Zdążę.
Jeszcze tylko
kawałek.
Niecałe 100
metrów.
Pomimo
palącego uczucia w gardle, przyspieszam, wkładając w bieg ostatki sił i
energii. Nic nie słyszę. W uszach rozbrzmiewa mi jedynie jednostajny dźwięk,
dudnienia własnego serca i przyspieszony, sparaliżowany strachem oddech.
80 metrów.
Biegnę
wzdłuż plaży, rozchlapując wodę dookoła i wzbijając w powietrze tumany piasku.
Boję się odwrócić głowę, ale wiem, że jest tuż za mną, z każdym krokiem
zmniejszając dzielącą nas odległość.
To się nie może
dziać naprawdę. Boże, dopomóż mi.
Mówią,
że w chwili, gdy do naszego mózgu dociera adrenalina, a nasze zastygnięte w
bezruchu ciało budzi się i powraca do
życia, potrafimy błyskawicznie podjąć decyzję. Przestajemy się zastanawiać, czy
lepiej zginąć tu, na miejscu, stojąc w bezruchu i błagając o szybki koniec, czy
też nie poddawać się tak łatwo i walczyć do upadłego. W skutek pobudzenia nagłym
przypływem energii, zwiększamy swoją moc i siłę, wykazując wysoką sprawność
fizyczną, której byśmy się w życiu po sobie nie spodziewali.
Teraz
rozumiem to, aż za dobrze. Nie miałam pojęcia, że potrafię tak szybko biec.
60 metrów.
Gdybym
chociaż zaczęła krzyczeć, wołać o pomoc. Ale nie… To właśnie w tej chwili głos
musiał uwieźć mi w gardle, a ja nie jestem zdolna do wydania choćby
najcichszego szeptu. Biegnę, z trudem walcząc o każdy oddech i uparcie, metr za
metrem, kieruję się naprzód, mając przed oczami zarys zbliżającego się molo.
W
ogarniających ciemnościach, nie widzę drogi przed sobą, więc, gdy potykam się o
zbudowany, przez jakiegoś szczęśliwego dzieciaka, zamek z piasku, o mało nie
lecę prosto na twarz.
Znowu
ten cholerny zamek! Za każdym razem z impetem wpadam na niego, nie mogąc
dostrzec go wcześniej i uniknąć ryzyka nieuchronnego upadku.
Staram
się, jak najszybciej złapać równowagę i pędzić co tchu dalej, nie zważając na
osobę, biegnącą za mną. Wmawiam sobie, że jest daleko w tyle i nie zdoła mnie
dosięgnąć.
Po
prostu wyłącz myślenie i biegnij. Już niedaleko.
50 metrów.
Zbaczam
z wyznaczonej trasy i oddalając się od brzegu morza, kieruję się ku drewnianym
belkom pomostu i bezpiecznemu miejscu, znajdującego się pod deskami molo.
Złudnie wierzę, że tam mnie nie dopadnie. Nie tym razem.
Uda
się. Uda się. Uda się!
Mój
sparaliżowany umysł, ledwo rejestruje narastający ucisk w klatce piersiowej,
suchość w ustach i łomot serca, skupiając się tylko i wyłącznie na widoku
miejsca, z którego uparcie nie spuszczam wzroku. Pomimo kilkudziesięciometrowej
odległości, niemal już widzę skrytkę, znajdującą się dokładnie pomiędzy drewnianym pomostem, a piaszczystym podłożem.
Wystarczy, że przecisnę się pomiędzy belkami i będę bezpieczna. Tam mnie nie
dosięgnie. Jestem mała, zmieszczę się. On nie.
Chyba.
40 metrów.
Ktoś
musiał rozbić butelkę na plaży i nie pozbierać szkła. Zapewne paczka
przyjaciół, grupa nieletnich, nielegalnie popijająca w ukryciu i ciesząca się łamaniem
niepisanych zasad. Zapewne teraz, gdy resztki ich wczorajszej imprezy,
bezlitośnie wbijają się do moich bosych stóp, powinnam być na nich wściekła,
ale w chwili, gdy przez otumanione ucho, docierają do mnie z tyłu bolesne
odgłosy i jęki, ranionej osoby, mam ochotę poznać ich i osobiście podziękować
za lekkomyślne zachowanie. To go spowolni, a ja pobudzona nową dawką
adrenaliny, nie czuła na ból i urazy, uzyskam dodatkowe, cenne sekundy czasu.
Tak
bardzo chciałabym, by to wszystko się już skończyło.
Biegnę,
wysoko wyrzucając kolana do góry, choć teraz, każdy krok staje się coraz
trudniejszy, a każdy oddech, sprawia coraz więcej bólu, pochłaniając moje płuca
rozszalałym ogniem. Czuję, że zostało mi niewiele sił i długo już tak nie
pociągnę, biegnąc bezustannie na najwyższych obrotach. Jednak, gdy wyczuwam
jego obecność tuż za mną, jeszcze bardziej przyspieszam, wkładając w bieg
wszystkie pozostałe pokłady sił i energii.
Uda
mi się.
Ucieknę.
Teraz
wszystko zależy ode mnie.
30 metrów.
