, powinnam być teraz w dżungli i latać po lianach w samych majtolach, w poszukiwaniu Tarzana - sugeruje rzeczowym tonem brunetka.
- Moją ulubioną bajką była zawsze Mulan, a ona przez większość bajki udawała faceta, więc niezbyt dobrze to prosperuje w moim życiu - zastanawiam się na głos.
- No! To idealnie pasujesz do tej roli! Teraz czas na twoją zmianę! - Patrycja patrzy na mnie z wielkim uśmiechem, który od razu znika, kiedy spostrzega morderczy wzrok Dagmary. - No co?! Źle mówię?
- Lenuś, więcej wiary w siebie. - Słyszę spokojny głos brunetki, więc spoglądam na nią z wyrzutem. Ona też? Zdrajczyni. - W tym przypadku, wyjątkowo muszę się zgodzić z Patryśką. - Obie olewamy toczącą ślinę blondynkę, która wydziera się na środku przejścia w galerii, by żadna z nas już nigdy więcej nie nazywała ją per Patryśka i spokojnie kontynuujemy rozmowę. - Naprawdę do twarzy ci w innym kolorze, niż tylko czerń i popiel. - Kiwa głową, dla potwierdzenia swoich słów i uśmiecha się do mnie delikatnie. - Nie twierdzę byś zaczęła ubierać się, jak nasza kochana PATRYŚKA... - mocno akcentuje imię dziewczyny, na co ona sama wpada w furię i kopie leżącą na ziemi puszkę, posyłając ją wysoko w powietrze - ... ale może zastanów się nad ubarwieniem swojej garderoby. Może na początek błękitny sweterek? Pamiętasz? Metoda małych kroczków, początkiem wielkiego sukcesu.
  Oh. Nasze życiowe motto.
- I kluczem do szczęścia mego - dokańczam cicho, zaskoczona nagłymi myślami.
  Daga ma rację. Muszę przestać zamykać się na świat. Przestać się bać i ukrywać. Nie mogę przecież całe życie wtapiać się w tłum, skrywając za szerokimi bluzami. Zresztą nie zauważyłam, bym do tej pory unikała mężczyzn, tylko dzięki moim szarym swetrom. Łotrze nie zbliżaj się do mnie! Zarażam nudnością i schizmatyckimi myślami!
  Cholera, to tylko kolor!
  Krok 1. Ubarwienie szafy (czytaj - życia). Odnotowane.
- Uspokoiłaś się już? - pyta Patrycję, Dagmara. - Co was ostatnio obie napadło? Lena wczoraj bawiła się w Pudziana, a dzisiaj ty, toczysz ślinę i wyjesz jak syrena na środku galerii. Wstyd z wami do ludzi wychodzić.
  Karci nas dalej, a mnie ponownie oblewa rumieniec, na wspomnienie zeszłego dnia i mojego małego przedstawienia.
- Że co? Co Lena robiła? - dopytuje się Patka i widzę, że już umiera z ciekawości.
- Pobiła mojego kuzyna.
- Co?! - Znowu podnosi głos, aż mijający nas ludzie, patrzą na nas krzywo, bezsłownie wyrażając dezaprobatę.
  Mogła jej tego nie mówić. Im mniej osób wie o mojej porażce, tym lepiej.
- Nie pobiłam - zaczynam się tłumaczyć.
- Nie, wcale! Tylko połaskotałaś go po jajkach pięścią.
- Co?! - pyta ponownie Patrycja, szeroko otwierając oczy.
- Wcale, że nie! Wszystko mieszasz! Pięścią oberwał w brzuch, a z kolana w... - nie dokańczam, urywając w połowie zdania, na co dziewczyny reagują śmiechem, a Patrycja domaga się całej historii, od początku. Nie mając wyjścia, opowiadam jej w skrócie, co zaszło między mną, a Adamem. Omijam jednak wątek dotyczący jego przeszywających mnie, pięknych oczu. Lepiej zachowam to dla siebie.
