piątek, 29 lipca 2016

"Korona" Kiera Cass


"Korona"  

 Powracamy do świata Illei wraz z V (prawdopodobnie), ostatnim tomem serii "Rywalek". Każda część, a w szczególności trzy pierwsze, opowiadające o losach Ami i Maxona, urzekła mnie swoją piękną, a wręcz bajkową historią, a cała seria już na zawsze zapadła głęboko w pamięć. Dlatego  z wielką przyjemnością i z wypiekami na twarzy, dorwałam się do "Korony", by móc poznać dalsze losy moich ukochanych bohaterów. 

Lecz w tej części, głównymi bohaterami nie są już Maxon i America. Ta historia nie opowiada o ich pięknej, szczerej i niecodziennej miłości. Tym razem Kiera Cass poświęciła uwagę prawowitemu władcy Illei, następczyni tronu, pierwszemu dziecku królewskiej pary i ich jedynej, ukochanej córce. Nadszedł czas na najpiękniejszą i najpotężniejszą kobietę w całym państwie, kobietę niemającą sobie równych. Nadeszła era panowania Eadlyn Schreave!

I bądźmy szczerzy... Eadlyn, pomimo niezaprzeczalnego wdzięku, niezwykłej urody, inteligencji i wszelakim zdolnościom, nie cieszy się zbyt dobrą opinią publiczną. Poddani postrzegają ją, jako zadufaną w sobie, bezwzględną i egoistyczną panienkę o ładnej twarzy i nienagannym ubiorze. Ale nie o to tu chodzi! Co z tego, że następczyni tronu zawsze będzie przykładem perfekcyjnego wyglądu, skoro nie okazuje żadnego zainteresowania życiem swoich poddanych i nie robi nic, by trudny los mieszkańców Illei stawał się coraz lepszy? Taki władca sprawi więcej szkód, niż pożytku! 

"Ale prawda jest taka, że miłość jest równie przypadkowa, jak i zaplanowana, równie piękna, jak i katastrofalna" 

Ale niczego nieświadoma, a raczej niczego niedostrzegająca Eadlyn, nie ma pojęcia o krążących na jej temat obawach i dalej żyje w swoim bajkowym świecie, skupiając uwagę tylko i wyłącznie na jednej osobie, siebie samej. Bo kto może mieć trudniejsze życie, niż ona, przyszła królowa? Kto śmie narzekać, gdy ona codziennie musi mierzyć się z problemami państwa i starać się podołać wszystkim obowiązkom i wymaganiom, związanych z rolą księżniczki? Do tego została wbrew sobie, zmuszona do zorganizowania eliminacji i wybrania w najbliższym czasie wśród 35 kandydatów męża i partnera przyszłej królowej. Ale jak ma się zakochać, w którymś z tych chłopców, skoro już od najmłodszych lat kierowała się rozumem, a nie głosem serca? Jak znaleźć tego jedynego, gdy twoje serce otoczone jest z każdej strony wysokimi murami, zagradzając drogę każdemu śmiałkowi, który odważy się do ciebie zbliżyć? Co, jeśli Eadlyn nigdy nie będzie potrafiła kogoś pokochać? Czy odważy się postawić swoje szczęście ponad dobro kraju? 

Od razu uprzedzam, recenzja zawiera spojlery odnośnie zakończenia "Następczyni", więc czytasz ją na własną odpowiedzialność!
Czasem zdarza się dzień, który zmienia wszystko. Dzień, który otwiera oczy i uświadamia, jakim się było debilem... I to dosłownie! A ty możesz się wtedy tylko zastanawiać, co jest ze mną nie tak? Dlaczego byłam taka ślepa? Taki dzień następuje w życiu Eadlyn wraz z otrzymaniem pożegnalnego listu od ukochanego brata bliźniaka. Listu, w którym Ahren wyjawia okrutną prawdę na jej temat i uświadamia jaką jest osobą w oczach innych. Mało tego! W tym samym dniu na wieść o ucieczce syna z kraju i poślubieniu w tajemnicy francuskiej księżniczki, America, matka Eadlyn, dostaje zawału serca. Jej stan z dnia na dzień pogarsza się... 

