niedziela, 11 grudnia 2016

6. Czy ja sobie to tylko wyobrażam?






Witaj w moim kolejnym rozdziale! 
Czy Lena będzie miała okazję poznać bliżej Adama?
Co, jeśli miała rację? 
Czy można zaufać obcemu mężczyźnie?

Polecam wersję na wattpadzie - https://www.wattpad.com/341232429-oddychaj%C4%85c-z-trudem-12-czy-ja-sobie-to-tylko

Wattpad - https://www.wattpad.com/user/Sinkingindreams



- W tym da się w ogóle chodzić? - Krzywię się, spoglądając na moje stopy i chude nogi. Teraz wyższe o jakieś dziesięć centymetrów.
- Nie przesadzaj. Ja chodzę w piętnastkach - odcina się Patrycja, posyłając w moim kierunku kpiące spojrzenie.
- Ale ja się czuję, jak na szczudłach! - podnoszę głos, ale szybko milknę zawstydzona, dostrzegając karcący wzrok ekspedientki.
  Stoję właśnie, jak pokraka w wysokich szpilkach, w jednym ze sklepów galerii krakowskiej i wraz z Pati i Dagmarą od trzech godzin szukam ubrań, idealnych do mojej nowej pracy, jako asystentki. Przymierzyłam już chyba z dziesięć par tych łamaczy stóp i skręcaczy kostek i wcisnęłam na siebie niezliczoną ilość obcisłych obożeniemogęoddychaćsukienek, a ja dalej nie mogę sobie wyobrazić siebie, jako eleganckiej i szykownej kobiety.
  W co ja się wpakowałam...
- Przyzwyczaisz się! Trochę potrenujesz i sama wkrótce przekonasz się, jak szybko będziesz zasuwać w tych ślicznych perełeczkach. - Przy ostatnich słowach, zmienia ton głosu, rozczulając się, niczym na widok małych dzieci
- Mówiłam. Lepsze byłyby koturny - odzywa się siedząca na kanapie Dagmara, nie unosząc nawet głowy znad podręcznika "Medycyna dla zaawansowanych".
- Jakie koturny?! - unosi się blondynka. - Koturny są dla starych ciotek! To w szpilkach w końcu jej nogi nie wyglądają, jak nogi przerośniętego krasnala.
- Dzięki - odpowiadam sarkastycznie i przytrzymuję się półki z butami, bo coś przeczuwam, że zaraz runę jak długa, rozjeżdżając się na środku sklepu.
  Słyszę, jak Patrycja warczy pod nosem, zgrzytając zębami ze złości i przeszukuje kolejne pudełka w poszukiwaniu mojego numeru buta.
- Przymierz te. - Podaje mi następną parę klasycznych, czarnych szpilek, ale tym razem o niższym i grubszym obcasie. Ooo, te nie wyglądają, aż tak przerażająco, zauważam zdziwiona. Szurając założonymi szczudłami o posadzkę sklepu i dla równowagi zamaszyście wywijając rękami, dotaczam się do kanapy, małymi kroczkami. Z ulgą, opadam zmęczona obok siedzącej na sofie Dagmary i zakładam nowe buty.
  Oby te okazały się ostatnie.
  Kiedy udaje mi się wcisnąć stopy, zmuszając palce do dalszej tortury, wstaję i robię pierwsze kroki. Przechadzam się powoli wzdłuż sklepu i jestem coraz bardziej pełna podziwu, gdy udaje mi się zachować pion, a nie chwiać, jak walczący z grawitacją pijak. Nawet Dagmara unosi głowę znad książki i przygląda się moim poczynaniom.
  - No w końcu! - woła triumfalnie Patrycja, unosząc w zniecierpliwieniu ręce do góry. - Poprosimy tę parę - zwraca się do ekspedientki i zadowolona spogląda w naszą stronę.
  Kiedy wychodzimy ze sklepu, jestem obładowana reklamówkami, jak jakaś galerianka w amerykańskim filmie. Ostatecznie kupiłam nie tylko czarne szpilki, ale i beżowe koturny, do których przekonała mnie Dagmara. Choć teraz nie jestem pewna, czy przypadkiem nie chciała tym sposobem zrobić na złość Patrycji. Dodatkowo pozostałe torby są pełne ołówkowych spódnic, sukienek i eleganckich, modnych koszul i bluzek.
  Co ja zrobiłam ze swoim życiem?
- Mówię ci! W tych ciuchach powalisz wszystkich projektancików na kolana! - Pociesza mnie podekscytowana blondynka. - Musisz przestać chodzić w tych potarganych portkach i babcinych sweterkach. Zacznij wreszcie pokazywać swoje seksowne ciało, a nie ukrywaj je pod uciągniętymi ubraniami.
- Sama jesteś uciągnięta - burczę głosem obrażonego dziecka i wlokę się za nią, siłując z trzymanymi reklamówkami.
  Seksowne ciało? Nikt mi tak nigdy nie powiedział. Nie licząc oczywiście Pawła, który wielokrotnie powtarzał mi, że zbyt wiele ukrywam pod beznadziejnymi swetrami. On również sugerował bym zaczęła podkreślać swoje wdzięki, dopasowanymi ubraniami. Tylko, że ja nie chcę tego. Nie chcę się tak czuć. Seksownie. Już na samą myśl, dopada mnie nieprzyjemny dreszcz.
- A w tych nowych butach odwrócisz uwagę od swoich krótkich nóżek i uwiedziesz samego Biela! - Śmieje się, jak opętana, nie zważając na moją zniesmaczoną minę. Co ona ma z mózgiem? - Zresztą bierz przykład z Kopciuszka. Laska jest idealnym przykładem na to, jak buty potrafią zmienić kobiecie życie.
  Teraz już obie z Dagmarą patrzymy na nią zszokowane.
- Idąc twoim tropem, powinnam być teraz w dżungli i latać po lianach w samych majtolach, w poszukiwaniu Tarzana - sugeruje rzeczowym tonem brunetka.
- Moją ulubioną bajką była zawsze Mulan, a ona przez większość bajki udawała faceta, więc niezbyt dobrze to prosperuje w moim życiu - zastanawiam się na głos.
- No! To idealnie pasujesz do tej roli! Teraz czas na twoją zmianę! - Patrycja patrzy na mnie z wielkim uśmiechem, który od razu znika, kiedy spostrzega morderczy wzrok Dagmary. - No co?! Źle mówię?
- Lenuś, więcej wiary w siebie. - Słyszę spokojny głos brunetki, więc spoglądam na nią z wyrzutem. Ona też? Zdrajczyni. - W tym przypadku, wyjątkowo muszę się zgodzić z Patryśką. - Obie olewamy toczącą ślinę blondynkę, która wydziera się na środku przejścia w galerii, by żadna z nas już nigdy więcej nie nazywała ją per Patryśka i spokojnie kontynuujemy rozmowę. - Naprawdę do twarzy ci w innym kolorze, niż tylko czerń i popiel. - Kiwa głową, dla potwierdzenia swoich słów i uśmiecha się do mnie delikatnie. - Nie twierdzę byś zaczęła ubierać się, jak nasza kochana PATRYŚKA... - mocno akcentuje imię dziewczyny, na co ona sama wpada w furię i kopie leżącą na ziemi puszkę, posyłając ją wysoko w powietrze - ... ale może zastanów się nad ubarwieniem swojej garderoby. Może na początek błękitny sweterek? Pamiętasz? Metoda małych kroczków, początkiem wielkiego sukcesu.
  Oh. Nasze życiowe motto.
- I kluczem do szczęścia mego - dokańczam cicho, zaskoczona nagłymi myślami.
  Daga ma rację. Muszę przestać zamykać się na świat. Przestać się bać i ukrywać. Nie mogę przecież całe życie wtapiać się w tłum, skrywając za szerokimi bluzami. Zresztą nie zauważyłam, bym do tej pory unikała mężczyzn, tylko dzięki moim szarym swetrom. Łotrze nie zbliżaj się do mnie! Zarażam nudnością i schizmatyckimi myślami!
  Cholera, to tylko kolor!
  Krok 1. Ubarwienie szafy (czytaj - życia). Odnotowane.
- Uspokoiłaś się już? - pyta Patrycję, Dagmara. - Co was ostatnio obie napadło? Lena wczoraj bawiła się w Pudziana, a dzisiaj ty, toczysz ślinę i wyjesz jak syrena na środku galerii. Wstyd z wami do ludzi wychodzić.
  Karci nas dalej, a mnie ponownie oblewa rumieniec, na wspomnienie zeszłego dnia i mojego małego przedstawienia.
- Że co? Co Lena robiła? - dopytuje się Patka i widzę, że już umiera z ciekawości.
- Pobiła mojego kuzyna.
- Co?! - Znowu podnosi głos, aż mijający nas ludzie, patrzą na nas krzywo, bezsłownie wyrażając dezaprobatę.
  Mogła jej tego nie mówić. Im mniej osób wie o mojej porażce, tym lepiej.
- Nie pobiłam - zaczynam się tłumaczyć.
- Nie, wcale! Tylko połaskotałaś go po jajkach pięścią.
- Co?! - pyta ponownie Patrycja, szeroko otwierając oczy.
- Wcale, że nie! Wszystko mieszasz! Pięścią oberwał w brzuch, a z kolana w... - nie dokańczam, urywając w połowie zdania, na co dziewczyny reagują śmiechem, a Patrycja domaga się całej historii, od początku. Nie mając wyjścia, opowiadam jej w skrócie, co zaszło między mną, a Adamem. Omijam jednak wątek dotyczący jego przeszywających mnie, pięknych oczu. Lepiej zachowam to dla siebie.
- No nieźle! Nie wiedziałam, że siedzi w tobie taki agresor. Moja krew, kochana! - mówi zaskoczona, kręcąc głową w osłupieniu. - Jest przystojny? Skala 1-10? - Patrzy na nas, wielkimi oczami, wymownie poruszając brwiami.
- Jezu, przecież to jest mój kuzyn! - Bulwersuje się Dagmara, wykrzywiając usta w niesmaku.
- Ale mój nie. Dlatego chcę wiedzieć, czy jest na czym zawiesić oko.
- Niech Lena ci na to pytanie odpowie. Ja nie mam kazirodczych zapędów.
- Cudujesz! Wtedy wszystko pozostaje w rodzinie - odpowiada blondynka, śmiejąc się głośno. Kiedy już się uspokaja, odwraca w moją stronę i pytająco unosi brwi. - Skala?
  Nie mam pojęcia, co jej odpowiedzieć. Szczerze, to nie zwróciłam uwagę na nic, oprócz jego przenikliwych oczu. W czasie obiadu, cały czas wbijałam wzrok w swój talerz, podnosząc głowę jedynie w chwili, kiedy musiałam odpowiedzieć na czyjeś pytanie, bądź sięgałam po stojący na środku stołu dzbanek z kompotem. A nawet wtedy unikałam jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego z chłopakiem. Co nie było łatwe, zważywszy, że siedział centralnie naprzeciwko mnie. Bo gdzieżby inaczej?!
- Dupera, czy ciepłe kluchy? - ponawia pytanie, ponaglając ręką. Kiedy dalej milczę, wzdycha ciężko, przewracając oczami. - Jakieś szczegóły?
- Eee, ma czarne włosy i eee... - jąkam się, nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć.
- Dobra, nieważne. Najwyraźniej sama muszę się przekonać i ocenić, czy warto zarzucać sidła. Daga, myślę, że dzisiaj będziesz potrzebowała pomocy w nauce.
- Coo? O czym ty mówisz? - dziwi się dziewczyna.
- Nauka. Dzisiaj. U ciebie w domu. - Użyła tonu, nie uznającego sprzeciwu. To już postanowione, a Dagmara nie ma nic do gadania.
- Że niby ja potrzebuję pomocy od ciebie? W nauce? - Patrzy na nią kpiąco, parskając cicho pod nosem. -  Chyba nakładania na twarz trzech warstw tapety.
  Niezrażona komentarzem przyjaciółki, dziewczyna, mruży w zamyśleniu oczy idalej knuje intrygi poznania Adama.
- Lena, ty też przyjdziesz prawda? Świetnie. - Marszczę brwi w odpowiedzi, bo nie zdążyłam nawet się odezwać. - Myślę, że dzisiaj zajmiemy się działem dotyczącym pierwszej pomocy.
- To się omawia w podstawówce, a nie na trzecim roku studiów - wtrąca się Dagmara. - Ale najwyraźniej twój umysł zatrzymał się właśnie w tych latach.
  Uśmiecham się pod nosem, cicho podśmiechując i przysłuchuję się dalej ich wymianie zdań.
- Oczywiście będziemy potrzebować manekina. I tu pojawia się rola dla Adama. - Uśmiecha się do nas podejrzanie i porusza brwiami.
- Jesteś chora.
- Ja zaklepuję czas wdychiwania powietrza! Tak go wydmucham, że do końca swoich dni zapamięta ten pocałunek. - Zaciera ręce, najwyraźniej nie mogąc doczekać się momentu przyssania do nieszczęsnego chłopaka.
- Wiesz, że możesz po prostu do mnie przyjść, bez żadnych podtekstów i kombinowania? Jak chcesz od razu zaprowadzę cię do jego sypialni.
  W odpowiedzi, zszokowana Patrycja, unosi dłoń w scenicznym geście oburzenia i głośno wzdycha, szeroko otwierając usta.
- Czyś ty oszalała? Chcesz zepsuć całą zabawę?! - unosi się blondynka, a w mojej głowie pojawia się myśl, że zamiast malarstwa powinna studiować aktorstwo. - Mówią, że w każdym z nas drzemie małe dziecko, ale twoje najwyraźniej dawno musiało skonać, z braku jakiejkolwiek rozrywki.
- Bo moją rozrywką jest oglądanie ostatniego sezonu "Chirurgów", a nie jak w twoim przypadku, uganianie za świeżą, męską zwierzyną.
- Ja chcę tylko obadać teren! Skoro od was nie dowiedziałam się niczego sensownego - tłumaczy się Patrycja i otwiera wyjściowe drzwi galerii.
  Wychodzimy na zewnątrz i kierujemy się w stronę najbliższego przystanku tramwajowego. Nie wiem, jak ja się upcham do tego zaludnionego wagonu z tymi wszystkimi torbami. Już czuję, jak wszyscy na mnie napierają, zabijając nieświeżym oddechem i przekraczają moją przestrzeń osobistą. Mamo, ratuj!
- Od niego raczej też za wiele się nie dowiesz. - Nagle śmieje się Dagmara. - Gadatliwy to on zbytnio nie jest.
- Tym lepiej dla mnie! Mniej gadania, więcej działania! To co? O 19 u ciebie?
  Na samą myśl, że ponownie zobaczę Adama, mój żołądek zwija się w bolesny supeł. Wolałabym już nigdy więcej go nie zobaczyć albo chociaż wymazać krępujące wspomnienia ostatniej doby. Ale prędzej, czy później musiało dojść do naszego ponownego spotkania, zważywszy, że mieszka teraz w domu Pawła. Obym tylko nie palnęła w jego obecności czegoś głupiego i nie wyszła na jeszcze większą idiotkę, niż jestem teraz.