- No nieźle! Nie wiedziałam, że siedzi w tobie taki agresor. Moja krew, kochana! - mówi zaskoczona, kręcąc głową w osłupieniu. - Jest przystojny? Skala 1-10? - Patrzy na nas, wielkimi oczami, wymownie poruszając brwiami.
- Jezu, przecież to jest mój kuzyn! - Bulwersuje się Dagmara, wykrzywiając usta w niesmaku.
- Ale mój nie. Dlatego chcę wiedzieć, czy jest na czym zawiesić oko.
- Niech Lena ci na to pytanie odpowie. Ja nie mam kazirodczych zapędów.
- Cudujesz! Wtedy wszystko pozostaje w rodzinie - odpowiada blondynka, śmiejąc się głośno. Kiedy już się uspokaja, odwraca w moją stronę i pytająco unosi brwi. - Skala?
  Nie mam pojęcia, co jej odpowiedzieć. Szczerze, to nie zwróciłam uwagę na nic, oprócz jego przenikliwych oczu. W czasie obiadu, cały czas wbijałam wzrok w swój talerz, podnosząc głowę jedynie w chwili, kiedy musiałam odpowiedzieć na czyjeś pytanie, bądź sięgałam po stojący na środku stołu dzbanek z kompotem. A nawet wtedy unikałam jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego z chłopakiem. Co nie było łatwe, zważywszy, że siedział centralnie naprzeciwko mnie. Bo gdzieżby inaczej?!
- Dupera, czy ciepłe kluchy? - ponawia pytanie, ponaglając ręką. Kiedy dalej milczę, wzdycha ciężko, przewracając oczami. - Jakieś szczegóły?
- Eee, ma czarne włosy i eee... - jąkam się, nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć.
- Dobra, nieważne. Najwyraźniej sama muszę się przekonać i ocenić, czy warto zarzucać sidła. Daga, myślę, że dzisiaj będziesz potrzebowała pomocy w nauce.
- Coo? O czym ty mówisz? - dziwi się dziewczyna.
- Nauka. Dzisiaj. U ciebie w domu. - Użyła tonu, nie uznającego sprzeciwu. To już postanowione, a Dagmara nie ma nic do gadania.
- Że niby ja potrzebuję pomocy od ciebie? W nauce? - Patrzy na nią kpiąco, parskając cicho pod nosem. -  Chyba nakładania na twarz trzech warstw tapety.
  Niezrażona komentarzem przyjaciółki, dziewczyna, mruży w zamyśleniu oczy idalej knuje intrygi poznania Adama.
- Lena, ty też przyjdziesz prawda? Świetnie. - Marszczę brwi w odpowiedzi, bo nie zdążyłam nawet się odezwać. - Myślę, że dzisiaj zajmiemy się działem dotyczącym pierwszej pomocy.
- To się omawia w podstawówce, a nie na trzecim roku studiów - wtrąca się Dagmara. - Ale najwyraźniej twój umysł zatrzymał się właśnie w tych latach.
  Uśmiecham się pod nosem, cicho podśmiechując i przysłuchuję się dalej ich wymianie zdań.
- Oczywiście będziemy potrzebować manekina. I tu pojawia się rola dla Adama. - Uśmiecha się do nas podejrzanie i porusza brwiami.
- Jesteś chora.
- Ja zaklepuję czas wdychiwania powietrza! Tak go wydmucham, że do końca swoich dni zapamięta ten pocałunek. - Zaciera ręce, najwyraźniej nie mogąc doczekać się momentu przyssania do nieszczęsnego chłopaka.
- Wiesz, że możesz po prostu do mnie przyjść, bez żadnych podtekstów i kombinowania? Jak chcesz od razu zaprowadzę cię do jego sypialni.
  W odpowiedzi, zszokowana Patrycja, unosi dłoń w scenicznym geście oburzenia i głośno wzdycha, szeroko otwierając usta.
- Czyś ty oszalała? Chcesz zepsuć całą zabawę?! - unosi się blondynka, a w mojej głowie pojawia się myśl, że zamiast malarstwa powinna studiować aktorstwo. - Mówią, że w każdym z nas drzemie małe dziecko, ale twoje najwyraźniej dawno musiało skonać, z braku jakiejkolwiek rozrywki.