 "Może to nie pierwsze pocałunki powinny być takie szczególne, tylko ostatnie"

Dzień ucieczki Ahrena i nagłego zawału matki, otwiera oczy Eadlyn i uświadamia smutną, bezlitosną prawdę. Poddani jej nie lubią i buntując się, grożą detronizacją. Ukochany brat opuszcza ją w chwili, gdy go najbardziej potrzebuje, lekarze straszą, że królowa może się już nie obudzić, a załamany ojciec pogrążył się w rozpaczy. Gdyby tego było mało, w związku z chwilową niedyspozycją króla, sprawowanie władzy nad Illeą i panowanie nad niezadowolonymi poddanymi spada na barki młodej i przerażonej Eadlyn. Tylko jak rządzić krajem, który nie chce takiej królowej? W chwili największego załamania, Eadlyn przekonuje się, że jej potencjalni kandydaci na przyszłego męża, stoją za nią murem, wspierając i dodając otuchy. Zaskoczona wiernością i lojalnością chłopców, na których przedtem w ogóle nie zwracała uwagi, uświadamia sobie, że jeszcze nie wszystko jest na straconej pozycji. Odzyska zaufanie poddanych, zacznie interesować się życiem innych, zrobi wszystko, byle tylko zapanował porządek i szczęście w całej Illei. A może i dla niej znajdzie się odrobina szczęścia? Czy uda jej się zakochać i zmienić na lepszą królową? Eadlyn dodatkowo postanawia poświęcić więcej uwagi eliminacjom i polubić chłopców, którzy okazali jej tyle dobroci i wsparcia. 

"Nie chodzi o to, że nie wiem czego szukam. Chodzi o to, że nie jestem gotowa, by tego szukać"

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 
Muszę przyznać, że książki Kiery Cass mają coś w sobie, co przyciąga czytelnika, niczym magnes i ciągnie, jak ćmę do światła. Pomimo swojej prostoty i lekkiej, niewymagającej fabuły, powieść nie zanudza, a wręcz z strony na stronę wzbudza coraz większą ciekawość, urzekając bajkową historią. Miło jest móc ponownie przenieść się do świata Ami i Maxona i przekonać się, że dalej wiodą długie i szczęśliwe życie razem. Choć losy Eadlyn nie pochłonęły mnie, aż tak bardzo, jak fenomenalne trzy pierwsze części "Rywalek", to jednak nie żałuję czasu spędzonego z młodą i niezależną następczyni tronu. I o dziwo polubiłam księżniczkę do tego stopnia, że z przyjemnością sięgnę ponownie po "Następczyni" i "Koronę", by jeszcze raz przenieść się do świata pięknych sukni i szykownych sali i jeszcze raz przeżyć romans z 35 przystojnymi młodzieńcami. Ale wiem... Eadlyn potrafiła być nieraz nad podziw wkurzająca i bezmyślna, irytując i szokując swoim egoistycznym zachowaniem. Jednak nie była, aż taka zła! Wiedziała, że musi podołać roli, jako przyszła królowa, dlatego już od dziecka uczono ją i wychowywano, by potrafiła sprawować władzę i słusznie decydować w sprawach dotyczących kraju. Kibicowałam jej, gdy osiągała pierwsze sukcesy, cierpiałam razem z nią w chwilach bólu, strachu i rozczarowania, trzymałam kciuki w momentach, gdy poznawała kolejnego kandydata i razem zastanawiałyśmy się, czy to może ON będzie tym jedynym, idealnym przyszłym mężem? Ale, jak tu podjąć tak ważną decyzję, gdy każdy chłopiec okazuje się być inteligentnym, miłym i uroczym młodzieńcem? Gdy każdy non stop pozytywnie cię zaskakuje i sprawia, że na twojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech? Tylko dlaczego to głupie serce nadal siedzi cicho i nie raczy wskazać idealnego kandydata?

 "Znalezienie księcia może wymagać pocałowania mnóstwa żab"

Zapewne nikogo nie zaskoczyła przemiana, jaka następuje w Eadlyn, ale mogę się założyć, że nie jedna osoba była zszokowana jej decyzją i wyborem przyszłego męża. Wiem również, że nie każdy darzył sympatią nowego księcia Illei. Na szczęście ja byłam jak najbardziej zadowolona z wyboru Eadlyn, więc ominęło mnie rozczarowanie i rozgoryczenie, jej niespodziewanym zachowaniem. Szczerze? Już w pierwszej części zwróciłam uwagę na tego kandydata i pamiętam, że pomyślałam wtedy: "Hmm... A może, by tak ten? Niech Eadlyn jego wybierze!" Uff... A było tak blisko, bym też teraz pluła jadem i potokiem niezrozumiałych słów, tak jak ci nieszczęśnicy, których kandydat poniósł sromotną klęskę i został odesłany do domu. Paszoł won! Do ostatnich stron nic nie było pewne! Ta niewiedza i niepewność, wręcz paraliżowała! Zapewne niektórzy już po przeczytaniu "Korony" będą się zastanawiać: "Ale jak to? Dlaczego on? Przecież... ale... że co...?". Dlatego wielkie podziękowania dla Kiery Cass, za ten efekt zaskoczenia i małe zamieszanie, które tylko podgrzało atmosferę i sprawiło, że książka stała się jeszcze lepsza! 