*    *    *
  Kiedy otwierają się drzwi tramwaju, szybko zeskakuję na chodnik, nawet nie bawiąc się z zejściem po schodkach. Powietrza!
  Od 5 minut, praktycznie w ogóle nie oddychałam, by nie czuć, aż tak bardzo oddechu, stojącego obok mnie faceta. Od razu można było wyczuć, co gościu miał na obiad. Jak nic, stanowczo przesadził z ilością czosnku. No chyba, że cierpi na wyjątkowo silną halitozę. Współczuję rozmawiać z nim.
  Idąc w stronę mieszkania i dalej taszcząc torby z nowymi ubraniami, zastanawiam się, jak będzie wyglądał mój pierwszy dzień w pracy. To już jutro. Nie powiem, zaczynam się tą myślą denerwować. Ten cały Biel nie wywarł na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia i nie wiem, co mam się po nim spodziewać. Zwłaszcza, że jestem jego asystentką.
  Wzdycham, wyobrażając sobie, jak latam za nim z świeżą kawą i stosem papierów do podpisania. A on zbywa mnie machnięciem ręki, lekceważąc moje starania i krytykując za każde popełnione błędy. Przynajmniej tak mniej więcej kojarzę posadę sekretarki w filmach, które oglądałam. Czy właśnie taka praca mnie czeka?
  Kiedy jestem już w połowie drogi i docieram do małego skrzyżowania, zauważam, że rozwiązał mi się but. Nie chcąc ubrudzić śnieżnobiałych sznurówek moich nowych conversów, odkładam reklamówki na bok i kucam, zawiązując supeł. Prawie już miałam wstawać, kiedy do moich uszu dotarł dźwięk, zbliżającej się osoby. Nie podnosząc głowy, orientuję się, że kroki nadchodzą z drogi po mojej prawej stronie. To tłumaczy dlaczego nie dostrzegłam wcześniej, że ktoś się zbliża.
  Karcąc się w duchu, usilnie próbuję znowu niczego sobie nie wmawiać i niepotrzebnie karmić moją chorą wyobraźnię. Dość tego schizowania. Przecież nikt mnie nie śledzi. To pewnie jakaś kobieta wraca do domu po pracy i zmęczona szura nogami.
  Tylko coś ciężkie te kroki stawia.
  Udaję, że dalej wiążę buta i kątem oka zerkam w stronę zbliżającej się osoby. W moim polu widzenia ukazują się czarne, męskie buty. Skórzane sztyblety z luźno zwisającymi niezawiązanymi sznurówkami raczej nie należą do kobiety.
  Okej, więc to nie kobieta, lecz facet, wracający do domu z pracy i szurający dużymi buciorami. Koniec tematu. Koniec gdybania.
  Jednak kiedy wyczuwam, że mężczyzna idzie prosto w moim kierunku, a nie skręca w którąś z pozostałych dróg, mój puls automatycznie przyspiesza. Idzie tu! Bujna wyobraźnia już dorzuca węgla do ognia, kłębiąc w moim umyśle szereg obrazów i nieprzyjemnych wizji.
  Bez jaj, że on się zbliża do mnie!
  Wraz z każdym jego kolejnym krokiem, obraz widoczny z mojego, prawie leżącego położenia powiększa się i dostrzegam czarne spodnie właściciela butów. Typek uparcie brnie dalej, idąc w moim kierunku. Zapewne śmiesznie teraz wyglądam, od jakiś 5 minut kucając na środku chodnika, ale moje przyspieszone tętno nie pozwala mi się wyprostować i iść w stronę mieszkania.
  Błagam, niech mnie ten ktoś ominie!
  Kiedy dzieli nas odległość dosłownie kilku metrów, z nieopisaną ulgą zauważam, że nie skręca ku mnie, lecz idzie dalej, w drogę po mojej lewej stronie. Wypuszczam wstrzymywane powietrze i cieszę się, że najwyraźniej był to zwykły przechodzień. Lecz kiedy mężczyzna nagle zatrzymuje się, moje serce wykonuje gwałtowne salto, wypełniając żyły dawką adrenaliny.
  Zatrzymał się!
  Z szeroko otwartymi oczami obserwuję, jak czarne buty idą powoli wprost w moją stronę. Co u licha?! Czy to znowu omamy? Jest coraz bliżej. Czy ja sobie to tylko wyobrażam? Skąd mam wiedzieć, czy to się nie dzieje naprawdę?! Przełykam głośno ślinę, kiedy mężczyzna zatrzymuje się tuż przede mną, w odległości jednego metra. Zaraz zemdleję ze strachu.
  Z głośno dudniącym sercem, podnoszę powoli głowę, lustrując stojącą przede mną osobę. Czarne buty, czarne spodnie, widoczna czarna klamra od paska ze spodni. Dlaczego stoi przede mną i nic nie mówi? Czyli to jednak kolejne przewidzenie? Wstaję powoli, prostując nogi i dalej nie odrywam oczu od górującej nade mną postaci. Przenoszę wzrok wyżej i dostrzegam czarną, skórzaną kurtkę i widoczny pod nią czarny, luźny podkoszulek.
  Albo to sam diabeł stoi przede mną albo gościu ma dziwne upodobania do koloru czarnego.
  Kiedy stoję już wyprostowana, nie sięgam wzrokiem wyżej, niż do szyi i szerokich ramion mężczyzny. Pomimo nasilającego się skurczu w żołądku, podnoszę wzrok wyżej, chcąc dostrzec jego twarz. Moją uwagę od razu przykuwa dwudniowy zarost i zmierzwione czarne włosy, opadające na dobrze już mi znane przeszywające oczy.
   Oh.
- Witaj, Leno.
  Pod wpływem jego męskiego głosu wypowiadającego moje imię, serce ponownie wykonuje salto, zaczynając gwałtownie bić.
To Adam.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