- Bo moją rozrywką jest oglądanie ostatniego sezonu "Chirurgów", a nie jak w twoim przypadku, uganianie za świeżą, męską zwierzyną.
- Ja chcę tylko obadać teren! Skoro od was nie dowiedziałam się niczego sensownego - tłumaczy się Patrycja i otwiera wyjściowe drzwi galerii.
  Wychodzimy na zewnątrz i kierujemy się w stronę najbliższego przystanku tramwajowego. Nie wiem, jak ja się upcham do tego zaludnionego wagonu z tymi wszystkimi torbami. Już czuję, jak wszyscy na mnie napierają, zabijając nieświeżym oddechem i przekraczają moją przestrzeń osobistą. Mamo, ratuj!
- Od niego raczej też za wiele się nie dowiesz. - Nagle śmieje się Dagmara. - Gadatliwy to on zbytnio nie jest.
- Tym lepiej dla mnie! Mniej gadania, więcej działania! To co? O 19 u ciebie?
  Na samą myśl, że ponownie zobaczę Adama, mój żołądek zwija się w bolesny supeł. Wolałabym już nigdy więcej go nie zobaczyć albo chociaż wymazać krępujące wspomnienia ostatniej doby. Ale prędzej, czy później musiało dojść do naszego ponownego spotkania, zważywszy, że mieszka teraz w domu Pawła. Obym tylko nie palnęła w jego obecności czegoś głupiego i nie wyszła na jeszcze większą idiotkę, niż jestem teraz.

*    *    *
  Kiedy otwierają się drzwi tramwaju, szybko zeskakuję na chodnik, nawet nie bawiąc się z zejściem po schodkach. Powietrza!
  Od 5 minut, praktycznie w ogóle nie oddychałam, by nie czuć, aż tak bardzo oddechu, stojącego obok mnie faceta. Od razu można było wyczuć, co gościu miał na obiad. Jak nic, stanowczo przesadził z ilością czosnku. No chyba, że cierpi na wyjątkowo silną halitozę. Współczuję rozmawiać z nim.
  Idąc w stronę mieszkania i dalej taszcząc torby z nowymi ubraniami, zastanawiam się, jak będzie wyglądał mój pierwszy dzień w pracy. To już jutro. Nie powiem, zaczynam się tą myślą denerwować. Ten cały Biel nie wywarł na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia i nie wiem, co mam się po nim spodziewać. Zwłaszcza, że jestem jego asystentką.
  Wzdycham, wyobrażając sobie, jak latam za nim z świeżą kawą i stosem papierów do podpisania. A on zbywa mnie machnięciem ręki, lekceważąc moje starania i krytykując za każde popełnione błędy. Przynajmniej tak mniej więcej kojarzę posadę sekretarki w filmach, które oglądałam. Czy właśnie taka praca mnie czeka?
  Kiedy jestem już w połowie drogi i docieram do małego skrzyżowania, zauważam, że rozwiązał mi się but. Nie chcąc ubrudzić śnieżnobiałych sznurówek moich nowych conversów, odkładam reklamówki na bok i kucam, zawiązując supeł. Prawie już miałam wstawać, kiedy do moich uszu dotarł dźwięk, zbliżającej się osoby. Nie podnosząc głowy, orientuję się, że kroki nadchodzą z drogi po mojej prawej stronie. To tłumaczy dlaczego nie dostrzegłam wcześniej, że ktoś się zbliża.
  Karcąc się w duchu, usilnie próbuję znowu niczego sobie nie wmawiać i niepotrzebnie karmić moją chorą wyobraźnię. Dość tego schizowania. Przecież nikt mnie nie śledzi. To pewnie jakaś kobieta wraca do domu po pracy i zmęczona szura nogami.
  Tylko coś ciężkie te kroki stawia.