Nie wiem, czy to już koniec przygody z Illeą i koniec z losami Ami, Maxona i ich dzieci, ale wiem, że z przyjemnością sięgnę po kolejne tomy, jeśli autorka postanowi coś jednak jeszcze napisać. Może teraz nadejdzie pora na dzieci Eadlyn? A może coś o Ahrenie? Przeczytam wszystko! I mogę się założyć, że jeszcze kiedyś wrócę do "Rywalek", by jeszcze raz przeżyć historię Ami. Kiero dziekuję Ci, że stworzyłaś tak niesamowitą i uroczą sagę, dziękuję Ci za ten wykreowany bajkowy świat, który przenosił mnie do pałacu i pięknych balowych sukni, dziękuję Ci za ten czas, który miło spędziłam, czytając każdą część i zakochując się coraz bardziej w Illei i jej mieszkańcach. Dziękuję Ci za Maxona! O tej postaci na pewno dłuuuugo nie zapomnę, bo już na zawsze znalazł się na mojej liście best of the best, liście wszystkich fikcyjnych przyszłych mężów. I może to głupio zabrzmi, ale dziękuję również sobie, za to, że pewnego dnia widząc piękne okładki "Rywalek" postanowiłam kupić całą trylogię. A mówią, by nie oceniać książek po okładkach...

Polecam każdemu zarówno "Rywalki", jak i późniejsze książki opowiadające o losach Eadlyn. Tę historię po prostu trzeba poznać. Przeżyć tak jak ja i wielu innych miłośników pióra Kiery Cass. I choć "Korona", nie jest, aż tak znakomita  i poruszająca, jak jej poprzedniczki, to jednak warto sięgnąć po nią i poznać dalsze losy księżniczki i jej rodziny. A dla tych, którym "Następczyni" nie przypadła do gustu - spokojnie, ta część jest znacznie lepsza! Także rusz cztery litery i wio do księgarni, biblioteki i zdobądź dzieło Kiery Cass, a gwarantuję, nie pożałujesz! 

Ocena: 7/10


 Facebook Konto google Poczta mailowa Tumblr Instagram

piątek, 15 lipca 2016

"Jedno małe kłamstwo" K.A.Tucker


"Jedno małe kłamstwo"

Po emocjonalnych i fenomenalnych "Dziesięciu płytkich oddechach" (recenzja tutaj) powracamy do świata sióstr Cleary wraz z drugim tomem serii. Tym razem historia opowiada o Livie, młodszej siostrze Kacey i jej całkowitym przeciwieństwie. Po przeczytaniu pierwszej części książki wiemy, że nasz płomienny rudzielec i czarnowłosy skromniś, pomimo pokrewieństwa są niczym ogień i woda. Jak starsza z sióstr cały okres dorastania spędziła na zakrapianych imprezach, niezobowiązujących spotkaniach z facetami i bezustannym pakowaniu się w tarapaty, tak młodsza wolała przeżyć ten czas z nosem w książkach, wkuwając i snując plany o swojej idealnej przyszłości. 