Teraz wszystko
może się zmienić.
Jestem tylko ja,
on i mój głośny, spazmatyczny oddech.
Wdech… Łomot
serca. Wydech…
Wdech… Łomot
serca. Wydech…
Wdech… Łomot serca.
Wydech…
Wszystko
przebiega, jak w spowolnionym filmie.
Czuję, ucisk na
ramieniu.
Dopada mnie.
To już koniec.
Nie wyrwę mu
się.
Ucisk
jego ręki zwiększa się i powala mnie na ziemię, popychając twarzą ku piaskowi.
Pod wpływem siły zderzenia, spadamy razem, uderzając z impetem w piach, w
plątaninie rąk i własnych ciał. Przygniata mnie, udaremniając próbę ucieczki i
uwolnienia się z żelaznego uścisku jego ramion.
Jest
za ciężki. A ja już nie mam sił, by walczyć.
Już
za późno.
Zawiodłam.
Nie
zdążyłam dobiec.
Zawiodłam samą siebie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Budzę
się z krzykiem, zachłannie łapiąc powietrze i próbując wyrwać się z
przytrzymujących mnie ramion. Sparaliżowana strachem, szamoczę się, niczym
opętana, dopóki nie uświadamiam sobie, że leżę we własnym łóżku, objęta przez Pawła.
No
proszę, jednak potrafię krzyczeć.
Zamykając
oczy i licząc powoli do dziesięciu, czekam, aż mój puls spowolni i uzyska swoje
normalne tempo. Głębokie i spokojne oddychanie zawsze pomaga mi w takiej
chwili. Rozprostowuję drżące palce i rozluźniam napięte mięśnie ramion,
starając się równocześnie przyjąć w miarę wygodną pozę, leżąc na wznak na
plecach.
Nie
mija kilka minut, a moje serce przestaje wyrywać się z klatki piersiowej, a
puls powoli odzyskuje swój stały rytm.
To
tylko sen. Kolejny, głupi sen.
Teraz
mam przed sobą cały, długi dzień. Będę się zamartwiać dopiero wieczorem, gdy
znowu przyjdzie pora na sen i czas odwiecznego gdybania, czy może tym razem nic
mi się nie przyśni. Na razie skupię się na nadchodzących 20 godzinach spokoju
za dnia.
Jeszcze
nie otworzyłam oczu, ale wiem, że stojący na szafce budzik wskazuje dopiero
czwartą nad ranem. Zawsze ta sama godzina. I to nie dlatego, że mój mały,
słodki budzik, kupiony za piętnaście złotych w Ikei, zepsuł się i zatrzymał na
tej właśnie godzinie.
Czwarta
rano to stała pora pobudki mojego zegara biologicznego i czas działania moich
sfatygowanych płuc. Tylko wtedy mogę odetchnąć pełną piersią, maksymalnie
wykorzystując pojemność płuc i cieszyć się głębokim wdechem. Nie żebym
narzekała na niespodziewane ataki duszności i nawracające choroby oskrzeli,
wręcz jestem im wdzięczna, za to, że budzą mnie i wyrywają z zaciskających się
wokół mnie szponów z wydarzeń z przeszłości.
Gdy
już uspokajam się na tyle, by odegnać resztki wspomnień dręczącego mnie koszmaru,
zauważam, że jest mi nadmiernie gorąco. Powoli otwieram oczy i czekając, aż
wzrok przyzwyczai się do ogarniającego pokój półmroku, rozglądam się w
poszukiwaniu źródła ciepła. Chcąc odgarnąć z twarzy, wpadające mi do oczu,
kosmyki włosów, orientuję się, że moje ręce są uwięzione przez otaczające mnie umięśnione,
męskie ramiona.
Wspomnienie
przygniatających, więżących mnie ramion ze snu powraca ze zdwojoną siłą,
pozbawiając dopiero, co uzyskanego spokoju. Jednak nagłe uczucie strachu,
szybko mija, gdy dostrzegam śpiącego obok mnie Pawła.
Uff…
To tylko Paweł.
Muszę
wziąć się w garść i przestać schizować.
To
dlatego jest mi tak cholernie gorąco. Śpiący chłopak, przyciskając twarz do
mojego boku i łącząc nasze stopy w kostkach, oplata mnie ramionami, zapewniając
złudne poczucie bezpieczeństwa.
Szkoda
tylko, że nigdy nie zaznam w pełni tego uczucia.
Chcąc
uwolnić się z kokonu jego ramion i nóg, poruszam się na boki, próbując tym
samym rozluźnić uchwyt ściskających mnie kończyn. Po minucie, bezsensownego i
nie przynoszącego żadnych efektów, wiercenia, poddaję się.
Dobrze
wiem, że Paweł należy do osób o mocnym, twardym śnie, a zwłaszcza po
intensywnych treningach, kiedy to śpi, jak zabity. Pomimo to, postanawiam
spróbować i obudzić go.
-
Paweł? – Nic, zero reakcji. Przewracam oczami i próbuję jeszcze raz, tym razem
nieco głośniej.– Paweł, obudź się. Przygniatasz mnie. – Na potwierdzenie swoich
słów, szarpiąc się jeszcze mocniej, w próbach poluzowania uwięzionych rąk.
