piątek, 29 lipca 2016

"Korona" Kiera Cass


"Korona"  

 Powracamy do świata Illei wraz z V (prawdopodobnie), ostatnim tomem serii "Rywalek". Każda część, a w szczególności trzy pierwsze, opowiadające o losach Ami i Maxona, urzekła mnie swoją piękną, a wręcz bajkową historią, a cała seria już na zawsze zapadła głęboko w pamięć. Dlatego  z wielką przyjemnością i z wypiekami na twarzy, dorwałam się do "Korony", by móc poznać dalsze losy moich ukochanych bohaterów. 

Lecz w tej części, głównymi bohaterami nie są już Maxon i America. Ta historia nie opowiada o ich pięknej, szczerej i niecodziennej miłości. Tym razem Kiera Cass poświęciła uwagę prawowitemu władcy Illei, następczyni tronu, pierwszemu dziecku królewskiej pary i ich jedynej, ukochanej córce. Nadszedł czas na najpiękniejszą i najpotężniejszą kobietę w całym państwie, kobietę niemającą sobie równych. Nadeszła era panowania Eadlyn Schreave!

I bądźmy szczerzy... Eadlyn, pomimo niezaprzeczalnego wdzięku, niezwykłej urody, inteligencji i wszelakim zdolnościom, nie cieszy się zbyt dobrą opinią publiczną. Poddani postrzegają ją, jako zadufaną w sobie, bezwzględną i egoistyczną panienkę o ładnej twarzy i nienagannym ubiorze. Ale nie o to tu chodzi! Co z tego, że następczyni tronu zawsze będzie przykładem perfekcyjnego wyglądu, skoro nie okazuje żadnego zainteresowania życiem swoich poddanych i nie robi nic, by trudny los mieszkańców Illei stawał się coraz lepszy? Taki władca sprawi więcej szkód, niż pożytku! 

"Ale prawda jest taka, że miłość jest równie przypadkowa, jak i zaplanowana, równie piękna, jak i katastrofalna" 

Ale niczego nieświadoma, a raczej niczego niedostrzegająca Eadlyn, nie ma pojęcia o krążących na jej temat obawach i dalej żyje w swoim bajkowym świecie, skupiając uwagę tylko i wyłącznie na jednej osobie, siebie samej. Bo kto może mieć trudniejsze życie, niż ona, przyszła królowa? Kto śmie narzekać, gdy ona codziennie musi mierzyć się z problemami państwa i starać się podołać wszystkim obowiązkom i wymaganiom, związanych z rolą księżniczki? Do tego została wbrew sobie, zmuszona do zorganizowania eliminacji i wybrania w najbliższym czasie wśród 35 kandydatów męża i partnera przyszłej królowej. Ale jak ma się zakochać, w którymś z tych chłopców, skoro już od najmłodszych lat kierowała się rozumem, a nie głosem serca? Jak znaleźć tego jedynego, gdy twoje serce otoczone jest z każdej strony wysokimi murami, zagradzając drogę każdemu śmiałkowi, który odważy się do ciebie zbliżyć? Co, jeśli Eadlyn nigdy nie będzie potrafiła kogoś pokochać? Czy odważy się postawić swoje szczęście ponad dobro kraju? 

Od razu uprzedzam, recenzja zawiera spojlery odnośnie zakończenia "Następczyni", więc czytasz ją na własną odpowiedzialność!
Czasem zdarza się dzień, który zmienia wszystko. Dzień, który otwiera oczy i uświadamia, jakim się było debilem... I to dosłownie! A ty możesz się wtedy tylko zastanawiać, co jest ze mną nie tak? Dlaczego byłam taka ślepa? Taki dzień następuje w życiu Eadlyn wraz z otrzymaniem pożegnalnego listu od ukochanego brata bliźniaka. Listu, w którym Ahren wyjawia okrutną prawdę na jej temat i uświadamia jaką jest osobą w oczach innych. Mało tego! W tym samym dniu na wieść o ucieczce syna z kraju i poślubieniu w tajemnicy francuskiej księżniczki, America, matka Eadlyn, dostaje zawału serca. Jej stan z dnia na dzień pogarsza się... 