Choć z pozoru mogłoby się wydawać, że tragiczny wypadek i śmierć rodziców, odbił się głównie na Kacey (kto przeczytał "10 p. o." ten wie"), tak naprawdę miał taki sam wpływ na obie siostry. Livie kierując się ostatnimi słowami ojca "Spraw, bym był dumny..." maniakalnie dąży do perfekcji, uszczęśliwiając wszystkich ludzi wokoło. Ta wrażliwa na cierpienie innych, rozważna i odpowiedzialna dziewczyna już w wieku 9 lat miała jasno określone cele w życiu. Dostać się na studia, zdać na medycynę, zostać lekarzem i w przyszłości uratować wiele ludzkich istnień. Zrobić wszystko, byle tylko nie zawieść oczekiwań ojca i przysporzyć mu, jak najwięcej powodów do dumy z własnej córki. Przecież obiecała, że się postara... Idąc przez życie według ściśle określonego schematu, żyjąc marzeniami zmarłego ojca, nie pozostawia sobie miejsca na popełnienie jakiegokolwiek błędu. Tylko, jak długo można żyć według nie swojego planu? Planu, który nie pozwala na chwile zawahania i wątpliwości? Czy Livie przejrzy na oczy i odkryje, że jej ułożone życie, to tak naprawdę nie jej życie? Czy przeprowadzka do New Jersey i zmiana otoczenia pomoże zrozumieć dziewczynie, kim tak naprawdę jest? Czy idealne wybory Livie okażą się nie takie perfekcyjne, jak zawsze myślała? Zdruzgotana, szybko przekonuje się, że los ma dla niej zupełnie inny plan, całkowicie odbiegający od jej wcześniejszych ustaleń... 

"Wszystko jest kłamstwem"

Historia rozpoczyna się w momencie, gdy spełnia się jedno z największych marzeń Livie i jej zmarłego ojca, dziewczyna dostaje się na studia w Princeton, gdzie może kontynuować swoją przyszłą medyczną karierę. Kolejny punkt na liście czynności koniecznych do zrealizowania, by jej idealne życie było jeszcze bardziej idealne, zostaje odhaczony! Ale tego, co dzieje się następnego dnia, Livie na pewno nie planowała... Już przy pierwszej okazji, Kacey i jej nowa, szalona współlokatorka Reagan, wyciągają ją na mocno zakrapianą imprezę. Ich celem jest tylko jedno - upić spokojną i nigdy niepijącą Livie i sprawić, by ten wieczór stał się jednym z najlepszych dni w jej marnym i pozbawionym spontaniczności życiu. Z pomocą galaretowatych shotów, dziewczynom udaje się spełnić ich niecny plan i doprowadzić Livie do stanu nietrzeźwości. Mało! Biedna Livie na drugi dzień budzi się z ogromnym kacem, tatuażem na plecach i lukami w pamięci, nie mogąc sobie przypomnieć, co działo się poprzedniego wieczoru... Dodatkowo, przerażona odkrywa, że na sąsiednim łóżku śpi goły facet z napisem na tyłku "Irlandka".Co jest grane? Co się wczoraj stało? Ku swojemu zgorszeniu, ten goły, ale jakże przystojny mężczyzna zwraca się do niej właśnie "Irlandko...", prosząc, by zapomniała o wszystkim, co wydarzyło się pomiędzy nimi. Że co?! O czym on do cholery mówi? I dlaczego ma na tyłku tatuaż z moim rzekomo nowym pseudonimem?! Z alkoholowego zamętu w głowie, Livie zaczyna przypominać sobie wydarzenia z poprzedniego wieczoru i przerażona, uświadamia sobie, że jej zachowanie na pewno nie było godne aprobaty i dumy ze strony ojca... A to wszystko wina galaretowatych shotów i tego dupka Ashtona, który jednym wieczorem wywrócił życie Livie do góry nogami!
"Czasami w życiu podejmujesz decyzję, a potem wątpisz w jej słuszność. Nie żałujesz, bo wiesz, że dokonałeś właściwego wyboru, i że tak prawdopodobnie jest lepiej. Za to spędzasz mnóstwo czasu zastanawiając się, co, u diabła, robisz"

Po haniebnej i pełnej wstydu pijackiej imprezie, Livie ze wszelkich sił stara się nadać swojemu życiu dawny, idealny, monotonny tor i dalej dążyć do zrealizowania wszystkich swoich celów i pragnień. Tylko, jak skupić się na nauce, gdy posiadająca niezwykły dar przekonywania współlokatorka, wyciąga cię na kolejne imprezy, a ty uparcie nie potrafisz przestać myśleć o mężczyźnie, który skradł twój pierwszy pocałunek i sprawił, że spędziłaś najlepszy dzień swojego życia? Mowa oczywiście o Ashtonie, niesamowicie przystojnym kapitanie studenckiej osady wioślarskiej, największym podrywaczu i obiekcie westchnień, co drugiej dziewczyny. Jego Livie, zdecydowanie NIE planowała! A także tego, że ten bezczelny, arogancki i zadufany w sobie typek, całkowicie zawróci jej w głowie, wypełniając każdą myśl. Jak do tego doszło? Jak Livie mogła pozwolić na to, by chłopak, który przyczynił się do jej pijackich wybryków, chłopak, który zdradza własną dziewczynę na prawo i lewo, zawładnął jej myślami, a może i nawet sercem? Pomimo uslinych starań, Livie nie potrafi wyrzucić go ze swojej głowy, zwłaszcza, gdy utrudniajacy wszystko Ashton, postanowił dalej nękać i zawstydzać dziewczynę. A tatuś zawsze powtarzał! Chłopcy to wysysacze mózgu i mistrzowie komplikowania życia! 