W
końcu chłopak porusza się przez sen, mamrocząc coś o genialnym zagraniu i
przewraca się na drugi bok, całkowicie uwalniając mnie ze swoich objęć.
Pustka
i samotność, jaką od razu odczuwam, wręcz pozbawia mnie tchu, sprawiając, że
mam ochotę ponownie, dobrowolnie uwięzić się w ramionach Pawła.
Jednak
nie są takie złe.
Idealnie
spełniają swoją rolę, niczym rycerze w lśniącej zbroi, zapewniając ochronę i
broniąc przed czającymi się wszędzie niebezpieczeństwami.
Zerkam
na zegarek, stojący na półce, tuż obok mojej głowy. 4:37. Mimowolnie wzdycham,
zastanawiając się, co robić. Wstać i zacząć dzień, czy poprzewracać się jeszcze
z boku na bok, czekając na nadejście odpowiedniejszej pory na pierwsze
śniadanie. Wiem, że już nie zasnę, a nie ma sensu czekać, aż Paweł się obudzi.
On potrafi spać nieraz 12 godzin.
Czasem
mu tego zazdroszczę. Tak po prostu móc się położyć i zasnąć, na długie,
spokojne godziny.
Zazwyczaj
w chwilach takich jak ta, leżę obok niego, nie śpiąc od 4-tej i czekając na
nadejście przynajmniej 7 rano, obserwuję, jak smacznie śpi. Znam na pamięć
dokładnie wszystkie rysy jego twarzy, a także to, jak zachowuje się w czasie
snu.
Nawet
teraz, kiedy leżąc do mnie tyłem, nie dostrzegam jego twarzy, oczami wyobraźni
widzę, jak marszczy brwi przez sen i śpi z lekko rozchylonymi ustami. Jeśli ma
miłe sny, kąciki jego ust zawsze, delikatnie unoszą się ku górze, lecz, gdy nękają
go koszmary, co zdarza się bardzo rzadko, pomiędzy brwiami pojawia się mała
kreseczka, świadcząca o jego zdenerwowaniu, bądź złości.
Leżę
odkryta na plecach, więc gdy moje ciało pokrywa gęsia skórka, szybko wskakuję
pod kołdrę, przysuwając się do Pawła i przytulając do jego pleców.
Od
razu lepiej.
Teraz
mam okazję z bliska przyjrzeć się jego bujnej, blond czuprynie i wyrzeźbionej,
dzięki treningom i licznym godzinom spędzonych w siłowni, muskularnej sylwetce.
Nie
potrafiąc się powstrzymać, unoszę rękę i przejeżdżam kilkakrotnie palcami po
jasnych włosach, śpiącego chłopaka. Dawniej były jeszcze jaśniejsze. Zwłaszcza,
za czasów licealnych, kiedy potrafił całymi dniami uganiać się na boisku, za
piłką. Wtedy, dzięki odbijających się od jego włosów, promieni słonecznych,
wyglądał niczym anioł, ze złociście olśniewającą aureolą, okalającą mu twarz.
Mój
anioł. Mój obrońca.
Dlatego
przychodziłam praktycznie na każdy, rozgrywany przez niego mecz i czekałam
nieraz długie godziny, aż do zakończenia treningu. Byle tylko móc podziwiać ten,
zapierający dech w piersiach widok.
Pamiętam
dokładnie moment, kiedy pierwszy raz zobaczyłam odbijające się od jego blond
włosów, promienie słoneczne. To było jeszcze za czasów początku naszej
znajomości, gdy nie potrafiłam obdarzyć go zaufaniem i za wszelką cenę,
usiłowałam udaremnić mu próby zbliżenia się do mnie. Jednak, gdy dostrzegłam
go, jako oświetlonego złocistym blaskiem, moje nastawienie zmieniło się, niczym
za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wiedziałam, że to znak. Ten chłopak
jest dobry. On nie zrobi mi krzywdy. Muszę się go trzymać, a wszystko będzie
dobrze.
I
tak właśnie było przez ostatnie kilka lat.
Teraz,
leżąc obok mojego anioła i gładząc delikatnie po głowie, mierzwiąc gęste włosy,
zastanawiam się, czy go nie obudzić i
podziękować za te wszystkie chwile, w których był wiernym i niezawodnym
oparciem.
Nie,
to głupi pomysł.
Dusząc
w sobie emocje, wypełniające mnie po brzegi, po niedawno przeżytym koszmarze i
próbując wyzbyć się z głowy natłoku myśli, ponownie liczę do dziesięciu.
Jeden…
Głęboki wdech. Wydech.
Obrazy
wydarzeń z tamtego dnia znowu stają mi przed oczami.
Dwa…
Głęboki wdech. Wydech.
Znowu
biegnę przez plażę, czując pod stopami mokry piasek.
Trzy…
Kolejny wdech i wydech.
Usilnie
staram się myśleć o czymś przyjemnym, wyrzucając z głowy wspomnienie dotyku
jego rąk na moim ciele.
Cztery…
Mój oddech staje się spazmatyczny i urywany.