I jak? :D
Co sądzisz?
Czy to na pewno przypadkowe spotkanie?
Co ten Adam może chcieć od naszej biednej Leny?













 Facebook Konto google Poczta mailowa Tumblr Instagram

niedziela, 4 grudnia 2016

5. Co ja najlepszego zrobiłam?


 Hej, hej!
Kolejny rozdział już gotowy! :D 
Kim jest ten mężczyzna?! 
Czy to naprawdę Adam śledził Lenę? Co nim kierowało? 
Jak zareaguje na to wszystko Lena?
Zapraszam do czytania :)

Wattpad - https://www.wattpad.com/user/Sinkingindreams
 
Rozdział 5 - https://www.wattpad.com/340670763-oddychaj%C4%85c-z-trudem-11-co-ja-najlepszego-zrobi%C5%82am


Stoję na środku przedpokoju, oko w oko z moim prześladowcą. Bez wątpienia to on szedł za mną dwa dni temu i to on sprawił, że o mało nie padłam na zawał. Wszystko się zgadza. Wzrost, postura, czarna bluza, a nawet ten cholerny kaptur na głowie. Jednak najgorszym i niezaprzeczalnym dowodem jest obezwładniające uczucie strachu, które wypełnia mnie teraz od środka, podobnie, jak w tamtej chwili.
Co, jeśli to jest ten sam facet? Ten sam, który wyrządził mi największą z możliwych krzywd? Co, jeśli wrócił, by dokończyć to, co zaczął sprzed kilku lat?
Głos, jak zawsze w takich chwilach, odmawia mi posłuszeństwa, tworząc w gardle nieznośną gulę, a ja nie słyszę nic, poza donośnym dudnieniem własnego serca.
Ale to przecież niemożliwe. Tamten facet zniknął bez śladu.
Dygocąc na całym ciele, nie zdolna do jakiegokolwiek ruchu, potrafię tylko wpatrywać się w jego ciemne, mroczne oczy. Czuję, jak gwałtownie wciągają mnie w swój mrok, pozbawiają oddechu i wiążą w paraliżującym uścisku. Kiedy już zaczynam się dusić, nagle uświadamiam sobie, że spadam. Lecę z niewiarygodną szybkością w dół i jestem pewna, że zaraz roztrzaskam się w drobny mak. Jednak tak się nie dzieje i spadam dalej, a jego oczy nieustępliwie przeszywają mnie na wylot.
Nie wiem, ile mija czasu. Może minuta, dwie, pół godziny, ale kiedy w końcu wyrywam się z zaciskających mnie pętli strachu i uwalniam się od jego przeszywającego spojrzenia, łapię gwałtownie oddech, odzyskując kontrolę nad własnym ciałem.
O Boże, to było dziwne.
Stoję zaledwie krok od gościa, który mnie śledził, a ja dyszę spazmatycznie, próbując dostarczyć choć odrobinę tlenu do moich płuc. Przez chwilę naprawdę myślałam, że już po mnie. Najchętniej schowałabym się teraz gdzieś w kącie, daleko od wszystkich i przesiedziała tam w samotności bite, kilka godzin, ale nie dam mu tej satysfakcji. Nie pokażę, jak naprawdę wpłynął na mnie sam jego widok i ten przeszywający wzrok.
Muszę udawać silną!
Tyle razy wyobrażałam sobie tę chwilę. Chwilę, kiedy nasze drogi ponownie łączą się, a ja w końcu mogę odpłacić mu pięknym za nadobne. Zemszczę się. Zniszczę go.
Ogarnięta dziką furią, spoglądam w jego kierunku i dostrzegam, że wpatruje się we mnie, lekko przechylając głowę. Przez jego twarz przebiega szereg różnych emocji, począwszy od zdziwienia, zaciekawienia, po... Zaraz! Czy on właśnie uśmiecha się do mnie drwiąco?!
Kretyn idzie za mną, śledząc mnie, a teraz ma jeszcze czelność śmiać mi się prosto w twarz?! Zaraz zetrę mu z gęby ten krzywy uśmieszek!
Widząc, jak unosi lekko kącik ust, a jego oczy ewidentnie wyrażają rozbawienie, ogarniający mnie jeszcze przed chwilą strach, znika, a moja żądza mordu wybucha, dając upust długo kumulowanym emocjom. Jednym susem, szybko dopadam do niego i uderzam rozwartymi dłońmi, prosto w jego klatkę piersiową.
- Z czego się śmiejesz do cholery?! - krzyczę, a pod wpływem mojego ciosu, chłopak traci równowagę, mocno uderzając plecami w ścianę przedpokoju. - Mów! Coś ty za jeden i czego ode mnie chcesz?! - Napieram na niego całym ciałem, jeszcze raz uderzając z całej siły w pierś. Chłopak leci do tyłu i próbując utrzymać równowagę, chwyta moje ramię, tym samym gwałtownie ciągnąc ku siebie. Zaskoczona tym nagłym ruchem, wpadam wprost na niego, z impetem wbijając nas z powrotem w ścianę.
Wypełniona po brzeg adrenaliną, ledwo, co rejestruję swój zduszony okrzyk i jego ciche sapnięcie, świadczące o bólu, obitych pleców. Lecz kiedy pod obolałym policzkiem wyczuwam twardą klatkę piersiową chłopaka, gwałtownie odpycham się od niego rękami. Bez dłuższego namysłu, wymierzam mu cios z zaciśniętej pięści prosto w brzuch.
- Odwal się ode mnie! - Odskakuję od niego na bezpieczną odległość kilku kroków i zamieram w gotowości do kolejnego ataku. W każdej chwili przyłożę mu jeszcze raz, jeśli zbliży się do mnie zanadto. Z mocno bijącym sercem, patrzę, jak prostuje się, odzyskując równowagę i krzywi lekko twarz, trzymając się za brzuch.
Jego grymas sprawia mi niemałą satysfakcję.
Hah! Mówiłam, że zetrę mu z twarzy ten parszywy uśmieszek!
- Kurwa, dziewczyno, o co ci chodzi? - pyta, marszcząc brwi i spoglądając na mnie nierozumiejącym wzrokiem. Nie wiem dlaczego, ale widok jego ogłupiałej miny ponownie wyprowadza mnie z równowagi, zalewając falą gniewu.
Teraz będzie udawał, że o niczym nie wie?! Teraz?!
- Ja ci zaraz pokażę, o co mi chodzi pojebie! - Atakuję go ponownie, okładając pięściami i krzycząc, co mi ślina na język przyniesie. Wyzywam go od psycholi i kretynów, soczyście posługując się wulgaryzmami, a chłopak usilnie zasłania się rekami, chcąc uniknąć moich nieustających ciosów.
- Odbiło ci?! - przerywa moją wiązankę i próbuje złapać moje ręce.
- Na sranie szedłeś za mną dwa dni temu?! - Nie poddaję się i dalej go atakuję, celując w brzuch.
- Coo? - Jego szczerze zaskoczona mina, na chwilę wyrywa mnie z letargu i spoglądam w jego osłupiałą twarz, przestając go okładać.
Chwila. A jeśli to nie on?
Kłamie!
Chce wprowadzić mnie w błąd!
Wykorzystując moment jego chwilowej nieuwagi, wyrzucam gwałtownie kolano do góry, trafiając centralnie między nogi chłopaka. Nie wierzę mu. To na pewno on. Z wzrokiem pełnym jadu, zaciskam pięści na brzegach jego czarnej bluzy i przybliżając się ku niemu, syczę mu prosto w twarz:
- Mów, kim jesteś i czego ode mnie chcesz?
Jednak ten dalej nie odpowiada i wstrzymuje oddech, z zamkniętymi oczami. Najwyraźniej w ciszy przeżywa ból skopanych jaj. W końcu, po upłynięciu kilkudziesięciu sekund, wypuszcza głośno powietrza i otwiera oczy.
Oczy wyrażające czysty gniew.
O, kurczę.
