czwartek, 10 listopada 2016

1. Kiedy to się wreszcie skończy?


Uda mi się.
Zdążę.
Jeszcze tylko kawałek.
Niecałe 100 metrów.
Pomimo palącego uczucia w gardle, przyspieszam, wkładając w bieg ostatki sił i energii. Nic nie słyszę. W uszach rozbrzmiewa mi jedynie jednostajny dźwięk, dudnienia własnego serca i przyspieszony, sparaliżowany strachem oddech.
80 metrów.
Biegnę wzdłuż plaży, rozchlapując wodę dookoła i wzbijając w powietrze tumany piasku. Boję się odwrócić głowę, ale wiem, że jest tuż za mną, z każdym krokiem zmniejszając dzielącą nas odległość.
To się nie może dziać naprawdę. Boże, dopomóż mi.
Mówią, że w chwili, gdy do naszego mózgu dociera adrenalina, a nasze zastygnięte w bezruchu ciało budzi się  i powraca do życia, potrafimy błyskawicznie podjąć decyzję. Przestajemy się zastanawiać, czy lepiej zginąć tu, na miejscu, stojąc w bezruchu i błagając o szybki koniec, czy też nie poddawać się tak łatwo i walczyć do upadłego. W skutek pobudzenia nagłym przypływem energii, zwiększamy swoją moc i siłę, wykazując wysoką sprawność fizyczną, której byśmy się w życiu po sobie nie spodziewali.
Teraz rozumiem to, aż za dobrze. Nie miałam pojęcia, że potrafię tak szybko biec.
60 metrów.
Gdybym chociaż zaczęła krzyczeć, wołać o pomoc. Ale nie… To właśnie w tej chwili głos musiał uwieźć mi w gardle, a ja nie jestem zdolna do wydania choćby najcichszego szeptu. Biegnę, z trudem walcząc o każdy oddech i uparcie, metr za metrem, kieruję się naprzód, mając przed oczami zarys zbliżającego się molo.
W ogarniających ciemnościach, nie widzę drogi przed sobą, więc, gdy potykam się o zbudowany, przez jakiegoś szczęśliwego dzieciaka, zamek z piasku, o mało nie lecę prosto na twarz.
Znowu ten cholerny zamek! Za każdym razem z impetem wpadam na niego, nie mogąc dostrzec go wcześniej i uniknąć ryzyka nieuchronnego upadku.
Staram się, jak najszybciej złapać równowagę i pędzić co tchu dalej, nie zważając na osobę, biegnącą za mną. Wmawiam sobie, że jest daleko w tyle i nie zdoła mnie dosięgnąć.
Po prostu wyłącz myślenie i biegnij. Już niedaleko.
50 metrów.
Zbaczam z wyznaczonej trasy i oddalając się od brzegu morza, kieruję się ku drewnianym belkom pomostu i bezpiecznemu miejscu, znajdującego się pod deskami molo. Złudnie wierzę, że tam mnie nie dopadnie. Nie tym razem.
Uda się. Uda się. Uda się!
Mój sparaliżowany umysł, ledwo rejestruje narastający ucisk w klatce piersiowej, suchość w ustach i łomot serca, skupiając się tylko i wyłącznie na widoku miejsca, z którego uparcie nie spuszczam wzroku. Pomimo kilkudziesięciometrowej odległości, niemal już widzę skrytkę, znajdującą się dokładnie pomiędzy  drewnianym pomostem, a piaszczystym podłożem. Wystarczy, że przecisnę się pomiędzy belkami i będę bezpieczna. Tam mnie nie dosięgnie. Jestem mała, zmieszczę się. On nie.
Chyba.
40 metrów.
Ktoś musiał rozbić butelkę na plaży i nie pozbierać szkła. Zapewne paczka przyjaciół, grupa nieletnich, nielegalnie popijająca w ukryciu i ciesząca się łamaniem niepisanych zasad. Zapewne teraz, gdy resztki ich wczorajszej imprezy, bezlitośnie wbijają się do moich bosych stóp, powinnam być na nich wściekła, ale w chwili, gdy przez otumanione ucho, docierają do mnie z tyłu bolesne odgłosy i jęki, ranionej osoby, mam ochotę poznać ich i osobiście podziękować za lekkomyślne zachowanie. To go spowolni, a ja pobudzona nową dawką adrenaliny, nie czuła na ból i urazy, uzyskam dodatkowe, cenne sekundy czasu.
Tak bardzo chciałabym, by to wszystko się już skończyło.
Biegnę, wysoko wyrzucając kolana do góry, choć teraz, każdy krok staje się coraz trudniejszy, a każdy oddech, sprawia coraz więcej bólu, pochłaniając moje płuca rozszalałym ogniem. Czuję, że zostało mi niewiele sił i długo już tak nie pociągnę, biegnąc bezustannie na najwyższych obrotach. Jednak, gdy wyczuwam jego obecność tuż za mną, jeszcze bardziej przyspieszam, wkładając w bieg wszystkie pozostałe pokłady sił i energii.