Czując
rosnącą gulę w gardle i walcząc z cisnącymi się do oczu łzami, karcę się w
duchu za swój żałosny stan emocjonalny.
Weź
się w garść, upominam samą siebie.
Przestań
myśleć.
Już
dawno przekonałam się, że płacz i użalanie się, nic nie dają, za to wprawiają w
jeszcze większą depresję i paranoję. A tego chwilowo najmniej potrzebuję.
Leżąc
i przytulając się do pleców Pawła, postanawiam nie budzić chłopaka i przeczekać
co najmniej 2 godzinki, zanim w końcu stanę i zacznę kolejny dzień.
Nie
potrzebuję współczucia.
Zresztą
dobrze wiem, że Paweł nie jest mistrzem w pocieszaniu i okazywaniu, choć
odrobiny zrozumienia. Dla niego istnieje tylko jeden, niezawodny i dobrze znany
mu sposób poprawiania humoru. Całym sercem, a raczej powinnam powiedzieć, całym
penisem, wierzy, że najlepszym lekarstwem na smutki jest dobry, szybki seks.
No
cóż… Mi czasem wystarczy po prostu duża tabliczka czekolady Milky i
przyciśnięcie magicznego przycisku wyłącz
myślenie.
Załatwione.
Moje
wewnętrzne ja już od dobrych 15-nastu
minut wali pięściami w wyłącznik przycisku, a w szufladzie biurka czeka na mnie
nierozpakowana jeszcze, mleczno orzechowa słodycz.
Idealnie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siedząc
przy stole w kuchni w moim małym mieszkanku i popijając kawę z największego
kubka, jaki udało mi się znaleźć, buszuję w Internecie, w poszukiwaniu ofert
pracy.
W
końcu jestem na III roku studiów, mam prawie skończone 22 lata i masę wolnego
czasu do wykorzystania. Nie żebym do tej pory, żerowała na portfelu moich
ukochanych rodziców, nie, nie. Co rok, od 17-nastego roku życia, w czasie ferii
i okresu wakacji, pracowałam w pobliskiej bibliotece.
Uwielbiałam
tę robotę.
Może
i zarobki nie były szczególnie wysokie, ale praca idealnie spełniała, wszystkie
moje wymagane kryteria. Spokój. Cisza. Jak najrzadszy kontakt, z jak
najmniejszą ilością osób.
Dla
wyjaśnienia, nie jestem aspołeczna i nie cierpię na antropofobię. Po prostu nie
lubię przebywać w tłumie i wdawać się w jakiekolwiek dyskusje i relacje z
nieznajomymi.
Tak
mi przynajmniej powiedział kiedyś doktor Zabrocki, mój psycholog.
Biblioteka
mieściła się w zacisznym miejscu, wąskiej uliczce, daleko od centrum Krakowa i
głównej drogi, tak, że kontakt z innymi ludźmi był bardzo ograniczony. Jeśli w
ciągu całego dnia przyszło 30 klientów, można było śmiało powiedzieć: Ale dziś ruch.
Zapewne
to było główną przyczyną, splajtowania biblioteki w zeszłym miesiącu.
Niedogodna lokalizacja, ograniczony dostęp i era Internetu i telefonów
komórkowych, nie sprzyja rozwojowi i funkcjonowaniu podmiejskich bibliotek.
A
ja zostałam pozbawiona miejsca pracy.
Jestem
właśnie w trakcie przeglądania ofert z 16-nastej strony, kiedy słyszę
dobiegające z mojej sypialni ciche odgłosy westchnień, człowieka, budzącego się
do życia.
Śpiący
królewicz wreszcie się obudził.
Nie
mija nawet 15-naście sekund, kiedy do kuchni wchodzi Paweł, w samych
bokserkach, szeroko ziewając i rozciągając się na boki.
Powoli
mierzę go od stóp do głów, zatrzymując dłużej wzrok na napakowanym brzuchu i
szeregu skośnych mięśni, tworzących idealny sześciopak, godny pozazdroszczenia
przez niejednego faceta.
Przez
chwilę mam ochotę przejechać dłonią wzdłuż jego idealnie wyrzeźbionej klacie i
palcem wyznaczyć trasę biegu, schodzących się mięśni brzucha.
Mrugając
kilkakrotnie oczami, szybko jednak wyrywam się z transu i podnoszę wzrok wyżej,
ku rozespanej, pięknej twarzy i wiecznie rozczochranym, jasnym włosom.
Marszcząc
brwi, przyglądam się, jak Paweł, z grymasem na ustach, napina i rozluźnia barki
i ramiona, chcąc zmniejszyć bolesny nacisk przećwiczonych mięśni.
-
Przesadzasz z tą siłownią. – wzdycham i powracam do przeglądania kolejnych
ofert pracy.
Widoczny
jeszcze przed chwilą grymas twarzy, szybko znika, zastąpiony szerokim uśmiechem
i widokiem prostych, białych zębów Pawła.
Podchodzi
do stołu i pochylając się w moją stronę,
całuje mnie w usta, z głośnym odgłosem cmoknięcia.
-
Dzień dobry Słoneczko, ciebie również miło widzieć o poranku. – Śmiejąc się,
odpowiada, obejmując mnie ramionami i kilkakrotnie całując w szyję.