Moja agresja znika, a serce kuje nagłe uczucie lęku. Chyba się wkurzył. Nasze spojrzenia łączą się, a mnie ogarnia jeszcze większy strach, zaskoczona jego nagłą bliskością. Stoimy razem, przyciśnięci do ściany, a ciszę wypełnia jedynie odgłos naszych pobudzonych adrenaliną, oddechów. Dzielą nas dosłownie centymetry. Jest stanowczo za blisko! Dodatkowo cały czas kurczowo trzymam się jego bluzy i obawiam się, że to tylko ona powstrzymuje mnie przed upadkiem.
Patrzymy sobie prosto w oczy, a mój puls przyspiesza, dostrzegając, że początkowy gniew widoczny w jego oczach nagle łagodnieje i zmienia się w nieodgadnioną emocję. Czy to... żal?
Wpatruję się w niego, nie nic rozumiejącym wzrokiem i próbuję wyczytać coś więcej z jego błękitnych oczu. Zaraz! Błękitnych? Dlaczego wcześniej wydawały mi się takie ciemne? Skoro teraz mam przed sobą najjaśniejszy błękit, jaki kiedykolwiek widziałam?
Moje rozmyślenia przerywa głos Dagmary, stojącej w drzwiach za moimi plecami:
- Eee, Lena? Wszystko w porządku? - Spanikowana, uświadamiam sobie, jak to musi wyglądać z jej perspektywy. Dwójka osób stojąca blisko siebie, przyciśnięta do ściany i patrząca sobie głęboko w oczy. Od razu, po raz drugi dzisiejszego dnia, odrywam się od jego ciała, gwałtownie cofając. - Usłyszałam krzyki i zastanawiałam się, czy coś przypadkiem się nie stało?
Patrzy to na mnie, to na chłopaka, marszcząc brwi i myśląc, Bóg wie co.
- Ja... - zaczynam, ale zaraz urywam, nie wiedząc, co powiedzieć. Jak mam wyjaśnić jej tę sytuację? Aaa Daga, bo wiesz, zaatakowałam twojego kuzyna, waląc go pięściami i kopiąc prosto w jaja. Ale nic się nie martw, ma za swoje. Może teraz w końcu przestanie mnie śledzić.
Nagle otwieram szeroko oczy, uświadamiając sobie pewną rzecz. Co, jeśli to nie on? Co, jeśli to ktoś inny szedł za mną w drodze do domu? Czyżbym go pomyliła z kimś innym, niesłusznie oskarżając? Ale to by oznaczało jedno... Że niepotrzebnie pobiłam niewinnego człowieka.
- Nic się nie stało. - Słysząc jego głos, zaskoczona spoglądam w jego kierunku i dostrzegam, jak prostuje się, poprawiając czarną bluzę. - To moja wina.
Co??
Teraz to ja, nic nie rozumiem. Dlaczego bierze winę na siebie? Przecież to ja go zaatakowałam.
- Nie! To moja wina! - zaprzeczam od razu. - Uderzyłam go.
Widząc zszokowaną minę Dagmary, spuszczam głowę w dół, a pożerające mnie od środka uczucie wstydu, tylko potwierdza moje obawy, że niesłusznie oskarżyłam jej kuzyna. Przecież ja tego gościa pierwszy raz na oczy widzę. On mnie zresztą też.
Co ja najlepszego zrobiłam?
- Pomyliłam go z inną osobą. Z mężczyzną, który śledził mnie dwa dni wcześniej. - Mówiąc, dalej wpatruję się w swoje stopy i czuję, jak moje policzki oblewa czerwony rumieniec.
Chcę zapaść się pod ziemię!
- Oh, Lena, skarbie. - Czuję, jak dziewczyna podchodzi do mnie i kładzie dłoń na moich plecach, w opiekuńczym geście. - Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? Naprawdę ktoś cię śledził, czy to twoje kolejne... - Zacina się w połowie zdania, ale ja i tak wiem, co chciała powiedzieć. Urojenia.
Nie wierzy mi. Po części jej się nie dziwię. Znamy się już kilka lat i choć nie zna mojej całej historii, dobrze wie o moich lękach. Nieraz była świadkiem, jak nagle wybuchałam płaczem, bądź zaszywałam się w czterech ścianach. Niejednokrotnie uspokajała mnie, kiedy ogarnięta lękiem, nie potrafiłam zrozumieć, że uśmiechający się do mnie koleś, tylko stara się być uprzejmy, a nie knuje szalonych intryg pojmania mnie, bądź wyrządzenia okrutnej krzywdy.
Następuje cisza, która szybko wypełnia małą przestrzeń przedpokoju. Stoję pomiędzy obejmującą mnie Dagmarą, a jej kuzynem Adamem i zamykając oczy, w duchu modlę się, by ta krepującą chwila minęła, jak najszybciej. Jakby czytając w moich myślach, ciszę przerywa Daga.
- Ale wiesz, że to niemożliwe, by śledził cię właśnie Adam? On dopiero, co przyjechał, a sama mówiłaś, że to zdarzyło się dwa dni wcześniej.
Mogła się już lepiej nie odzywać.
-Wiem - burczę cicho pod nosem. Teraz już wiem.
Słyszę, jak dziewczyna oddycha z ulgą i śmieje się sztucznie, chcąc załagodzić napiętą atmosferę. Szkoda tylko, że wstyd już dawno wyżarł mnie od środka, pozostawiając dziury wielkości pięści.
Chcę zniknąć.
- Skoro wszystko już sobie wyjaśniliśmy, chodźmy w końcu do jadalni. Wszyscy już dawno na nas czekają przy stole. - Mówiąc to, odwraca się w kierunku drzwi i idzie w stronę salonu, sąsiadującego z jadalnią.
Szybko idę za nią, nie chcąc zostać sam na sam z chłopakiem, ale powstrzymuje mnie nagły ucisk na moim ramieniu. O nie! Pewnie chce mnie skrytykować, wyzywając tak, jak ja go wcześniej i żądać wyjaśnień mojego psychicznego zachowania. Oczami wyobraźni właśnie wyrywam sobie sama serce. Zatrzymuję się i spoglądam na niego, nieśmiało zerkając w twarz. I znowu te oczy. Jasnoniebieskie z nieco ciemniejszą obwódką.
Przez głowę przechodzi mi myśl, że w takiej chwili, nie jest już mi straszna żadna krytyka.
Chłopak jednak nic nie mówi, tylko podobnie, jak ja, przygląda się mojej twarzy, patrząc głęboko w oczy. Oh. Nie ma zamiaru skomentować mojego zachowania? W ogóle nie zamierza nic powiedzieć? - myślę zaskoczona.
- Przepraszam - wyrywa mi się, zanim zdążę dobrze wszystko przemyśleć.
Nie odpowiada. Nawet się nie uśmiecha. Dalej, uparcie wpatruje się tymi swoimi niebieskimi oczami, a ja czuję, jak przeszywa mnie spojrzeniem, zaglądając w głąb mojej duszy. O czym on myśli? Nad czym się zastanawia? Nie potrafię nic odczytać z wyrazu jego twarzy, a przecież nigdy nie miałam problemu z odgadywaniem ludzkich uczuć i emocji.
Zamiast tego, próbuję stawić się na jego miejscu. O czym, bym myślała? No tak. Zapewne zastanawiałabym się, co to za wariatka, którą widzę po raz pierwszy na oczy, a która rzuca się na mnie z pięściami, wyzywając od kretynów i psychopatów.
Co za wstyd.
Uświadamiam sobie, że nadal trzyma rękę na moim przedramieniu, ale kiedy spoglądam na nią, od razu spuszcza ją w dół. Nie patrząc już na niego, odwracam się i idę w stronę głosów, dobiegających z jadalni. Byle z dala od jego przeszywającego i nieodgadnionego spojrzenia. Nie wiem, jak ja wytrzymam, siedząc z nim przy jednym stole, skoro już na samą myśl, o moim wyczynie, moje ciało, wręcz topi się ze wstydu, błagając o szybką śmierć.
Coś czuję, że to będzie mój najdłuższy i najbardziej niezręczny obiad w całym moim życiu.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

I jak wrażenia? :D
Co sądzisz o agresywnej wersji Leny?
Czy słusznie zaatakowała Adama?
Jak zachowałbyś się na jej miejscu?