  Udaję, że dalej wiążę buta i kątem oka zerkam w stronę zbliżającej się osoby. W moim polu widzenia ukazują się czarne, męskie buty. Skórzane sztyblety z luźno zwisającymi niezawiązanymi sznurówkami raczej nie należą do kobiety.
  Okej, więc to nie kobieta, lecz facet, wracający do domu z pracy i szurający dużymi buciorami. Koniec tematu. Koniec gdybania.
  Jednak kiedy wyczuwam, że mężczyzna idzie prosto w moim kierunku, a nie skręca w którąś z pozostałych dróg, mój puls automatycznie przyspiesza. Idzie tu! Bujna wyobraźnia już dorzuca węgla do ognia, kłębiąc w moim umyśle szereg obrazów i nieprzyjemnych wizji.
  Bez jaj, że on się zbliża do mnie!
  Wraz z każdym jego kolejnym krokiem, obraz widoczny z mojego, prawie leżącego położenia powiększa się i dostrzegam czarne spodnie właściciela butów. Typek uparcie brnie dalej, idąc w moim kierunku. Zapewne śmiesznie teraz wyglądam, od jakiś 5 minut kucając na środku chodnika, ale moje przyspieszone tętno nie pozwala mi się wyprostować i iść w stronę mieszkania.
  Błagam, niech mnie ten ktoś ominie!
  Kiedy dzieli nas odległość dosłownie kilku metrów, z nieopisaną ulgą zauważam, że nie skręca ku mnie, lecz idzie dalej, w drogę po mojej lewej stronie. Wypuszczam wstrzymywane powietrze i cieszę się, że najwyraźniej był to zwykły przechodzień. Lecz kiedy mężczyzna nagle zatrzymuje się, moje serce wykonuje gwałtowne salto, wypełniając żyły dawką adrenaliny.
  Zatrzymał się!
  Z szeroko otwartymi oczami obserwuję, jak czarne buty idą powoli wprost w moją stronę. Co u licha?! Czy to znowu omamy? Jest coraz bliżej. Czy ja sobie to tylko wyobrażam? Skąd mam wiedzieć, czy to się nie dzieje naprawdę?! Przełykam głośno ślinę, kiedy mężczyzna zatrzymuje się tuż przede mną, w odległości jednego metra. Zaraz zemdleję ze strachu.
  Z głośno dudniącym sercem, podnoszę powoli głowę, lustrując stojącą przede mną osobę. Czarne buty, czarne spodnie, widoczna czarna klamra od paska ze spodni. Dlaczego stoi przede mną i nic nie mówi? Czyli to jednak kolejne przewidzenie? Wstaję powoli, prostując nogi i dalej nie odrywam oczu od górującej nade mną postaci. Przenoszę wzrok wyżej i dostrzegam czarną, skórzaną kurtkę i widoczny pod nią czarny, luźny podkoszulek.
  Albo to sam diabeł stoi przede mną albo gościu ma dziwne upodobania do koloru czarnego.
  Kiedy stoję już wyprostowana, nie sięgam wzrokiem wyżej, niż do szyi i szerokich ramion mężczyzny. Pomimo nasilającego się skurczu w żołądku, podnoszę wzrok wyżej, chcąc dostrzec jego twarz. Moją uwagę od razu przykuwa dwudniowy zarost i zmierzwione czarne włosy, opadające na dobrze już mi znane przeszywające oczy.
   Oh.
- Witaj, Leno.
  Pod wpływem jego męskiego głosu wypowiadającego moje imię, serce ponownie wykonuje salto, zaczynając gwałtownie bić.
To Adam.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

I jak? :D
Co sądzisz?
Czy to na pewno przypadkowe spotkanie?
Co ten Adam może chcieć od naszej biednej Leny?













 Facebook Konto google Poczta mailowa Tumblr Instagram

niedziela, 4 grudnia 2016

5. Co ja najlepszego zrobiłam?


 Hej, hej!
Kolejny rozdział już gotowy! :D 
Kim jest ten mężczyzna?! 
Czy to naprawdę Adam śledził Lenę? Co nim kierowało? 