-
Za niedługo będziesz miał bicepsy większe, niż twoja głowa. – Marudzę dalej,
próbując delikatnie odepchnąć go ode mnie i mojego karku. Nie mam zamiaru znowu
paradować po uczelni z widocznymi malinkami na szyi. Dość się wstydu najadłam
ostatnio.
Śmiejąc
się jeszcze głośniej, Paweł odrywa się od mojej szyi i opiera o blat stołu,
krzyżując nogi w kostkach.
-
I do tego właśnie zmierzam Maleńka. – Mówi, zabierając mój kubek z
niedokończoną kawą i jednym haustem wypijając pozostałą zawartość. – No co? Nie
chcesz, by twój ukochany mężczyzna był najbardziej umięśnionym kolesiem,
jakiego znasz?
-
Nie. – Burczę pod nosem, wyrywając mu kubek z ręki i zaglądając do środka,
sprawdzając, czy przypadkiem, nie pozostał chociaż ostatni łyk napoju bogów.
Rozczarowana zauważam dno, pustego już kubka. Odkładam go na stół i
poirytowana, podnoszę wzrok ku złodziejowi mojej kawy.
Paweł
uparcie wlepia we mnie spojrzenie smutnych oczu, robiąc przy tym nadąsaną
minkę.
Ehe.
Właśnie próbuje wzbudzić moją litość, wykorzystując do tego spojrzenie a’la
zbity pies.
Tylko,
że ta mina już dawno przestała na mnie działać.
Podobnie,
jak jego wieczne zapewnienia, że ćwiczy tylko dla utrzymania formy, a nie dla przyrostu
masy ciała i mięśni, niczym faszerowana świnia, przeznaczona na rzeź.
Ale
jest dopiero 9 rano, a nie mam zamiaru zaczynać dnia od kłótni i później długie
godziny, chodzić naburmuszona i poirytowana zachowaniem swojego chłopaka.
Decyduję, że najlepiej będzie, gdy przemilczę temat siłowni, odżywek,
nałogowych godzin ćwiczeń i nie skomentuję, totalnej głupoty Pawła.
Wzdycham
i przyciągając go do siebie, szybko całuję w usta.
To
zakończy temat.
Przynajmniej
na dziś.
Uśmiechając
się słodko i spoglądając na niego spod rzęs, staram się przybrać najmilszy ton,
na jaki mnie stać:
-
Przepraszam Skarbie. Nie chciałam cię urazić. Podobasz mi się taki, jaki
jesteś.
W
nagrodę otrzymuję uroczy uśmiech i pełne uwielbienia spojrzenie Pawła.
Moje
chwilowe poirytowanie błyskawicznie znika, zastąpione uczuciem ciepła,
rozlewającym się w moim sercu.
Mam
wspaniałego mężczyznę i ciągle o tym zapominam. Nie ma ludzi idealnych. Ja też
mam wiele za uszami, a jakoś nigdy nie usłyszałam od Pawła słów krytyki. Muszę
stanowczo bardziej doceniać jego starania i wykazywać, choć odrobinę więcej
czułości.
Dam
radę.
To
nie może sprawiać mi, aż tak wielkiego problemu.
-
Lena? – Z zamyślenia wyrywa mnie głos Pawła, patrzącego się na mnie, z
uniesionymi brwiami i pytającym spojrzeniem.
-
Tak?
-
Pytałem, czy już jadłaś i czy chcesz coś na śniadanie.
Dopiero
teraz dostrzegam, że Paweł stoi, pochylony, w otwartych drzwiach lodówki i
przegląda jej zawartość.
Mimowolnie
zerkam na jego wypięty tyłek, oczami wyobraźni przypominając sobie, jak wygląda
nago.
Wiercę
się na krześle, nie mogąc oderwać wzroku.
-
Eee, nie, dziękuję. Już jadłam.
Jakieś
3 godziny temu, gdy ty tymczasem smacznie spałeś.
Paweł
podnosi się i odwraca twarz w moją stronę, umożliwiając mi dalsze obserwowanie
jego kuszącej, tylnej części ciała.
Przyłapuje
mnie na tym i uśmiecha się pod nosem, zadowolony, że nadal reaguję na widok
jego nagiego ciała.
-
Gdy już przestaniesz się ślinić na widok mojego gorącego ciała, może wyskoczymy
gdzieś później razem? Może na basen? – Wyciąga z lodówki ostatni plaster sera i
szynkę i zamyka drzwiczki, kładąc składniki na stojącym obok blacie. - A później
koniecznie, musimy wstąpić do spożywczaka i uzupełnić twoją, ziejącą pustkami
lodówkę.
Niezrażona
jego komentarzem, przenoszę wzrok na monitor laptopa, wznawiając poszukiwania.
-
Mi do szczęścia potrzebne jest tylko mleko i płatki. A, no i kawa.
Paweł
odwraca ku mnie głowę, marszcząc brwi i wyjmując wczorajszą bułkę z przymocowanej
do ściany półki.
-
Żywiąc się codziennie garstką płatków i szklanką mleka, nigdy nie nabierzesz
masy i zawsze będziesz takim chucherkiem, jakim jesteś teraz.