Będąc na etapie "O boże, jak mnie ten Ashton wnerwia! - O boże, jaki ten Ashton jest przystojny!", w życiu Livie pojawia się Connor. Ułożony, odpowiedzialny, inteligentny, bystry chłopak, który podobnie, jak ona ma dalekosiężne plany na przyszłość. No chłopak ideał! Z takiego zięcia na pewno ucieszyliby się rodzice! Ale, czy ten idealny zięć będzie miał na tyle ikry, by pozbyć się rywala, wypełniającego głowę Livie? Czy Connor okaże się być jej wybawcą? Rycerzem w zbroi na lśniącym, białym koniu, jakiego Livie od dziecka marzyła spotkać? A może to jednak będzie Ashton? Czy "zły facet" okaże się być dla niej najlepszym wyborem? Zwłaszcza, że poznając go coraz bliżej, zaintrygowana Livie odkrywa, że pod osłoną bezczelnego i olewającego wszystko Ashtona, kryje się skrzywdzony i zagubiony chłopak z mroczną i bolesną przeszłością... 

"Czuję teraz, że nic wcześniej nie było właściwe. Nic, aż do teraz"

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Sięgając po kolejne działo K.A.Tucker spodziewałam się genialnej historii na miarę "Dziesięciu płytkich oddechów". Książki, która pochłonie mnie już od pierwszych stron, porażając swoją niezwykłością i zalewając wulkanem emocji. I uff... Nie myliłam się! Autorce udało się powtórzyć sukces, tworząc kolejną, niesamowitą i pełną niezapomnianych wrażeń książkę. Oprócz talentu pisarskiego, K.A.Tucker posiada również dar do tworzenia niezwykle realnych postaci. Postaci, których poznajemy wraz z zagłębianem się w lekturę, niejednokrotnie czując i przeżywając to samo, co oni. Bo ich problemy to również nasze problemy. My również kiedyś straciliśmy kogoś bliskiego! Nam też nieraz wyrządzono krzywdę! Wszystko to sprawia, że postacie wydają nam się bardziej realnej, wyjęte z prawdziwego świata. 

W "Jednym małym kłamstwie" poznajemy kilku bohaterów, a każdy z nich boryka się z innymi problemami. Mamy możliwość zobaczenia na własne oczy zmianę, jaka następuje w Livie, w skutek popełnieania przez nią pierwszych błędów i przeżywania pierwszych porażek życiowych. Widzimy rozdarcie skromnej i nieśmiałej dziewczyny, gdy miota się pomiędzy tym, co zaplanowała, co podpowiadał jej ojciec, a tym, co czuje i kim mogłaby być, gdyby przestała kurczowo trzymać się ustalonego planu. Ponajemy Ashtona i tu od razu muszę podkreślić, że jego postać jest ogromnym plusem zarówno dla autorki, jak i dla jej powieści. Nieciekawa przeszłość i paraliżująca historia Ashtona, sprawia, że ksiażka staje się jeszcze lepsza i jeszcze bardziej intrygująca. Jest również Connor, postać, która nie wzbudziła we mnie żadnych negatywnych, ani pozytywnych wrażeń. Nic. Zero. Ale może i dobrze? Już od pierwszych stron byłam skupiona na Ashtonie i pomimo sytuacji, w których nieraz byłam poirytowana jego zachowaniem i łapałam się za głowę w duchu krzycząc "Kretynie, co ty robisz?!", bez wątpienia, należę do "Team Ashi"! W "Jednym małym kłamstwie" mamy również styczność z doktorem Staynerem, którego bezinteresowna pomoc, wsparcie i wielkie, dobroduszne serce, nie zna granic. Przez książke przwijają się także takie postacie, jak Kacey, Trent, Storm, czy choćby nowi koledzi i przyjaciele Livie, którzy urozmaicają fabułę powieści, szokując i rozbawiając czytelnika do łez. 