Ciekaw jestem Twojej opinii :D

 


 Facebook Konto google Poczta mailowa Tumblr Instagram

wtorek, 29 listopada 2016

4. To nie może być on





Zapraszam do kolejnej części :D
Co tym razem czeka Lenę? I jak potoczy się jej pierwsza rozmowa o pracę? 
Wattpad - https://www.wattpad.com/338036488-oddychaj%C4%85c-z-trudem-10-to-nie-mo%C5%BCe-by%C4%87-on



  - Mało brakowało, a by mnie klepnęła w tyłek! – zapewnia Paweł, wciskając sprzęgło i zmieniając bieg. – Nie sądziłem, że starsze babki mogą być jeszcze takie pełne wigoru i sypać sprośnymi żartami na prawo i lewo.
  Jedziemy właśnie w stronę centrum Krakowa, a oszołomiony Paweł już od 10 minut relacjonuje mi chwile spędzone sam na sam z rezolutną starszą panią. Okazało się, że odkurzając za telewizorem przez przypadek odpięła kabel, łączący z anteną, w skutek czego ekran nie emitował żadnego obrazu. W czasie naprawy, kiedy Paweł schylając się w samych bokserkach próbował połączyć odpowiednie kable, moja sąsiadka cały czas stała tuż za nim, żartując z imponujących widoków i wychwalając umięśnioną sylwetkę chłopaka.
  - Ile ona może mieć lat? 80?! – śmieje się Paweł i skręca w prawo, wjeżdżając w główną drogę i dołączając do wiecznie obecnego w tym mieście, korku.
  Uśmiecham się pod nosem i rozmyślam nad jego słowami, spoglądając przez okno i obserwując mijane budynki.
  Mieszkam tu już od 4 lat i, aż do dzisiejszego dnia, nie miałam pojęcia, że moją sąsiadką jest taka wariatka. Nie wiem dlaczego, ale od razu pomyślałam o Patrycji, zastanawiając się, czy ona też będzie kiedyś taką szaloną, starszą panią. Nie zdziwiłabym się.
  Paweł odrywa jedną rękę od kierownicy i sięga ku mojej, unosząc ją i całując.
  - Denerwujesz się tą rozmową? – pyta, spoglądając na mnie ze zmartwioną miną. – Przecież masz tę posadę, jak w banku.
Wpatruję się w nasze połączone dłonie i zastanawiam się, co mi w nich nie pasuje. Dlaczego nie odczuwam przyjemności, gdy trzymamy się za ręce?
  - Troszkę tak – odpowiadam, porównując moją małą dłoń do jego długich i szerokich palców. –  To duża, prestiżowa firma, a twój wujek jednym z najsławniejszych architektów.
  - I tym się przejmujesz?
  - No wiesz, ta praca będzie się całkowicie różnić od tej w bibliotece – mówię cicho, dalej nie podnosząc wzroku.
  Samochody przed nami ruszają, więc Paweł puszcza moją rękę i zmienia bieg, włączając się do ruchu. Krępujące uczucie znika, więc rozluźniam się i wygodniej rozsiadam w fotelu.
  - Przesadzasz. Zobaczysz, jeszcze wszystkich tam powalisz na ziemię, tworząc jakiś zajebisty projekt.
Patrzę na niego z miną typowego poker face, nie wierząc, że to właśnie powiedział.
  - Paweł, projektowanie wnętrz i szkice przyszłych budowli, raczej nie mają za wiele wspólnego z malowaniem pejzaży i martwej natury. A jakbyś nie wiedział, przypominam, że studiuję malarstwo, a nie architekturę.
  Nie łatwo idzie wyprowadzić mnie z równowagi, ale ten facet naprawdę potrafi być irytujący.
  - Dyplom to tylko papierek, liczy się talent, a ty go masz. – Uparcie przekonuje mnie dalej, zerkając w moją stronę i uśmiechając się słodko. – Będzie dobrze.
  Mina od razu mi rzednie.
  I właśnie wszystko spierdolił.
  Nienawidzę, jak ktoś mówi, będzie dobrze!
  Tyle razy słyszałam, jak moi rodzice i dawni znajomi powtarzali mi to na okrągło, kiedy leżałam półżywa w szpitalu, że już na samą myśl o tym mam ochotę komuś przyłożyć.
  Zgrzytam zębami, próbując się uspokoić, więc zawzięcie wpatruję się w moje czarne trampki i odliczam do dziesięciu, oddychając głęboko.
  Uspokój się idiotko, nie powiedział tego specjalnie.
  Jedziemy dalej w ciszy, więc mogę obserwować miasto i przyglądać się ludziom, jadącym w samochodach na sąsiednim pasie. Zawsze szczególną uwagę zwracam na wyraz twarzy kierowców, dostrzegając po ich zmarszczonych czołach i zaciśniętych na kierownicy dłoniach, komu właśnie się śpieszy, bądź kto jedzie powoli, nie uderzając w maskę i waląc w klakson zaciśniętą pięścią.
  Odkąd pamiętam, zawsze skupiałam się na detalach, dostrzegając najdrobniejsze, wręcz niewidoczne na pierwszy rzut oka szczegóły, by później przelać je na papier w formie rysunku za pomocą farb, bądź zwykłego ołówka. Jako mało dziewczynka potrafiłam w ciągu jednego dnia, wykorzystać dwa bloki rysunkowe, nieustannie rysując wszystko, co przykuło moją uwagę. Od huśtawki za domem, znalezionej muszelki na plaży, kształtów chmur na niebie, po mrówkę ciągnącą listek miniaturowymi łapkami.
  Jednak swoją prawdziwą pasję odkryłam dopiero teraz, na studiach. Talent do realistycznego rysowania ludzkich twarzy, uwzględniając każdą, najdrobniejszą zmarszczkę, czy też naturalny błysk w oku.
  Kiedy w pewnym momencie skręcamy w lewo, opuszczając zatłoczone centrum miasta i wjeżdżając w spokojniejszą, ale bardziej ekskluzywną część Krakowa, od razu unoszę się wyżej, rozglądając na boki. Wkrótce dostrzegam wysoki, szklany budynek z rzucającym się w oczy dużym napisem Architektoniczne Biuro Projektowo-Prawne. Robi wrażenie.
  Paweł wjeżdża na mieszczący się przed drzwiami wejściowymi parking i zatrzymuje samochód, spoglądając w moją stronę.
  - Całus na odwagę?
  Odrywam wzrok od szykownego budynku i patrzę w błękitne oczy chłopaka. Uśmiecham się i pochylając nad skrzynią biegów, łączę nasze usta w pocałunku.
  Kiedy odrywamy się od siebie, dalej spoglądamy sobie w oczy z uśmiechem, a Paweł zakłada za moje ucho kosmyk włosów, przytulając dłoń do mojego policzka.
  - Idź i pokaż, na co cię stać. – Zachęca mnie, uśmiechając się jeszcze szerzej i pokazując rząd idealnie równych zębów.
  Odsuwam się od niego i sięgam do klamki, otwierając drzwi. Kiedy już stoję jedną nogą na ziemi, nagle Paweł chwyta mnie za rękę i powstrzymuje przed wyjściem z samochodu.
  - Prawie zapomniałem! Wpadniesz jutro do nas na obiad? Moja mama serdecznie cię zaprasza.
  Schylam głowę, zaglądając do środka, by spojrzeć mu w oczy.
  - Jasne, że tak – odpowiadam z uśmiechem i żegnając się, zatrzaskuję drzwi. Jeszcze przez chwilę stoję w miejscu obserwując jego odjeżdżający sportowy samochód i ciesząc się na myśl o jutrzejszym dniu.
  Lubię przyjeżdżać do rodziców Pawła i spędzać czas z jego rodziną. Jeść wspólny obiad i prowadzić rodzinne rozmowy, przy kawie i cieście, żartując i śmiejąc się. Tęsknię za moją mamą. Za moim tatusiem. Za moim domem. A będąc u Pawła, mogę poczuć choć namiastkę tego, jak to jest spędzać czas z najbliższymi.
  I przynajmniej nie muszę w niedzielę sama gotować!
  Odwracam się i spoglądam w górę na piętrzący się przede mną okazały budynek biura.
  No dobra, miejmy to z głowy.
  Wchodzę przez główne drzwi, a moim oczom od razu ukazuje się elegancki hol z białymi ścianami i kanapami z czarnej skóry. Idąc wzdłuż marmurowej posadzki, rozglądam się wokół, podziwiając piękno i szykowność pomieszczenia, urządzonego, wręcz z precyzyjną dokładnością. Moją uwagę oczywiście przykuwają obrazy, przedstawiające przykładowe projekty mieszkań i odnowionych budynków, a także okazałe, szklane schody, prowadzące zapewne do wyższych pięter.
  Kiedy dostrzegam recepcję, od razu kieruję się w tamtą stronę, stąpając cicho po grubym, bordowym dywanie. Dostrzegam kwiaty o dziwnych kształtach, które nie przypominają żadne znane mi rośliny i elegancie zasłony, okalające każde okno, znajdujące się w holu. Tutaj dominuje biel i ciemny odcień szarości, a w powietrzu, wręcz czuć aurę nowoczesności, szyku i klasy. W całym pomieszczeniu w szczególności rzuca się w oczy ogromna lada, stojąca na środku, za którą właśnie siedzi ładna blondynka, uśmiechająca się do mnie serdecznie.
  Podchodzę do niej i nieśmiało odwzajemniam uśmiech.
  - Witam, w czym mogę pani pomóc? – kobieta pierwsza zadaje pytanie, nadal patrząc na mnie z wielkim uśmiechem.
  Ona serio jest taka miła, czy po prostu udaje?
  Pewnie udaje.
  - Eee, dzień dobry, przyszłam na rozmowę kwalifikacyjną o pracę.
  Spodziewałam się, że teraz nadejdzie ta chwila, kiedy recepcjonistka zmierzy mnie wzorkiem, oceniając mój wygląd i krytycznie spoglądając na moje czarne trampki. Jestem zdziwiona, kiedy kobieta jednak nie lustruje mojej osoby, lecz dalej uśmiecha się od ucha do ucha, utrzymując kontakt wzrokowy.
  Już cię lubię!
  - Czy była pani umówiona? Jeśli tak, to bezpośrednio z panem Bielem, czy z którymś z jego zarządców?
  Paweł nic nie wspominał o zarządcach, więc obstawiam, że miałam widzieć się tylko z jego wujkiem.
  - Z panem Bielem – ryzykuję i odpowiadam pewniejszym głosem.
  - W takim bądź razie, zaprowadzę panią.
  Recepcjonistka wychodzi zza lady i nie czekając na mnie kieruje się w stronę widocznej po prawej stronie windy. Szybko idę za nią i dyskretnie mierzę wzrokiem. Długie, zgrabne nogi, urocza twarz, blond włosy spięte w elegancki kok, szczupła figura, podkreślona obcisłą czarną sukienką i wysokie beżowe szpilki. Idealna kobieta do tej posady.