Unoszę
wzrok znad ekranu laptopa i posyłam w jego kierunku miażdżące spojrzenie,
równocześnie podnosząc dłoń i pokazując mu środkowy palec.
Paweł
śmieje się cicho pod nosem i kontynuuje
przygotowywanie posiłku.
-
To może chociaż basen? Co ty na to? – Pyta, uśmiechając się szeroko i
dwuznacznie poruszając brwiami. - Powtórka z ostatniego razu?
Na
samą myśl naszej ostatniej, wspólnej kąpieli w jacuzzi, całe moje ciało oblewa
uczucie gorąca i żaru. Zawstydzona, spuszczam wzrok i uśmiecham się do
własnych, kosmatych myśli.
Dobrze,
że w jacuzzi zawsze jest tyle piany, umożliwiającej dostrzeżenie, co kryje się
pod wodą. Gdyby ktoś zauważył, jak zeszłym razem, sprawne dłonie Pawła, lądują
w moich majtkach, wprawiając mnie swoim dotykiem, w nieopisane chwile rozkoszy,
chyba bym spaliła się żywcem ze wstydu.
-
Niestety, dzisiaj nie dam rady z tobą nigdzie pójść. – Mówię, intensywnie,
wlepiając spojrzenie w swoje paznokcie i walcząc z napływającymi rumieńcami. Nie
mam odwagi spojrzeć mu w oczy, bo wtedy zauważy, jaką reakcję wywołał u mnie, wspominając
o rozkosznej chwili, wspólnej kąpieli. – Minął już miesiąc, muszę w końcu
znaleźć pracę, bo za niedługo zabraknie mi pieniędzy nawet i na mleko i płatki.
A
jak na razie moje wielogodzinne poszukiwania i codzienne przeglądanie aktualnych
ofert, udostępnianych w sieci, nie przyniosły żadnych rezultatów. Najwyraźniej
nikt nie potrzebuje, w miarę uzdolnionej artystki, wykazującej wysokie chęci
podjęcia spokojnej pracy, z dala od tłoku i kontaktu z innymi ludźmi. Dziwne.
-
Obawiam się, że pozostała mi już tylko praca, jako kelnerka. – Dopowiadam, z
głosem niewiele głośniejszym od szeptu. Już na zawsze pracując w małej
spelunie, rzekomo zwanej barem, lejąc piwsko i znosić sprośne komentarze,
pijanych, obleśnych klientów.
Przed
oczami staje mi obraz siebie samej, stojącej za ladą, w kusej spódniczce i
firmowym fartuszku, a na wysokich, barowych krzesłach, siedząca grupka
podchmielonych już typków.
Na
samą myśl o pracy, w otoczeniu tylu, obcych mężczyzn, przebiega mnie nieprzyjemny
dreszcz, a na ciało występuje gęsia skórka.
Może
uda mi się przeżyć, żywiąc tylko płatkami z mlekiem.
Otrząsając
się z niemiłych myśli, dostrzegam kucącego przede mną Pawła. Podnosi moje
dłonie ku swoim ustom i całując je, spogląda na mnie z troską.
-
Hej, Słoneczko, nic się nie martw. Znajdziemy ci nową pracę, jeszcze lepszą,
niż tą poprzednią. – Odkłada nasze splecione dłonie na moich kolanach,
pochylając się i całując w czoło. – Pamiętasz o pracy u mojego wujka w firmie?
Tiaa.
Praca
w firmie projektowej u najsłynniejszego, krakowskiego architekta może i brzmi
zachęcająco, ale co ja, studentka malarstwa, miałam wspólnego z architekturą i
planowaniem przestrzeni? Raczej niewiele.
Nic
nie odpowiadam, tylko uśmiecham się, spoglądając w jego szczere, błękitne oczy.
-
Zadzwonię dzisiaj do niego i umówię was na rozmowę wstępną. Co ty na to? –
Proponuje uparcie dalej, jak zawsze nie przyjmując do świadomości, jakichkolwiek
słów odmowy.
Patrząc
na nasze złączone dłonie, rozważam jego słowa.
Może
jednak warto spróbować? Może akurat potrzebują kogoś do sprzątania, mycia okien,
robienia kaw albo po prostu kogoś, kto zapewni im zapas czystych kartek i ostro
zatemperowanych ołówków.
Lepsze
to, niż polewanie drinków i znoszenie dwuznacznych komentarzy.
-
Okej. Zadzwoń. – Postanawiam szybko, zanim nie dopadną mnie wątpliwości, zmuszające
wyrzucić mi ten pomysł z głowy.
-
Super. I problem z głowy. – Zadowolony z siebie Paweł, wstaje, pociągając mnie
za nasze połączone dłonie, ku sobie.
Ponownie
milczę, mimowolnie przewracając oczami i w duchu wzdychając nad jego naiwnym, a
wręcz czasami irracjonalnym sposobie myślenia.
W
życiu nigdy nie ma tak łatwo.
Stoimy
blisko siebie, trzymając się za dłonie i spoglądając prosto w oczy. Moje,
ciemnobrązowe i jego, błękitno niebieskie.