Jak zareaguje na to wszystko Lena?
Zapraszam do czytania :)

Wattpad - https://www.wattpad.com/user/Sinkingindreams
 
Rozdział 5 - https://www.wattpad.com/340670763-oddychaj%C4%85c-z-trudem-11-co-ja-najlepszego-zrobi%C5%82am


Stoję na środku przedpokoju, oko w oko z moim prześladowcą. Bez wątpienia to on szedł za mną dwa dni temu i to on sprawił, że o mało nie padłam na zawał. Wszystko się zgadza. Wzrost, postura, czarna bluza, a nawet ten cholerny kaptur na głowie. Jednak najgorszym i niezaprzeczalnym dowodem jest obezwładniające uczucie strachu, które wypełnia mnie teraz od środka, podobnie, jak w tamtej chwili.
Co, jeśli to jest ten sam facet? Ten sam, który wyrządził mi największą z możliwych krzywd? Co, jeśli wrócił, by dokończyć to, co zaczął sprzed kilku lat?
Głos, jak zawsze w takich chwilach, odmawia mi posłuszeństwa, tworząc w gardle nieznośną gulę, a ja nie słyszę nic, poza donośnym dudnieniem własnego serca.
Ale to przecież niemożliwe. Tamten facet zniknął bez śladu.
Dygocąc na całym ciele, nie zdolna do jakiegokolwiek ruchu, potrafię tylko wpatrywać się w jego ciemne, mroczne oczy. Czuję, jak gwałtownie wciągają mnie w swój mrok, pozbawiają oddechu i wiążą w paraliżującym uścisku. Kiedy już zaczynam się dusić, nagle uświadamiam sobie, że spadam. Lecę z niewiarygodną szybkością w dół i jestem pewna, że zaraz roztrzaskam się w drobny mak. Jednak tak się nie dzieje i spadam dalej, a jego oczy nieustępliwie przeszywają mnie na wylot.
Nie wiem, ile mija czasu. Może minuta, dwie, pół godziny, ale kiedy w końcu wyrywam się z zaciskających mnie pętli strachu i uwalniam się od jego przeszywającego spojrzenia, łapię gwałtownie oddech, odzyskując kontrolę nad własnym ciałem.
O Boże, to było dziwne.
Stoję zaledwie krok od gościa, który mnie śledził, a ja dyszę spazmatycznie, próbując dostarczyć choć odrobinę tlenu do moich płuc. Przez chwilę naprawdę myślałam, że już po mnie. Najchętniej schowałabym się teraz gdzieś w kącie, daleko od wszystkich i przesiedziała tam w samotności bite, kilka godzin, ale nie dam mu tej satysfakcji. Nie pokażę, jak naprawdę wpłynął na mnie sam jego widok i ten przeszywający wzrok.
Muszę udawać silną!
Tyle razy wyobrażałam sobie tę chwilę. Chwilę, kiedy nasze drogi ponownie łączą się, a ja w końcu mogę odpłacić mu pięknym za nadobne. Zemszczę się. Zniszczę go.
Ogarnięta dziką furią, spoglądam w jego kierunku i dostrzegam, że wpatruje się we mnie, lekko przechylając głowę. Przez jego twarz przebiega szereg różnych emocji, począwszy od zdziwienia, zaciekawienia, po... Zaraz! Czy on właśnie uśmiecha się do mnie drwiąco?!
Kretyn idzie za mną, śledząc mnie, a teraz ma jeszcze czelność śmiać mi się prosto w twarz?! Zaraz zetrę mu z gęby ten krzywy uśmieszek!
Widząc, jak unosi lekko kącik ust, a jego oczy ewidentnie wyrażają rozbawienie, ogarniający mnie jeszcze przed chwilą strach, znika, a moja żądza mordu wybucha, dając upust długo kumulowanym emocjom. Jednym susem, szybko dopadam do niego i uderzam rozwartymi dłońmi, prosto w jego klatkę piersiową.