  Ciekawe, czy to taka typowa sekretarka, dorabiającą z szefem po godzinach.
  Jezu, czasem potrafię być nieźle wredna.
  Wsiadamy do windy, a blondynka naciska przycisk z numerem szóstego, ostatniego piętra. Kiedy wjeżdżamy powoli do góry, następuje ta krępująca cisza, która wręcz wydziera się w twoich uszach, raniąc wrażliwe bębenki. Przez chwilę nawet zastanawiam się, czy by nie spróbować coś zagadać do kobiety, ale po namyśle stwierdzam, że nie jest to najlepszy pomysł.
  Bo co jej powiem? Ładna dzisiaj pogoda?
  Wychodzimy z windy i kierujemy się wzdłuż długiego korytarza. To znaczy ona idzie, stukając głośno obcasami o posadzkę, a ja drepczę zaraz za nią. Właściwie w tym korytarzu nie ma nic, oprócz kolejnych przestrzennych obrazów i wykonanych z czarnego drewna drzwi, umieszczonych od siebie w równych odstępach, po obydwóch stronach korytarza
  Niektóre drzwi są otwarte, więc gdy mijamy je, za każdym razem zerkam do środka, dostrzegając w tej jednej sekundzie okazałe biurka i pochylające się nad nimi osoby.
  Jeny, ile tutaj ludzi pracuje?
  Docieramy do końca długiego korytarza i stajemy przed kolejnymi czarnymi drzwiami z wywieszoną tabliczką r. pr., inż. arch. Marek Biel.
  Więcej tych tytułów nie dało się zrobić?
  Ja nawet jeszcze licencjata nie mam.
  Blondi delikatnie puka do drzwi i wchodzi do środka. Idąc za nią, rozglądam się po eleganckim gabinecie w poszukiwaniu tego jakże słynnego, inteligentnego i utytułowanego jegomościa. Dostrzegam go od razu, siedzącego przy mieszczącym się na środku wielkim, dębowym biurku i skupiającym wzrok na papierach trzymanych w dłoni.
  Kiedy podchodzimy bliżej, przenosi spojrzenie na nas, unosząc brwi w pytającym geście.
  - Pani przyszła na rozmowę o pracę – oznajmia pewnym głosem recepcjonistka, oślepiając stu watowym uśmiechem.
  - Och, dziękuję Izabelo, możesz już iść – odpowiada mężczyzna, wstając i wychodząc spoza biurka.
  Blondyna znika, a ja zostaję sam na sam z nieznanym mężczyzną. Przełykam ślinę i obserwuję, jak podchodzi do mnie i wyciągając rękę, z uśmiechem patrzy prosto w moje oczy.
  - Witam, a więc to ty jesteś narzeczoną mojego siostrzeńca? – Ściskam jego dłoń i grzecznie odpowiadam, zaskoczona nietypowym powitaniem.
  - Tak, Lena Nowakowska.
  Omijam fakt nazwania mnie narzeczoną Pawła i nie wyjaśniam zaistniałego nieporozumienia. Widząc, jak mężczyzna gestem wskazuje mi krzesło, stojące przed biurkiem i sam siada na swoim miejscu, robię to samo. Uśmiechając się, nieśmiało spoglądam w jego kierunku, lustrując przystojną twarz.
  Czarne, krótkie, stylowo przystrzyżone i zaczesane na jedną stronę, włosy, szeroki uśmiech ukazujący śnieżnobiałe, równe zęby i błękitne, a wręcz jasno szare oczy. Szyty na miarę, elegancki, szary garnitur i jasnoniebieska koszula, tylko jeszcze bardziej podkreśla ich nietypowy kolor. Mężczyzna wygląda na jakieś 40 lat, ale znając życie jest już pewnie grubo po 50-stce. Bez dwóch zdań, pomimo widocznych już zmarszczek wokół oczu i siwizny nad uszami, mogę się założyć, że w młodości był nieźle atrakcyjnym przystojniakiem.
  Siedzę grzecznie, dalej uśmiechając się miło i czekam na pierwsze pytanie, typu czym się interesujesz?, co chcesz osiągnąć w życiu?, jakimi umiejętnościami i  zdobytym doświadczeniem możesz się pochwalić? , ale mija minuta, a my nadal siedzimy w całkowitej ciszy.
  Bez jaj, ja mam się odezwać pierwsza?
  Mężczyzna opierając łokcie na biurku i przykładając do ust, splecione dłonie, bez skrupułów przygląda mi się przez lekko przymrużone oczy.
  Zaczynam się wiercić na krześle, czując się coraz bardziej skrępowana i nie potrafiąc znieść jego przeszywającego spojrzenia.
  Okej, robi się trochę dziwnie.
  Dopiero teraz, w chwili, kiedy czuję się niczym ofiara, obserwowana przez niebezpiecznego i głodnego wilka, zauważam onieśmielającą aurę bijącą od mężczyzny. Nie jestem tylko pewna, czy są to pozytywne impulsy.
  - Pewnie zastanawiasz się na jakiej posadzie miałabyś tutaj pracować – odzywa się nagle donośnie, a ja wręcz podskakują na krześle, zaskoczona. Nie zdążam jednak nic odpowiedzieć, bo Biel kontynuuje dalej, spokojnym i opanowanym głosem. – Moją propozycją jest posada asystentki.
  Że niby, jako sekretarka?
   - Mojej asystentki.
   Mojej?
   - Przynajmniej do czasu.
  Do czasu? O czym on mówi?!
  Serio, ten facet zaczyna mnie przerażać. Posada asystentki, by mi odpowiadała, oczywiście jeśli rozwinie temat i wyjaśni, co dokładnie należałoby do moich obowiązków. Podawanie kaw, odbieranie telefonów, umawianie klientów na najbliższe terminy, nie ma problemu.
  Ale niech on w końcu przestanie się tak na mnie gapić?!
  - Wiem, że studiujesz malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych, więc nie masz żadnego doświadczenia w dziedzinie architektury, czy też designu, ale nic się nie martw. Wykorzystamy twój talent do innych celów.
  Boże, do jakich?
  Jestem coraz bardziej onieśmielona roznoszącą się wokół mężczyzny aurą dziwnego spokoju i stanowczości, a moja pewność siebie wraz z jego kolejnym słowem, maleje, ostatecznie rozpłaszczając się na podłodze i błagając o litość.
  - Nie wymagam od ciebie wiedzy branżowej, ale szybko przekonasz się, że pracując jako moja asystentka będziesz mieć wyjątkową okazję poznać specyfikę pracy w dziale projekcji, ucząc się od samych specjalistów, włączając w to mnie. – Uśmiechnął się szerzej z błyskiem w oku, dalej uparcie utrzymując kontakt wzrokowy. – A tak piękna i atrakcyjna kobieta, idealnie nadaje się do tej posady.
  Co, proszę?
  Czy ja mam zarabiać twarzą?
  - Proponowałbym jednak zmianę wizerunku. Od wszystkich pracowników wymagam dostosowanego do swojego stanowiska ubioru, a ty jako wizytówka firmy w szczególności powinnaś prezentować się szykownie i nadzwyczaj efektownie.
  Tak, mam zarabiać twarzą.
  Patrzę na niego z otwartą buzią i uświadamiam sobie, że odkąd tu weszłam nie wypowiedziałam ani jednego słowa. Nagły dźwięk telefonu, przerywa monolog Biela, który marszcząc brwi, sięga po leżący na biurku Iphone i sprawdzając, kto dzwoni, odbiera.
  - Słucham. – Jego szorstki, donośny głos nie brzmi zachęcająco.
  Obserwując, jak w skupieniu słucha rozmówcy, wreszcie przestając przeszywać mnie na wylot wzorkiem, dziękuję Bogu i osobie dzwoniącej za idealne wyczucie czasu. Zastanawiam się, czy to dobry moment, by wstać i rzucić się biegiem do drzwi, uciekając czym prędzej, jak najdalej od tego władczego psychopaty.
  Nie podoba mi się ten gościu i nie odpowiadają mi warunki, których wymaga ode mnie już na start.
  - Synu, nie mam czasu i cierpliwości do słuchania twoich irracjonalnych wymówek.
  To on ma syna?
  Hah, współczuję kolesiowi ojca!
  - Kiedy będziesz w Polsce? Od razu masz przyjechać do mnie i uzgodnimy ostateczną decyzję. Nie przyjmuję słów odmowy. Żegnam. – Rozłącza się, nie czekając na odpowiedź rozmówcy i rzuca telefon o biurko.
  Powoli wstaję, chcąc oznajmić mężczyźnie, że raczej podziękuję współpracy, kiedy ponownie zostaję uprzedzona.
  - Na początek 3 tysiące od ręki. Co później, wszystko zależy od ciebie i twoich umiejętności.
  Opadam z powrotem na krzesło, wytrzeszczając oczy i nie wierząc własnym uszom.
   3 tysiące?!
  W bibliotece pracując codziennie po zajęciach i w każdy weekend, dostawałam niewiele ponad tysiąc, a ten oferuje mi, aż trzy razy tyle.
  - Oczywiście wiem, że studiując nie dasz rady pracować każdego dnia pełnego wymiaru godzin. Nauka jest najważniejsza, rozumiem to bardzo dobrze. Dlatego proponuję dogodne wobec twojej dyspozycyjności godziny w ciągu dnia. Możesz przychodzić nawet na 2 godziny. Zależy mi tylko, byś jako moja prawa ręka, potrafiła myśleć choć w 20 procentach z tego co ja i zadbała o porządek w firmie, ustalając daty spotkań z potencjalnymi klientami, kontrolowała przebieg mojego dnia, informując o zbliżających się terminach i dopilnowała, by firma nadal utrzymywała się na pierwszym miejscu w rankingu prestiżowych i najlepiej zarabiających agencji architektoniczno projektowych w Polsce. Umowę podpiszemy w przyszłym tygodniu. Możesz już odejść.
  Dopiera po chwili dociera do mnie, że zostałam wyproszona, więc wstaję i żegnam się, nie kontrolując w ogóle nad swoją mimiką twarzy i niczym robot opuszczam gabinet Biela, kierując się prosto do windy i mijając recepcję, od razu wychodzę z biura.
  Kiedy do moich płuc dostaje się dopływ świeżego powietrza, oddycham spazmatycznie, uświadamiając sobie, że od wyjścia z gabinetu, wstrzymywałam powietrze, wstrząśnięta nadmiarem informacji i wrażeń.
  Stoję przed szklanym budynkiem biura i przecierając twarz, próbuję ogarnąć, co się właśnie wydarzyło.
  Czy ja właśnie dostałam pracę? Będę zarabiać trzy koła i na dodatek mam sama ustalić sobie godziny pracy? Będę asystentką i prawą ręką samego szefa? Ja? Była bibliotekarka i studentka malarstwa?
Kurwa, muszę iść na zakupy i kupić jakieś odjechane ciuchy.