Uwielbiam
takie chwile, kiedy w całkowitej ciszy, mogę po prostu wpatrywać się w jego oczy, usiłując odgadnąć, o czym w danym momencie myśli.
Teraz,
dostrzegając wesoło, igrające ogniki, już wiem, co dokładnie chodzi mu po
głowie.
-
Skoro nie musisz szukać już pracy, może skusisz się na wyjście na basen, hmm? –
Przenosi swoje dłonie na moje plecy, przysuwając mnie lekko nieco bliżej ku
swemu ciało. – Wiem, że podobała ci się nasza wspólna kąpiel. – Pochyla usta w
stronę mojej szyi, omiatając ją gorącym oddechem. – Zwłaszcza ta w… - Przerywa
i znaczy szlak pocałunkami od kącika moich ust po widoczny spod szerokiej
koszulki, obojczyk. Przymykam oczy i rozchylając lekko wargi, rozkoszuję się tą
chwilą. – Jacuzzi. – Kończy, niedopowiedziane zdanie, kontynuując obsypywanie
mojej szyj pocałunkami, równocześnie schodząc dłońmi, wzdłuż mojej talii,
powoli w dół. – Chętnie to powtórzę. – Zapewnia, a dla potwierdzenia swoich
słów, obejmuje moje pośladki, mocno ściskając je w dłoniach.
Zaskoczona
jego nagłym ruchem, wydaję z siebie cichy jęk, zarzucając mu na szyję ramiona i
przywierając do niego całym ciałem.
Pieszcząc
w dłoniach moje pośladki, zbliża usta w stronę mojego ucha i delikatnie gryzie
jego płatek. Moje najwrażliwsze miejsce. Teraz słyszę jeszcze wyraźniej,
głośny, przerywany oddech Pawła, w skutek czego, mój puls przyspiesza i sama
zaczynam głośniej oddychać.
-
Chcesz ponownie poczuć, jak cię dotykam? – pyta, zmysłowym szeptem, odrywając
jedną dłoń od pośladka i wsuwając pod gumkę moich sportowych majteczek, powoli
zjeżdżając coraz niżej. Czując dotyk jego dłoni na gołym pośladku, ogarnia mnie
żar, kiełkujący w dole mojego brzucha i rozlewający się wzdłuż całego ciała.
Liczy
się tylko ta chwila. Ten moment nieopisanej przyjemności, kiedy nasze ciała
ogarnia szał wzajemnego pragnienia i pożądania. Muszę go pocałować i wzbudzić w
nas, jeszcze większą falę niepohamowanej namiętności.
Odchylam
głowę, odrywając twarz Pawła od mojej szyi i łapczywie przywieram do jego ust,
chcąc, jak najszybciej pogłębić, łączącą nas chwilę. Całujemy się coraz
bardziej namiętnie, dotykając i wzajemnie pieszcząc, a nasze przyspieszone,
przerywane oddechy, stają się jeszcze głośniejsze.
Paweł,
jednym, szybkim, gwałtownym ruchem, unosi mnie z ziemi i sadza na stole, rozkładając
kolana i przyciskając do mojego ciała. Wskutek nagłej siły, poruszony ruchem
naszych ciał, stół, sunie po podłodze kilka centymetrów, a pozostawiony na
blacie kubek, chwieje się lekko i z impetem spada, rozbijając się na kuchennych
płytkach.
Fuck,
to był mój największy kubek!
Oplatam
Pawła nogami, krzyżując stopy w kostkach, jeszcze bardziej zmniejszając
dzielącą nas odległość. Mam na sobie tylko luźną koszulkę i majtki, więc w
chwili, gdy nasze ciała mocno przywierają do siebie, czuję wyraźnie przez
cienki materiał, jego nabrzmiały
członek. To podnieca mnie jeszcze bardziej i sprawia, że pogłębiam pocałunek,
gryząc lekko zębami dolną wargę Pawła. Jego reakcja jest natychmiastowa i
jęcząc cicho, ochoczo przyjmuje mój język, całując z jeszcze większą
żarliwością.
Wzdycham
z zadowolenia, w duchu modląc się, by nigdy nie przestawał.
Zatapiając
palce w gęstych włosach chłopaka i wkładając w pocałunek, jak najwięcej
zaangażowania i sił, czuję, jak dłonie Pawła unoszą mi koszulkę i wędrują po
nagim ciele. Najpierw delikatnie, z uczuciem, powoli badając, każdy skrawek
mojej wrażliwej na dotyk, skóry, pieszcząc żebra i płaski brzuch. Lecz po
chwili, pod wpływem naszych coraz głośniejszych jęków, ruchy jego rąk stają się
znacznie pewniejsze, odważniejsze, ogarnięte szałem, narastającej namiętności.
W
chwili, gdy zwinne palce Pawła, muskają moje odsłonięte piersi, ujmując je w
dłonie i zgniatając nabrzmiałe sutki, ogarnia mnie taka rozkosz, że przestaję
kontrolować ruchy własnych rąk, próbując za wszelką cenę, zedrzeć z niego
bokserki.
Muszę
go poczuć. Teraz. Natychmiast.