- Z czego się śmiejesz do cholery?! - krzyczę, a pod wpływem mojego ciosu, chłopak traci równowagę, mocno uderzając plecami w ścianę przedpokoju. - Mów! Coś ty za jeden i czego ode mnie chcesz?! - Napieram na niego całym ciałem, jeszcze raz uderzając z całej siły w pierś. Chłopak leci do tyłu i próbując utrzymać równowagę, chwyta moje ramię, tym samym gwałtownie ciągnąc ku siebie. Zaskoczona tym nagłym ruchem, wpadam wprost na niego, z impetem wbijając nas z powrotem w ścianę.
Wypełniona po brzeg adrenaliną, ledwo, co rejestruję swój zduszony okrzyk i jego ciche sapnięcie, świadczące o bólu, obitych pleców. Lecz kiedy pod obolałym policzkiem wyczuwam twardą klatkę piersiową chłopaka, gwałtownie odpycham się od niego rękami. Bez dłuższego namysłu, wymierzam mu cios z zaciśniętej pięści prosto w brzuch.
- Odwal się ode mnie! - Odskakuję od niego na bezpieczną odległość kilku kroków i zamieram w gotowości do kolejnego ataku. W każdej chwili przyłożę mu jeszcze raz, jeśli zbliży się do mnie zanadto. Z mocno bijącym sercem, patrzę, jak prostuje się, odzyskując równowagę i krzywi lekko twarz, trzymając się za brzuch.
Jego grymas sprawia mi niemałą satysfakcję.
Hah! Mówiłam, że zetrę mu z twarzy ten parszywy uśmieszek!
- Kurwa, dziewczyno, o co ci chodzi? - pyta, marszcząc brwi i spoglądając na mnie nierozumiejącym wzrokiem. Nie wiem dlaczego, ale widok jego ogłupiałej miny ponownie wyprowadza mnie z równowagi, zalewając falą gniewu.
Teraz będzie udawał, że o niczym nie wie?! Teraz?!
- Ja ci zaraz pokażę, o co mi chodzi pojebie! - Atakuję go ponownie, okładając pięściami i krzycząc, co mi ślina na język przyniesie. Wyzywam go od psycholi i kretynów, soczyście posługując się wulgaryzmami, a chłopak usilnie zasłania się rekami, chcąc uniknąć moich nieustających ciosów.
- Odbiło ci?! - przerywa moją wiązankę i próbuje złapać moje ręce.
- Na sranie szedłeś za mną dwa dni temu?! - Nie poddaję się i dalej go atakuję, celując w brzuch.
- Coo? - Jego szczerze zaskoczona mina, na chwilę wyrywa mnie z letargu i spoglądam w jego osłupiałą twarz, przestając go okładać.
Chwila. A jeśli to nie on?
Kłamie!
Chce wprowadzić mnie w błąd!
Wykorzystując moment jego chwilowej nieuwagi, wyrzucam gwałtownie kolano do góry, trafiając centralnie między nogi chłopaka. Nie wierzę mu. To na pewno on. Z wzrokiem pełnym jadu, zaciskam pięści na brzegach jego czarnej bluzy i przybliżając się ku niemu, syczę mu prosto w twarz:
- Mów, kim jesteś i czego ode mnie chcesz?
Jednak ten dalej nie odpowiada i wstrzymuje oddech, z zamkniętymi oczami. Najwyraźniej w ciszy przeżywa ból skopanych jaj. W końcu, po upłynięciu kilkudziesięciu sekund, wypuszcza głośno powietrza i otwiera oczy.
Oczy wyrażające czysty gniew.
O, kurczę.
Moja agresja znika, a serce kuje nagłe uczucie lęku. Chyba się wkurzył. Nasze spojrzenia łączą się, a mnie ogarnia jeszcze większy strach, zaskoczona jego nagłą bliskością. Stoimy razem, przyciśnięci do ściany, a ciszę wypełnia jedynie odgłos naszych pobudzonych adrenaliną, oddechów. Dzielą nas dosłownie centymetry. Jest stanowczo za blisko! Dodatkowo cały czas kurczowo trzymam się jego bluzy i obawiam się, że to tylko ona powstrzymuje mnie przed upadkiem.