 "Może to nie pierwsze pocałunki powinny być takie szczególne, tylko ostatnie"

Dzień ucieczki Ahrena i nagłego zawału matki, otwiera oczy Eadlyn i uświadamia smutną, bezlitosną prawdę. Poddani jej nie lubią i buntując się, grożą detronizacją. Ukochany brat opuszcza ją w chwili, gdy go najbardziej potrzebuje, lekarze straszą, że królowa może się już nie obudzić, a załamany ojciec pogrążył się w rozpaczy. Gdyby tego było mało, w związku z chwilową niedyspozycją króla, sprawowanie władzy nad Illeą i panowanie nad niezadowolonymi poddanymi spada na barki młodej i przerażonej Eadlyn. Tylko jak rządzić krajem, który nie chce takiej królowej? W chwili największego załamania, Eadlyn przekonuje się, że jej potencjalni kandydaci na przyszłego męża, stoją za nią murem, wspierając i dodając otuchy. Zaskoczona wiernością i lojalnością chłopców, na których przedtem w ogóle nie zwracała uwagi, uświadamia sobie, że jeszcze nie wszystko jest na straconej pozycji. Odzyska zaufanie poddanych, zacznie interesować się życiem innych, zrobi wszystko, byle tylko zapanował porządek i szczęście w całej Illei. A może i dla niej znajdzie się odrobina szczęścia? Czy uda jej się zakochać i zmienić na lepszą królową? Eadlyn dodatkowo postanawia poświęcić więcej uwagi eliminacjom i polubić chłopców, którzy okazali jej tyle dobroci i wsparcia. 

"Nie chodzi o to, że nie wiem czego szukam. Chodzi o to, że nie jestem gotowa, by tego szukać"

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 
Muszę przyznać, że książki Kiery Cass mają coś w sobie, co przyciąga czytelnika, niczym magnes i ciągnie, jak ćmę do światła. Pomimo swojej prostoty i lekkiej, niewymagającej fabuły, powieść nie zanudza, a wręcz z strony na stronę wzbudza coraz większą ciekawość, urzekając bajkową historią. Miło jest móc ponownie przenieść się do świata Ami i Maxona i przekonać się, że dalej wiodą długie i szczęśliwe życie razem. Choć losy Eadlyn nie pochłonęły mnie, aż tak bardzo, jak fenomenalne trzy pierwsze części "Rywalek", to jednak nie żałuję czasu spędzonego z młodą i niezależną następczyni tronu. I o dziwo polubiłam księżniczkę do tego stopnia, że z przyjemnością sięgnę ponownie po "Następczyni" i "Koronę", by jeszcze raz przenieść się do świata pięknych sukni i szykownych sali i jeszcze raz przeżyć romans z 35 przystojnymi młodzieńcami. Ale wiem... Eadlyn potrafiła być nieraz nad podziw wkurzająca i bezmyślna, irytując i szokując swoim egoistycznym zachowaniem. Jednak nie była, aż taka zła! Wiedziała, że musi podołać roli, jako przyszła królowa, dlatego już od dziecka uczono ją i wychowywano, by potrafiła sprawować władzę i słusznie decydować w sprawach dotyczących kraju. Kibicowałam jej, gdy osiągała pierwsze sukcesy, cierpiałam razem z nią w chwilach bólu, strachu i rozczarowania, trzymałam kciuki w momentach, gdy poznawała kolejnego kandydata i razem zastanawiałyśmy się, czy to może ON będzie tym jedynym, idealnym przyszłym mężem? Ale, jak tu podjąć tak ważną decyzję, gdy każdy chłopiec okazuje się być inteligentnym, miłym i uroczym młodzieńcem? Gdy każdy non stop pozytywnie cię zaskakuje i sprawia, że na twojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech? Tylko dlaczego to głupie serce nadal siedzi cicho i nie raczy wskazać idealnego kandydata?