Uda mi się.
Ucieknę.
Teraz wszystko zależy ode mnie.
30 metrów.
Teraz wszystko może się zmienić.
Jestem tylko ja, on i mój głośny, spazmatyczny oddech.
Wdech… Łomot serca. Wydech…
Wdech… Łomot serca. Wydech…
Wdech… Łomot serca. Wydech…
Wszystko przebiega, jak w spowolnionym filmie.
Czuję, ucisk na ramieniu.
Dopada mnie.
To już koniec.
Nie wyrwę mu się.
Ucisk jego ręki zwiększa się i powala mnie na ziemię, popychając twarzą ku piaskowi. Pod wpływem siły zderzenia, spadamy razem, uderzając z impetem w piach, w plątaninie rąk i własnych ciał. Przygniata mnie, udaremniając próbę ucieczki i uwolnienia się z żelaznego uścisku jego ramion.
Jest za ciężki. A ja już nie mam sił, by walczyć.
Już za późno.
Zawiodłam.
Nie zdążyłam dobiec.
Zawiodłam samą siebie.

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Budzę się z krzykiem, zachłannie łapiąc powietrze i próbując wyrwać się z przytrzymujących mnie ramion. Sparaliżowana strachem, szamoczę się, niczym opętana, dopóki nie uświadamiam sobie, że leżę we własnym łóżku, objęta przez Pawła.
No proszę, jednak potrafię krzyczeć.
Zamykając oczy i licząc powoli do dziesięciu, czekam, aż mój puls spowolni i uzyska swoje normalne tempo. Głębokie i spokojne oddychanie zawsze pomaga mi w takiej chwili. Rozprostowuję drżące palce i rozluźniam napięte mięśnie ramion, starając się równocześnie przyjąć w miarę wygodną pozę, leżąc na wznak na plecach.
Nie mija kilka minut, a moje serce przestaje wyrywać się z klatki piersiowej, a puls powoli odzyskuje swój stały rytm.
To tylko sen. Kolejny, głupi sen.
Teraz mam przed sobą cały, długi dzień. Będę się zamartwiać dopiero wieczorem, gdy znowu przyjdzie pora na sen i czas odwiecznego gdybania, czy może tym razem nic mi się nie przyśni. Na razie skupię się na nadchodzących 20 godzinach spokoju za dnia.
Jeszcze nie otworzyłam oczu, ale wiem, że stojący na szafce budzik wskazuje dopiero czwartą nad ranem. Zawsze ta sama godzina. I to nie dlatego, że mój mały, słodki budzik, kupiony za piętnaście złotych w Ikei, zepsuł się i zatrzymał na tej właśnie godzinie.
Czwarta rano to stała pora pobudki mojego zegara biologicznego i czas działania moich sfatygowanych płuc. Tylko wtedy mogę odetchnąć pełną piersią, maksymalnie wykorzystując pojemność płuc i cieszyć się głębokim wdechem. Nie żebym narzekała na niespodziewane ataki duszności i nawracające choroby oskrzeli, wręcz jestem im wdzięczna, za to, że budzą mnie i wyrywają z zaciskających się wokół mnie szponów z wydarzeń z przeszłości.
Gdy już uspokajam się na tyle, by odegnać resztki wspomnień dręczącego mnie koszmaru, zauważam, że jest mi nadmiernie gorąco. Powoli otwieram oczy i czekając, aż wzrok przyzwyczai się do ogarniającego pokój półmroku, rozglądam się w poszukiwaniu źródła ciepła. Chcąc odgarnąć z twarzy, wpadające mi do oczu, kosmyki włosów, orientuję się, że moje ręce są uwięzione przez otaczające mnie umięśnione, męskie ramiona.
Wspomnienie przygniatających, więżących mnie ramion ze snu powraca ze zdwojoną siłą, pozbawiając dopiero, co uzyskanego spokoju. Jednak nagłe uczucie strachu, szybko mija, gdy dostrzegam śpiącego obok mnie Pawła.
Uff… To tylko Paweł.
Muszę wziąć się w garść i przestać schizować.
To dlatego jest mi tak cholernie gorąco. Śpiący chłopak, przyciskając twarz do mojego boku i łącząc nasze stopy w kostkach, oplata mnie ramionami, zapewniając złudne poczucie bezpieczeństwa.
Szkoda tylko, że nigdy nie zaznam w pełni tego uczucia.
Chcąc uwolnić się z kokonu jego ramion i nóg, poruszam się na boki, próbując tym samym rozluźnić uchwyt ściskających mnie kończyn. Po minucie, bezsensownego i nie przynoszącego żadnych efektów, wiercenia, poddaję się.
Dobrze wiem, że Paweł należy do osób o mocnym, twardym śnie, a zwłaszcza po intensywnych treningach, kiedy to śpi, jak zabity. Pomimo to, postanawiam spróbować i obudzić go.
- Paweł? – Nic, zero reakcji. Przewracam oczami i próbuję jeszcze raz, tym razem nieco głośniej.– Paweł, obudź się. Przygniatasz mnie. – Na potwierdzenie swoich słów, szarpiąc się jeszcze mocniej, w próbach poluzowania uwięzionych rąk.