Patrzymy sobie prosto w oczy, a mój puls przyspiesza, dostrzegając, że początkowy gniew widoczny w jego oczach nagle łagodnieje i zmienia się w nieodgadnioną emocję. Czy to... żal?
Wpatruję się w niego, nie nic rozumiejącym wzrokiem i próbuję wyczytać coś więcej z jego błękitnych oczu. Zaraz! Błękitnych? Dlaczego wcześniej wydawały mi się takie ciemne? Skoro teraz mam przed sobą najjaśniejszy błękit, jaki kiedykolwiek widziałam?
Moje rozmyślenia przerywa głos Dagmary, stojącej w drzwiach za moimi plecami:
- Eee, Lena? Wszystko w porządku? - Spanikowana, uświadamiam sobie, jak to musi wyglądać z jej perspektywy. Dwójka osób stojąca blisko siebie, przyciśnięta do ściany i patrząca sobie głęboko w oczy. Od razu, po raz drugi dzisiejszego dnia, odrywam się od jego ciała, gwałtownie cofając. - Usłyszałam krzyki i zastanawiałam się, czy coś przypadkiem się nie stało?
Patrzy to na mnie, to na chłopaka, marszcząc brwi i myśląc, Bóg wie co.
- Ja... - zaczynam, ale zaraz urywam, nie wiedząc, co powiedzieć. Jak mam wyjaśnić jej tę sytuację? Aaa Daga, bo wiesz, zaatakowałam twojego kuzyna, waląc go pięściami i kopiąc prosto w jaja. Ale nic się nie martw, ma za swoje. Może teraz w końcu przestanie mnie śledzić.
Nagle otwieram szeroko oczy, uświadamiając sobie pewną rzecz. Co, jeśli to nie on? Co, jeśli to ktoś inny szedł za mną w drodze do domu? Czyżbym go pomyliła z kimś innym, niesłusznie oskarżając? Ale to by oznaczało jedno... Że niepotrzebnie pobiłam niewinnego człowieka.
- Nic się nie stało. - Słysząc jego głos, zaskoczona spoglądam w jego kierunku i dostrzegam, jak prostuje się, poprawiając czarną bluzę. - To moja wina.
Co??
Teraz to ja, nic nie rozumiem. Dlaczego bierze winę na siebie? Przecież to ja go zaatakowałam.
- Nie! To moja wina! - zaprzeczam od razu. - Uderzyłam go.
Widząc zszokowaną minę Dagmary, spuszczam głowę w dół, a pożerające mnie od środka uczucie wstydu, tylko potwierdza moje obawy, że niesłusznie oskarżyłam jej kuzyna. Przecież ja tego gościa pierwszy raz na oczy widzę. On mnie zresztą też.
Co ja najlepszego zrobiłam?
- Pomyliłam go z inną osobą. Z mężczyzną, który śledził mnie dwa dni wcześniej. - Mówiąc, dalej wpatruję się w swoje stopy i czuję, jak moje policzki oblewa czerwony rumieniec.
Chcę zapaść się pod ziemię!
- Oh, Lena, skarbie. - Czuję, jak dziewczyna podchodzi do mnie i kładzie dłoń na moich plecach, w opiekuńczym geście. - Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? Naprawdę ktoś cię śledził, czy to twoje kolejne... - Zacina się w połowie zdania, ale ja i tak wiem, co chciała powiedzieć. Urojenia.
Nie wierzy mi. Po części jej się nie dziwię. Znamy się już kilka lat i choć nie zna mojej całej historii, dobrze wie o moich lękach. Nieraz była świadkiem, jak nagle wybuchałam płaczem, bądź zaszywałam się w czterech ścianach. Niejednokrotnie uspokajała mnie, kiedy ogarnięta lękiem, nie potrafiłam zrozumieć, że uśmiechający się do mnie koleś, tylko stara się być uprzejmy, a nie knuje szalonych intryg pojmania mnie, bądź wyrządzenia okrutnej krzywdy.