"Toksyczna atmosfera zaczyna nas dusić, wypływają kłamstwa, podczas, gdy prawda (...) rozpływa się w nicość"

"Jedno małe kłamstwo" to nie tylko książka o naiwnej i niedoświadczonej dziewczynie, wrzuconej w wir szalonego życia studenckiego. To nie tylko historia o pierwszej miłości, pierwszych rozterkach i rozczarowaniach sercowych. K.A.Tucker, jak zawsze mierzy wysyko, wplatając w, z pozoru banalną książkę, trudne problemy i bolesne dla niejednego z nas tematy. Autorka uświadamia, jak czasem dobre zamiary i chęci, źle wpływają na drugiego człowieka. Ukazuje smutną prawdę na temat problemów, z jakimi nieraz w poźniejszym, dorosłym życiu, boryka się dziecko bite i krzywdzone przez rodziców. To, jak przemoc fizyczna i nieustanna pogarda wpływa na psychikę ofiary. Bo świat nie składa się tylko z tych dobrych, kochających rodziców. Istnieją także ci źli... Dla których dobro i szczęście dziecka nie jest najważniejsze. Powieść to także historia o walce z własnymi pragnieniami, o walce z tym, co wie rozum, a co czuje serce... 

Dobra! Ostatnie 2 zdania i kończę! Obiecuję! :D

Podobnie, jak "Dziesięć płytkich oddechów" ta historia również owinie się wokół waszych myśli, sprawiając, że nie będziecie w stanie się od niej oderwać, póki nie poznacie jej zakończenia. Niejednokrotnie siedziałam, jak na szpilkach, pochłaniając stronę za stroną i nie mogąc się doczekać, co będzie dalej. I mogę zapewnić, że w Twoim przypadku będzie podobnie! Dlatego zachęcam! Sięgnij po serię K.A.Tucker i przeżyj to, co ja! :) 

Ocena: 10/10 <3 



 Facebook Konto google Poczta mailowa Tumblr Instagram

piątek, 8 lipca 2016

"Dziesięć płytkich oddechów" K.A.Tucker



 "Dziesięć płytkich oddechów"  

Po dłuższej przerwie (sesja to zło!), powracam z kolejną genialną perełką, tym razem powstałą spod pióra genialnej pisarki K.A.Tucker. Powieścią, która dotyka trudnych, bolesnych tematów, łamie serce i skleja je na nowo, tylko po to, by później ponownie zadać cios! "Dziesięć płytkich oddechów" to książka, która na długo zapada w pamięci, wzrusza, paraliżuje i skłania do refleksji nad sensem ludzkiego postępowania. Uświadamia, że istnieją błędy, których nie jest łatwo wybaczyć, zapomnieć. Błędy, których nie da się już naprawić, decyzje, których nie można już cofnąć. Z takimi problemami boryka się dwójka głównych bohaterów, Kacey, która po śmierci rodziców, popada w coraz większą depresję i Trent, którego życie uległo diametralnej zmianie, wskutek jednej podjętej decyzji. Los połączy tych dwoje w najmniej spodziewanym i odpowiednim momencie, zmuszając ich tym samym do zmierzenia się z własnymi słabościami i mrokiem, ogarniającym ich duszę. Czy Kacey uda się w końcu ruszyć naprzód? Czy Trent zdoła wybaczyć sobie popełnione grzechy, uwalniając się tym samym od życia w nieustannym poczuciu winy? 

 "Dziesięć płytkich oddechów... Przyjmij je. Poczuj je. Pokochaj je"

Kacey, jako jedyna przeżyła tragiczny wypadek. Wypadek, który zabrał jej rodziców, najlepszą przyjaciółkę i ukochanego chłopaka. Wypadek, który odebrał jej wszystko, zrujnował życie, ciało i duszę, pozostawiając pustą skorupę, pozbawioną z wszelkich emocji i uczuć. A to wszystko przez grupę pijanych mężczyzn, których Kacey nienawidzi z całego serca. Teraz ma tylko młodszą siostrę Livie, tylko dla niej jeszcze żyje. 