***

  Słysząc radosny śmiech pani Pauliny od razu robi mi się cieplej na sercu, przypominając sobie przepiękny uśmiech mojej mamy.
  Stoimy właśnie w trójkę, ja, Dagmara i jej mama, w kuchni, przygotowując niedzielny obiad. Obowiązkowo rosół z własnoręcznie robionym makaronem i kotleciki z kurczaka, z pieczonymi ziemniakami i mizerią.
  Opowiadałam im właśnie o mojej wczorajszej rozmowie o pracę, a właściwie monologu Biela, na co obydwie zareagowały atakiem śmiechu.
  - A więc, mówisz, że mój braciszek nawet nie dopuścił cię do słowa? – śmieje się pani Paulina, wyciągając z szafki patelnię, garnki i dużą, drewnianą deskę do krojenia. – Cały on. Już, jako dziecko zawsze musiał wyrazić swoje zdanie, kompletnie nie licząc się ze zdaniem innych. – Przygryza wargę, patrząc z zamyśloną miną na trzymaną w ręce deskę. – Właściwie mało mam z nim wspólnych wspomnień z dzieciństwa. Zawsze trzymał się na uboczu.
  Odbieram od niej deskę i kładę ją na blacie, następnie wyciągam potrzebne mi jajka i mąkę. Makaron to moja działka. Odkąd pamiętam, zawsze pomagałam mamie w kuchni, wielokrotnie podglądając, jak własnoręcznie ugniata ciasto.
  - Najwyraźniej przez tę samotność zdziczał i nie wie, że rozmowa polega na naprzemiennej wymianie zdań – komentuje Dagmara, równocześnie wlewając wodę do garnka i włączając płytę indukcyjną. – Albo to starsza wersja Christiana Greya, która lubi sprawować nad wszystkim kontrolę. Zobaczysz, jeszcze zaprosi cię do swojego czerwonego pokoju.
  Śmieję się pod nosem, słysząc, jak pani Paulina pyta córkę, jakiego Christiana ma na myśli i widząc, jak Daga robi zakłopotaną minę, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
  Teraz się tłumacz, kochana!
  Wsypuję sporą ilość mąki na deskę i tworzę z niej mini wulkan, wbijając do środka kilka jajek. Wyjmuję z szuflady nóż i mieszam składniki, pilnując, by moja jajkowa lawa nie wypłynęła poza krawędź mącznego wulkanu. Kiedy masa przyjmuje, w miarę połączoną formę, zabieram się za ugniatanie, stopniowo dosypując mąkę.
  Kątem oka widzę, jak do kuchni wchodzi Paweł i od razu podchodzi do mnie, obejmując swoimi ramionami.
  - Mmm, moje jajka też możesz tak pougniatać – mruczy mi do ucha, przygryzając jego płatek.
  - Paweł?! – uciszam go, wytrzeszczając oczy i zawstydzona spoglądam w stronę jego mamy. Nie wiem, czy to usłyszała, ale widzę, że uśmiecha się podejrzanie, krojąc pierś kurczaka na mniejsze kawałki.
  Jaki wstyd!
  Szturcham Pawła łokciem, chcąc pozbyć się jego ramion i powracam do swojej pracy. Chłopak odrywa się ode mnie i pochylając nad Dagą, patrzy, jak nakłada na rozgrzaną patelnię olej kokosowy. Dziewczyna szarpnięciem głowy odsuwa się od niego, a jej mina wyraża obrzydzenie.
  - Nie naruszaj mojej przestrzeni osobistej swoim wczorajszym oddechem.
  W odpowiedzi chłopak prycha i siada na wysokim krześle przy mieszczącej się na środku, wyspie kuchennej. Patrząc kpiąco na Dagmarę, obserwuje, jak wyciąga z lodówki pięć, dość sporych rozmiarów ogórki, a z szuflady obieraczkę.
  - Siostra, no wiesz co, tak przy mamie? Nie wstyd ci? Jeśli chcesz to kupię ci dildo, ale zostaw te biedne ogórki.
  Musiał, po prostu musiał jej dopiec, myślę przewracając oczami.
  Dziewczyna w odpowiedzi, odwraca się w stronę brata i wskazuje na niego trzymaną obieraczką.
  - Jeszcze słowo, a twój mały podzieli ich los.
  - Uspokójcie się wreszcie, bo przez was już nigdy nie zjem mizerii! – stanowczym głosem kończy dyskusję ich rodzicielka, posyłając obojgu surowe spojrzenie. – Przy obiedzie macie zachowywać się kulturalnie, zero docinek i sprośnych komentarzy, w szczególności dotyczy to ciebie, Paweł.
  Kończę ugniatać ciasto i zabieram się za wałkowanie, przysłuchując się rodzinnym przekomarzaniom. To takie dla nich typowe.
  - Dzisiaj będziemy mieć gościa. Więc choć przez chwilę przestańcie zachowywać się jak niewychowani gówniarze i spędźmy wspólnie czas w ciszy i spokoju. Zrozumiano? Niech nie dowie się już pierwszego dnia, jaki tutaj jest dom wariatów. – Śmieje się z własnego żartu, wymachując nad głową ostrym, długim nożem i wskazując kolejno na swoje dzieci.
  Ta kobieta jest niesamowita. Znam ją już prawie dwa lata, kiedy to Paweł po raz pierwszy przedstawił mnie swoim rodzicom, a ja do tej pory nie widziałam jej smutnej, bądź zdołowanej. Skąd ona bierze tyle pozytywnej energii?
  - To kogoś ty zaprosiła? Prezydenta? – rechocze Paweł, sięgając po jabłko i odgryzając duży kawałek.
  - Nie. Waszego kuzyna, Adama.
  Dagmara przestaje obierać ogórki i spogląda ze zdziwieniem na matkę, a Paweł krztusząc się, próbuje złapać oddech.
  - Coo? Nie widzieliśmy gościa od kilku lat. O czym niby mamy z nim rozmawiać? O jego porypanym życiu? – bulwersuje się chłopak.
  - Nie waż się nic wspomnieć o jego przeszłości! – Podnosi głos kobieta, z hukiem odkładając nóż na blacie. – To na pewno jest dla niego wrażliwy temat. Poza tym, zaproponowałam mu, by zatrzymał się u nas do czasu, kiedy nie znajdzie własnego mieszkania.
  - Coo?! – Tym razem to Dagmara podnosi głos.
  - Chłopak dopiero, co przyjechał do Polski. Gdzieś się musi zatrzymać, a nie będzie przecież cały czas plątał się po hotelach.
  - No, mamuśka, powiem ci, że zaszalałaś. – Śmieje się Paweł, kręcąc głową. – Okej, niech z nami mieszka. Postaram się mu nie zrobić krzywdy.
  - Wiadomo, że będziemy dla niego mili, o ile on sam nie okaże się skończonym kretynem i chamem – uprzedza Daga.
  To się porobiło. Ciekawe, co to za koleś. I co takiego przeżył, skoro pani Paulina zareagowała tak gwałtownie. Może przekonam się, jak go poznam.