Następuje cisza, która szybko wypełnia małą przestrzeń przedpokoju. Stoję pomiędzy obejmującą mnie Dagmarą, a jej kuzynem Adamem i zamykając oczy, w duchu modlę się, by ta krepującą chwila minęła, jak najszybciej. Jakby czytając w moich myślach, ciszę przerywa Daga.
- Ale wiesz, że to niemożliwe, by śledził cię właśnie Adam? On dopiero, co przyjechał, a sama mówiłaś, że to zdarzyło się dwa dni wcześniej.
Mogła się już lepiej nie odzywać.
-Wiem - burczę cicho pod nosem. Teraz już wiem.
Słyszę, jak dziewczyna oddycha z ulgą i śmieje się sztucznie, chcąc załagodzić napiętą atmosferę. Szkoda tylko, że wstyd już dawno wyżarł mnie od środka, pozostawiając dziury wielkości pięści.
Chcę zniknąć.
- Skoro wszystko już sobie wyjaśniliśmy, chodźmy w końcu do jadalni. Wszyscy już dawno na nas czekają przy stole. - Mówiąc to, odwraca się w kierunku drzwi i idzie w stronę salonu, sąsiadującego z jadalnią.
Szybko idę za nią, nie chcąc zostać sam na sam z chłopakiem, ale powstrzymuje mnie nagły ucisk na moim ramieniu. O nie! Pewnie chce mnie skrytykować, wyzywając tak, jak ja go wcześniej i żądać wyjaśnień mojego psychicznego zachowania. Oczami wyobraźni właśnie wyrywam sobie sama serce. Zatrzymuję się i spoglądam na niego, nieśmiało zerkając w twarz. I znowu te oczy. Jasnoniebieskie z nieco ciemniejszą obwódką.
Przez głowę przechodzi mi myśl, że w takiej chwili, nie jest już mi straszna żadna krytyka.
Chłopak jednak nic nie mówi, tylko podobnie, jak ja, przygląda się mojej twarzy, patrząc głęboko w oczy. Oh. Nie ma zamiaru skomentować mojego zachowania? W ogóle nie zamierza nic powiedzieć? - myślę zaskoczona.
- Przepraszam - wyrywa mi się, zanim zdążę dobrze wszystko przemyśleć.
Nie odpowiada. Nawet się nie uśmiecha. Dalej, uparcie wpatruje się tymi swoimi niebieskimi oczami, a ja czuję, jak przeszywa mnie spojrzeniem, zaglądając w głąb mojej duszy. O czym on myśli? Nad czym się zastanawia? Nie potrafię nic odczytać z wyrazu jego twarzy, a przecież nigdy nie miałam problemu z odgadywaniem ludzkich uczuć i emocji.
Zamiast tego, próbuję stawić się na jego miejscu. O czym, bym myślała? No tak. Zapewne zastanawiałabym się, co to za wariatka, którą widzę po raz pierwszy na oczy, a która rzuca się na mnie z pięściami, wyzywając od kretynów i psychopatów.
Co za wstyd.
Uświadamiam sobie, że nadal trzyma rękę na moim przedramieniu, ale kiedy spoglądam na nią, od razu spuszcza ją w dół. Nie patrząc już na niego, odwracam się i idę w stronę głosów, dobiegających z jadalni. Byle z dala od jego przeszywającego i nieodgadnionego spojrzenia. Nie wiem, jak ja wytrzymam, siedząc z nim przy jednym stole, skoro już na samą myśl, o moim wyczynie, moje ciało, wręcz topi się ze wstydu, błagając o szybką śmierć.
Coś czuję, że to będzie mój najdłuższy i najbardziej niezręczny obiad w całym moim życiu.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

I jak wrażenia? :D
Co sądzisz o agresywnej wersji Leny?
Czy słusznie zaatakowała Adama?
Jak zachowałbyś się na jej miejscu?

Ciekaw jestem Twojej opinii :D

 


 Facebook Konto google Poczta mailowa Tumblr Instagram