Można, by pomyśleć, skoro siostry zaznały już tyle cierpienia, teraz ich życie powinno stawać się coraz lepsze. Ale nie! Los nigdy nie ma dosyć! Jak już sobie kogoś upatrzy, będzie się go trzymał, niczym rzep psiego ogona! Dlaczego, aby zyskać szczęście, musimy najpierw się tyle wycierpieć? To pytanie nieraz zadawały sobie siostry Cleary, gdy los na każdym kroku rzucał im pod nogi kolejne kłody. Problemy Kacey z alkoholem, wybuchy agresji, złe towarzystwo, młodsza siostra, która ze wszelkich sił stara się być pozbawionym wad, chodzącym ideałem, życie w domu okrutnego wujostwa, nieustanne dezaprobaty ze strony ciotki, przejawiający skłonności pedofilskie wuj, przegrywający wszystkie oszczędności sióstr oraz wszędzie obecne spojrzenia pełne współczucia i litości. Gdy granica zostaje przekroczona, Kacey uzbrojona jedynie w dwa bilety autobusowe, decyduje się wraz z Livie na ucieczkę z miasta. Czy w Miami uda im się rozpocząć życie na nowo? Czy zaznają wreszcie szczęścia? W miejscu, gdzie nikt nie będzie znał ich historii i nikt nie będzie patrzył na nie, niczym na kupkę nieszczęść?

"-Jest tylko jedna rzecz, która go morze interesować i to nie są moje zdolności kulinarne.
-No nie wiem. Mogłabym cię przelecieć za tę cielęcinę z parmezanem"

Jak się szybko okazuje, nowe miejsce i nowy dom sióstr, nie jest do końca taki, jak początkowo sobie wyobrażały. Dodatkowo ich sąsiadami zostają gderliwy, obleśny właściciel, napompowana botoksem i samotnie wychowująca malutką córeczkę, różowa barbie, zboczeniec z piętra wyżej oraz... niesamowicie przystojny i seksowny mężczyzna z mieszkania obok. Ten ostatni stwarza dla Kacey największe zagrożenie. Już na sam jego widok dziewczyna dostaje palpitacji serca, a nogi trzęsą się, niczym galarety. Kacey ma świadomość do czego to zmierza, a nie planuje dopuszczać kogoś do swojego serca. Co to to nie! Tak jest bezpieczniej. Nic nie czuć. Mniej cierpieć. Blokować uczucia. Tylko, jak tego dokonać, gdy serce robi swoje? Gdy nowy sąsiad nie jest tylko seksownym mięśniakiem, o nadzwyczaj urodziwej twarzy, lecz także wrażliwym, dobrym, inteligentnym i wspaniałym mężczyzną, który podobnie, jak Kacey boryka się z problemami bolesnej przeszłości? Co zrobić, gdy Trent pokonuje każde kolejne bariery i kody, chroniące jej poranioną duszę? 

Czy okrutny los odpuści wreszcie siostrom i przestanie dokładać im bólu i cierpienia? Czy decyzja o ucieczce okaże się być kolejnym błędem, popełnionym przez młodziutkie siostry? Czy Kacey odnajdzie się w nowej roli, sprawując opiekę nad młodszą siostrą? I najważniejsze, czy uda się jej w końcu pogodzić z myślą o utracie rodziców, a tym samym wyrwać ze szponów, bolesnych wspomnień i przeżyć? 

Zapewne niczym Cię nie zaskoczę, gdy powiem, że książkę pochłonęłam w zaledwie dwa dni. Na pewno przeczytałabym ją szybciej, gdybym nie musiała chodzić na zajęcia i nie odczuwała potrzeby, chociaż 4 godzin snu. No cóż... Wampirem nie jestem. Mogę jednak zapewnić, jeśli nie masz zbyt wielu obowiązków, bądź czynności zmuszających Cię do odłożenia czytania na później, nie oderwiesz się od tej książki, póki nie poznasz jej zakończenia! K.A.Tucker stworzyła niesamowitą i, aż do bólu prawdziwą powieść, powodującą na przemian, strumienie łez i wybuchy śmiechu. Ten emocjonalny rollercoaster i huragan przeróżnych uczuć i wrażeń, atakował mnie znienacka i porywał w wykreowany przez autorkę świat, pozbawiając tlenu i szokując swoją siłą. 