 "Znalezienie księcia może wymagać pocałowania mnóstwa żab"

Zapewne nikogo nie zaskoczyła przemiana, jaka następuje w Eadlyn, ale mogę się założyć, że nie jedna osoba była zszokowana jej decyzją i wyborem przyszłego męża. Wiem również, że nie każdy darzył sympatią nowego księcia Illei. Na szczęście ja byłam jak najbardziej zadowolona z wyboru Eadlyn, więc ominęło mnie rozczarowanie i rozgoryczenie, jej niespodziewanym zachowaniem. Szczerze? Już w pierwszej części zwróciłam uwagę na tego kandydata i pamiętam, że pomyślałam wtedy: "Hmm... A może, by tak ten? Niech Eadlyn jego wybierze!" Uff... A było tak blisko, bym też teraz pluła jadem i potokiem niezrozumiałych słów, tak jak ci nieszczęśnicy, których kandydat poniósł sromotną klęskę i został odesłany do domu. Paszoł won! Do ostatnich stron nic nie było pewne! Ta niewiedza i niepewność, wręcz paraliżowała! Zapewne niektórzy już po przeczytaniu "Korony" będą się zastanawiać: "Ale jak to? Dlaczego on? Przecież... ale... że co...?". Dlatego wielkie podziękowania dla Kiery Cass, za ten efekt zaskoczenia i małe zamieszanie, które tylko podgrzało atmosferę i sprawiło, że książka stała się jeszcze lepsza! 

Nie wiem, czy to już koniec przygody z Illeą i koniec z losami Ami, Maxona i ich dzieci, ale wiem, że z przyjemnością sięgnę po kolejne tomy, jeśli autorka postanowi coś jednak jeszcze napisać. Może teraz nadejdzie pora na dzieci Eadlyn? A może coś o Ahrenie? Przeczytam wszystko! I mogę się założyć, że jeszcze kiedyś wrócę do "Rywalek", by jeszcze raz przeżyć historię Ami. Kiero dziekuję Ci, że stworzyłaś tak niesamowitą i uroczą sagę, dziękuję Ci za ten wykreowany bajkowy świat, który przenosił mnie do pałacu i pięknych balowych sukni, dziękuję Ci za ten czas, który miło spędziłam, czytając każdą część i zakochując się coraz bardziej w Illei i jej mieszkańcach. Dziękuję Ci za Maxona! O tej postaci na pewno dłuuuugo nie zapomnę, bo już na zawsze znalazł się na mojej liście best of the best, liście wszystkich fikcyjnych przyszłych mężów. I może to głupio zabrzmi, ale dziękuję również sobie, za to, że pewnego dnia widząc piękne okładki "Rywalek" postanowiłam kupić całą trylogię. A mówią, by nie oceniać książek po okładkach...

Polecam każdemu zarówno "Rywalki", jak i późniejsze książki opowiadające o losach Eadlyn. Tę historię po prostu trzeba poznać. Przeżyć tak jak ja i wielu innych miłośników pióra Kiery Cass. I choć "Korona", nie jest, aż tak znakomita  i poruszająca, jak jej poprzedniczki, to jednak warto sięgnąć po nią i poznać dalsze losy księżniczki i jej rodziny. A dla tych, którym "Następczyni" nie przypadła do gustu - spokojnie, ta część jest znacznie lepsza! Także rusz cztery litery i wio do księgarni, biblioteki i zdobądź dzieło Kiery Cass, a gwarantuję, nie pożałujesz! 

Ocena: 7/10


 Facebook Konto google Poczta mailowa Tumblr Instagram

1 komentarz:

  1. Ja też się bardzo wciągnęłam w serię "Rywalki" i z wielką chęcią dokończę serie. Super recenzja, bardzo mi się podoba.
    Pozdrawiam Hayles z bloga https://ourbooksourlive.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Skomentuj. Podziel się swoimi przemyśleniami na temat mojego bloga i recenzji :)