  Wszystko już jest przygotowane. Obiad ugotowany. Stół naszykowany. Nawet pan Szymon, ojciec Dagmary i Pawła, zdążył wrócić na czas z porannego dyżuru w szpitalu. Brakuje tylko tego Adama.
  Teraz, stojąc w łazience poprawiam makijaż i rozczesuję moje długie, brązowe włosy, szykując się do wspólnego posiłku.
  Kiedy do łazienki wchodzi Paweł, uśmiecham się do niego, oceniając niedzielny outfit. W porównaniu z jego jasnymi jeansami i błękitną koszulą, podkreślającą błękit oczu, moje czarne rurki i kremowy sweter, wypadają raczej marnie.
  Chłopak podchodzi do mnie i obejmuje od tyłu, opierając brodę na czubku mojej głowy. Kiwamy się delikatnie, a ja patrzę na nasze odbicie w lustrze.
  Prezentujemy się… dobrze.
  Tyko dlaczego nie widzę nas, jako parę za 10, 15 lat? Dlaczego nie wyobrażam sobie siebie w roli żony, a Pawła, jako ojca moich dzieci? Wiem, że byłabym z nim szczęśliwa. Więc, w czym jest problem?
  No właśnie. Lena, w czym ty widzisz problem?!
  - Dlaczego zdjęłaś fartuszek? Tak seksownie w nim wyglądałaś. – Uśmiecha się szeroko, patrząc w lustrze w moje oczy i łaskocząc mnie pod żebrami.
  Chichoczę, wyginając się na boki i uderzam w jego dłonie, umożliwiając mu dostęp do mojego ciała.
  - Musisz go kiedyś założyć. Nago – mruczy mi do ucha, przybliżając mnie bliżej. – Seksowna pani domu, zaprasza na szybki numerek na stole. – Śmieje się Paweł, kiedy ja oburzona szturcham go z łokcia i klepię po głowie.
  - Przestań tyle pornoli oglądać, bo później efektem są twoje chore i niemoralne fantazje!
  Śmiejemy się, wygłupiając i szturchając, kiedy z dołu dobiega nas głos ojca Pawła, wołającego syna.
  - Idę, idę! – odkrzykuje chłopak, ostatni raz wbijając mi palce w żebra i mierzwiąc moje dopiero, co rozczesane włosy, poczym wychodzi z łazienki, kierując się ku schodom.
  Idę w stronę pokoju Dagmary, chcąc zapytać ją, czy pójdzie ze mną jutro na zakupy i pomoże w wyborze eleganckich i stosownych do mojej nowej pracy, ubrań. One z Patką będą lepiej wiedzieć, w końcu znają się na rzeczy, gustując w markowych sklepach. Największym problemem jest jednak to, jak będę czuć się w spódnicy i, czy w ogóle zmuszę się do jej założenia. Coś mi się wydaję, że nie będę miała innego wyjścia, jeśli chcę utrzymać posadę asystentki Biela.
  Podchodzę do pokoju i kiedy już mam wejść, zastygam, dostrzegając przez uchylone drzwi widok pani Pauliny, czeszącej włosy córki.
   Zagryzam wargi, zaskoczona nagłym przypływem tęsknoty i zazdrości.
  Mam prawie 22 lata, a zazdroszczę mojej przyjaciółce tego, że matka czesze jej włosy.
  To chore.
  Śmieję się w duchu z siebie samej, ale jednak nie wchodzę do pokoju i nie przerywam chwili sam na sam, matki z córką. Idę dalej i docieram do sąsiadującego pokoju Pawła. Otwieram drzwi i krzywię się na widok zalegającego tam bałaganu. Omiatam spojrzeniem zawalone ubraniami wielkie łóżko, szafę z otwartymi na oścież drzwiczkami i stojący na środku fotel, który już raczej nie służy, jako siedzenie, lecz, jako wieszak na spodnie i koszule. Podchodzę do okna, omijając podłużną i ważącą ponad 100 kg hantle i siadam na parapecie.
  Ale brudne skarpetki mógłby jednak wyrzucić do prania.
  Wyciągam telefon i zanim się rozmyślę, szybko wysyłam swojej mamie sms-a.
  Kocham Was.
  Spoglądając przez okno, zastanawiam się, co mogą teraz robić moi rodzice. Może też będą jeść zaraz obiad? Albo idą właśnie na plażę, spacerując boso po piasku. Albo po prostu siedzą na tarasie, ciesząc się ciszą i spokojem.
  Odpowiedź przychodzi od razu.
 My Ciebie bardziej.
  Uśmiecham się na widok tych słów, a serce zalewa fala ciepła.
  Nagły ruch za oknem przykuwa moją uwagę i dostrzegam parkującą pod domem taxówkę. Zaciekawiona spoglądam w dół, widząc, jak z tylnego siedzenia wysiada wysoka, czarna postać. Mężczyzna płaci kierowcy i wyjmuje walizkę z bagażnika, spoglądając na dom. To pewnie ten Adam.
  Słyszę krzyk Pawła, oznajmujący, że psychol przyjechał i jeszcze głośniejszy krzyk jego mamy, ostrzegający, że jeśli się zaraz nie uciszy, zamknie go na noc na strychu jak Kevina. Śmiejąc się, zeskakuję z parapetu i ruszam w kierunku schodów.
  Przystaję na samym ich szczycie i obserwuję, jak Paweł z tatą wnoszą walizki chłopaka, a pani Paulina z Dagmarą, witają go serdecznie, ściskając i pytają, jak minęła mu podróż. Po pierwszych uściskach i miłej wymianie zdań, głowa rodziny, pan Szymon, zaprasza wszystkich do jadalni na obiad.
  Schodzę powoli w dół, przyglądając się chłopakowi. Cały czas był odwrócony do mnie tyłem, więc nie widziałam jego twarzy. Teraz, mierząc go wzrokiem, jego wysoką, szczupłą sylwetkę i szerokie ramiona, przypominam sobie posturę kogoś, kogo niedawno widziałam.
  Marszczę brwi zastanawiając się, kogo mam na myśli i schodzę trzy stopnie niżej, przyglądając się, jak chłopak ściąga skórzane buty, sięgające mu za kostkę. Wszyscy już weszli do jadalni, więc w przedpokoju zostałam tylko ja i on. Próbuję dostrzec jego twarz, może wtedy, przypominając sobie, kogo konkretnego miałam na myśli, ale uniemożliwia mi to kaptur, zasłaniający jego tył głowy. I wtedy sobie to uświadamiam.
  Facet ma kaptur na głowie.
  Czarna bluza z kapturem. Wysoki mężczyzna, z szerokimi barkami.
  Poczułam, że wzbiera we mnie gwałtowny strach, mrowiący moją skórę i pobudzający serce do nagłego działania.
  To niemożliwe.
  Przystaję w miejscu, w połowie schodów i trzymając się jedną ręką barierki, jeszcze raz lustruję postać mężczyzny.
  Czy to…?
  Złowrogie uczucie, które przejęło mnie dreszczem, paraliżuje moje ciało, więc siłą zmuszam się, by schodzić dalej, stopień za stopniem, nie odrywając oczu od tyłu głowy chłopaka.
  To nie może być on.
  Jakim cudem?
  Jestem już na przedostatnim stopniu.
  Ostatnim.
  Mój puls przyspiesza, a mdlące uczucie, wypełniające mnie od środka, każe mi się zatrzymać i uciekać, gdzie pieprz rośnie.
  Czyli to nie były przewidzenia?
  Robię ostatni krok i jestem tuż za nim. Dzieli nas dosłownie odległość metra, więc jeśli się tylko troszkę zbliżę i sięgnę ręką, zobaczę, kto stoi przede mną.
   Muszę zobaczyć jego twarz.
  Nieświadomy mojej obecności chłopak, zdejmuje kaptur, przeczesując czarne, zmierzwione włosy.
  Moje serce jeszcze bardziej przyspiesza, a pobudzona pod wpływem adrenaliny, robię krok w przód, zmniejszając, dzielącą nas odległość.
  Odwróć się.
  Doznaję nagłego uczucia deja vu, tylko tym razem to on ma się odwrócić, a nie ja.
  Chłopak jakby pod wpływem moich myśli, odwraca się powoli w moją stronę, a ja dostrzegam jego twarz i skryte pod opadającymi na czoło dłuższymi włosami, oczy.
  Ja pierdolę.
  Nasze spojrzenia łączą się, a ja wydaję cichy, zduszony okrzyk.
  Miałam rację.
  Nagłe uczucie szarpiące mnie od środka, pozbawia mnie złudzeń.
  Jestem tego pewna.
  To on.


Wzbudziłam Twoją ciekawość? :D 
Skomentuj, podziel się swoim zdaniem i opinią. 
Do zobaczenia do następnego rozdziału! 
Tymczasem zapraszam na mojego wattpada -  https://www.wattpad.com/user/Sinkingindreams


 


 Facebook Konto google Poczta mailowa Tumblr Instagram