 "-Zawsze to strasznie długo...
-Zawsze nie trwa wystarczająco długo, jeśli chodzi o ciebie"

Koniecznie muszę nieco wspomnieć o głównej bohaterce książki, Kacey! Pewnie już wspominałam przy innych moich recenzjach, ale uwielbiam bohaterki, które potrafią postawić na swoim, które walczą do samego końca i nigdy się nie poddają. Postacie potrafiące pozbierać się nawet po największej klęsce i porażce. Kobiety twarde, silne, niezależne, niedopuszczające do chwili słabości i zwątpienia we własne możliwości. Taką bohaterką jest właśnie Kacey. Ona na pewno nie pozwoliłaby sobie w kaszę dmuchać, a nie jednemu facetowi, potrafiłaby nawet dupsko skopać. I to dosłownie! Kacey chcąc pozbyć się wypełniającej ją po brzegi agresji i uwolnić się od niekontrolowanej nienawiści, od lat zachłannie ćwiczy kickboxing. Trening pomaga jej rozładować negatywne emocje, które stale jej towarzyszą. Pomaga choć przez chwilę uśmierzyć ból, oderwać się od wspomnień, wypełniających jej głowę. Bo prawda jest taka, że Kacey dalej nie potrafi pogodzić się z przeszłością i bezustannie, na nowo odtwarza w pamięci felerny wypadek. Już na samą myśl o dotknięciu kogokolwiek za rękę, paraliżuje ją strach, który sprawia, że ciemność pochłania ją i przenosi z powrotem do tego jednego, okrutnego dnia, który zmienił tak wiele. Pomimo upłynięciu 4 lat, rany ciągle są świeże, a koszmary nie mają końca. 

Po skończeniu "Dziesięciu płytkich oddechów" przez 10 minut patrzyłam się tępo w ścianę, zastanawiając się, jak u licha autorka napisała tak genialną i porywającą historię! Nie kłamię! Czułam się niczym 5-ciolatek, po odebraniu mu jego ulubionych cukierków, niczym nałogowy gracz, któremu wyłączono prąd, bądź zakupoholiczka, której brakło pieniędzy na nowe buty. Nie mogłam uwierzyć, że to już koniec... Że historia Kacey tak szybko dobiegła końca, a te 417 stron pochłonęłam, aż tak szybko. Długo męczyłam się z kacem książkowym, który ciągnął mnie z powrotem do Kacey i nie pozwalał sięgnąć po inną, czekającą w kolejce do przeczytania, powieść. 

"Jak odmienna musi być nasza przeszłość, skoro on ma tatuaż nawołujący do przebaczenia, podczas gdy ja noszę symbol powodu, dla którego przebaczyć nie mogę"

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Powieść ostrzega przed skutkami lekkomyślnych decyzji i nieodpowiedzialnego zachowania. Uświadamia, że jedna chwila, jedna zła decyzja może zmienić wszystko, zrujnować czyjeś całe życie, zniszczyć wszystko, co kochamy. Książka otwiera oczy na szczerą i okrutną prawdę, wystarczy wypić tylko o jeden kieliszek za dużo, by spowodować wypadek i zabić niewinne osoby, tym samym niszcząc innym życie. 

Błyskotliwe, świetne dialogi, prosty język, sarkastyczny humor i cięte riposty sprawiają, że książkę czyta się szybko i z przyjemnością. Już od pierwszych stron pokochałam Kacey za jej cięty język i specyficzne poczucie humoru. Każda z obecnych w książce postaci wniosła w treść coś innego i pozytywnie zaskakującego. Przystojny Trent, który okazuje się być idealnym kandydatem na faceta Kacey, szalona i zwariowana sąsiadka Storm, która by zapewnić swojej ukochanej córeczce odpowiednie życie, pracuje, jako striptizerka w klubie nocnym. Młodsza siostra Livie, ta rozważna i odpowiedzialna, wzorowa córka. Tak naprawdę to ona już od najmłodszych lat opiekowała się starszą siostrą, dbając, by ta nie popadła w jeszcze większą rozpacz, odcinając się od całego świata. Dodatkowo Ben, z pozoru głupkowaty, napakowany ochroniarz, w rzeczywistości inteligentny i wrażliwy przyszły pan prawnik. I inni.

K.A.Tucker wysoko postawiła poprzeczkę, tworząc tak fenomenalną i niesamowitą powieść, jaką jest "Dziesięć płytkich oddechów". Książka na pewno na długo pozostanie w mojej pamięci i już na zawsze będzie zajmować wysoką pozycję w rankingu powieści bliskich memu sercu.


Ocena: 10/10 <3
  

 
 Facebook Konto google Poczta mailowa Tumblr Instagram