Zaskoczony,
ale i zachęcony moją desperacką próbą, pozbycia go bielizny, podnosi moje uda i
unosząc na rękach, szybko zmierza w kierunku sypialni. Nawet teraz, mając
zaledwie 2 metry do przejścia do drugiego pokoju, nie potrafimy się od siebie
oderwać, nadal całując zapamiętale.
Gdy
wreszcie opadamy razem na łóżko, od razu przyciągam go do siebie, ze wszystkich
sił oplatając nogami i przyciskając, jak najbliżej siebie. Czując jego naprężony,
twardy członek, niemal nie wybucham z rozkoszy, wiedząc, co zaraz nastąpi.
Słyszę głośny oddech Pawła i własne niekontrolowane jęki, gdy oderwawszy się od
siebie, próbujemy pozbyć reszty okalających nas ubrań.
Z
mocno bijącym sercem, jak najszybciej ściągam koszulkę przez głowę, rzucając ją
za łóżko, na ziemię.
Już
nadzy, szybko powracamy do przerwanego pocałunku, w szale uczuć, nieświadomie
rzucając się po łóżku i zwalając wszystkie zalegające na nim przedmioty. Jęczę
głośno, wbijając paznokcie w plecy Pawła, kiedy językiem pieści moje
stwardniałe sutki. Miotam się niczym szaleniec, będąc na skraju wytrzymałości i
niezrozumiale prosząc o litość.
-
Wejdź we mnie. – Błagam, zamykając oczy i unosząc biodra, w zniecierpliwieniu
oczekując na tę chwilę. Pawłowi nie trzeba tego drugi raz powtarzać i już po
chwili dochodzą do mnie jego ciche jęki, gdy usilnie stara się rozerwać
opakowanie i nałożyć gumkę.
Kiedy
wreszcie opada z powrotem na mnie, podpierając się na łokciach, moja ekscytacja
sięga zenitu, powoli dając upust swojej energii w chwili, gdy Paweł z rozmysłem
wchodzi we mnie, wypełniając do samego końca.
O
Boże, co za cudowne uczucie.
Z
zamkniętymi oczami, oplatając jeszcze ciaśniej nogi, wokół jego pleców, oddaje
się uczuciu wypełniającym całe, moje ciało. Utrzymując jednostajne tempo, Paweł,
porusza się we mnie rytmicznie, raz przyspieszając i zwalniając, chcąc poczuć
mnie, jak najgłębiej. Przyciągam go do siebie, szarpiąc za włosy i gryząc w dolną
wargę. Jego drżące jęki, wydobywane za każdym razem, w chwili wchodzenia we mnie,
głośno rozbrzmiewają w moich uszach, sprawiając, że chcę jeszcze więcej.
Zaciskam mocno dłonie na umięśnionych plecach Pawła, wbijając paznokcie w skórę
i rozkoszując się nieopisanym uczuciem, narastającym w dole mojego brzucha.
Niech
to się nigdy nie skończy.
Zabiję,
jeśli przestanie.
Ruchy
Pawła stają się znacznie gwałtowniejsze, wbijając się we mnie mocno i pewnie.
Porusza biodrami, zataczając nimi kręgi i patrząc lubieżnie prosto w moje oczy,
niemal nie doprowadza mnie do granicy wytrzymałości. Wypinam się zuchwale w
jego kierunku, napinając mięśnie i oczekując chwili największego spełnienia.
Już
jestem blisko.
Paweł
łączy nasze dłonie i unosząc moje ramiona powyżej głowy, całuje namiętnie.
-
Jesteś taka piękna. – Szepcze cicho pomiędzy pocałunkami, wykonując tym razem
wolniejsze, ale gwałtowniejsze ruchy bioder.
Oddycham
coraz szybciej, a gdy słyszę, jak jęki Pawła stają się jeszcze głośniejsze,
wiem, że on też jest już blisko.
W
chwili, gdy zalewa mnie fala przyjemnych doznań, eksploduję, a całe moje ciało
drży pod wpływem niesamowitej rozkoszy. Spadam, rozkoszując się boskim
uczuciem, wypełniającym mnie od środka. Tuląc Pawła, czuję, jak mięśnie pod jego
skórą napinają się i on też, krzycząc moje imię, dochodzi, dysząc głośno w moją
szyję.
Leżąc
na sobie i próbując złapać oddech, czekamy, aż emocje opadną, a nasze serca,
przestaną niemiłosiernie tłuc się po żebrach.
Paweł
unosi się na łokciach i opierając na jednej ręce, drugą przysuwa ku mojej
twarzy, odgarniając z czoła splątane kosmyki. Głaszcząc mój policzek, patrzy mi
prosto w oczy, a w jego spojrzeniu widzę tyle miłości, że moje serce ogarnia
nieopisane ciepło.
-
Kocham cię. – Mówi cicho, nie odrywając ode mnie wzroku.
Nie
odpowiadam. Uśmiecham się tylko i przyciągam go do siebie, całując długo i
powoli.
Niech
ta chwila trwa wiecznie.
I jak? Może być? :D
Będzie mi niezmiernie miło, gdy podzielisz się swoimi przemyśleniami i ocenisz efekt mojej pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj. Podziel się swoimi przemyśleniami na temat mojego bloga i recenzji :)