W końcu chłopak porusza się przez sen, mamrocząc coś o genialnym zagraniu i przewraca się na drugi bok, całkowicie uwalniając mnie ze swoich objęć.
Pustka i samotność, jaką od razu odczuwam, wręcz pozbawia mnie tchu, sprawiając, że mam ochotę ponownie, dobrowolnie uwięzić się w ramionach Pawła.
Jednak nie są takie złe.
Idealnie spełniają swoją rolę, niczym rycerze w lśniącej zbroi, zapewniając ochronę i broniąc przed czającymi się wszędzie niebezpieczeństwami.
Zerkam na zegarek, stojący na półce, tuż obok mojej głowy. 4:37. Mimowolnie wzdycham, zastanawiając się, co robić. Wstać i zacząć dzień, czy poprzewracać się jeszcze z boku na bok, czekając na nadejście odpowiedniejszej pory na pierwsze śniadanie. Wiem, że już nie zasnę, a nie ma sensu czekać, aż Paweł się obudzi. On potrafi spać nieraz 12 godzin.
Czasem mu tego zazdroszczę. Tak po prostu móc się położyć i zasnąć, na długie, spokojne godziny.
Zazwyczaj w chwilach takich jak ta, leżę obok niego, nie śpiąc od 4-tej i czekając na nadejście przynajmniej 7 rano, obserwuję, jak smacznie śpi. Znam na pamięć dokładnie wszystkie rysy jego twarzy, a także to, jak zachowuje się w czasie snu.
Nawet teraz, kiedy leżąc do mnie tyłem, nie dostrzegam jego twarzy, oczami wyobraźni widzę, jak marszczy brwi przez sen i śpi z lekko rozchylonymi ustami. Jeśli ma miłe sny, kąciki jego ust zawsze, delikatnie unoszą się ku górze, lecz, gdy nękają go koszmary, co zdarza się bardzo rzadko, pomiędzy brwiami pojawia się mała kreseczka, świadcząca o jego zdenerwowaniu, bądź złości.
Leżę odkryta na plecach, więc gdy moje ciało pokrywa gęsia skórka, szybko wskakuję pod kołdrę, przysuwając się do Pawła i przytulając do jego pleców.
Od razu lepiej.
Teraz mam okazję z bliska przyjrzeć się jego bujnej, blond czuprynie i wyrzeźbionej, dzięki treningom i licznym godzinom spędzonych w siłowni, muskularnej sylwetce.
Nie potrafiąc się powstrzymać, unoszę rękę i przejeżdżam kilkakrotnie palcami po jasnych włosach, śpiącego chłopaka. Dawniej były jeszcze jaśniejsze. Zwłaszcza, za czasów licealnych, kiedy potrafił całymi dniami uganiać się na boisku, za piłką. Wtedy, dzięki odbijających się od jego włosów, promieni słonecznych, wyglądał niczym anioł, ze złociście olśniewającą aureolą, okalającą mu twarz.
Mój anioł. Mój obrońca.
Dlatego przychodziłam praktycznie na każdy, rozgrywany przez niego mecz i czekałam nieraz długie godziny, aż do zakończenia treningu. Byle tylko móc podziwiać ten, zapierający dech w piersiach widok.  
Pamiętam dokładnie moment, kiedy pierwszy raz zobaczyłam odbijające się od jego blond włosów, promienie słoneczne. To było jeszcze za czasów początku naszej znajomości, gdy nie potrafiłam obdarzyć go zaufaniem i za wszelką cenę, usiłowałam udaremnić mu próby zbliżenia się do mnie. Jednak, gdy dostrzegłam go, jako oświetlonego złocistym blaskiem, moje nastawienie zmieniło się, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wiedziałam, że to znak. Ten chłopak jest dobry. On nie zrobi mi krzywdy. Muszę się go trzymać, a wszystko będzie dobrze.
I tak właśnie było przez ostatnie kilka lat.
Teraz, leżąc obok mojego anioła i gładząc delikatnie po głowie, mierzwiąc gęste włosy, zastanawiam się, czy go nie obudzić  i podziękować za te wszystkie chwile, w których był wiernym i niezawodnym oparciem.
Nie, to głupi pomysł.
Dusząc w sobie emocje, wypełniające mnie po brzegi, po niedawno przeżytym koszmarze i próbując wyzbyć się z głowy natłoku myśli, ponownie liczę do dziesięciu.
Jeden… Głęboki wdech. Wydech.
Obrazy wydarzeń z tamtego dnia znowu stają mi przed oczami.
Dwa… Głęboki wdech. Wydech.
Znowu biegnę przez plażę, czując pod stopami mokry piasek.
Trzy… Kolejny wdech i wydech.
Usilnie staram się myśleć o czymś przyjemnym, wyrzucając z głowy wspomnienie dotyku jego rąk na moim ciele.
Cztery… Mój oddech staje się spazmatyczny i urywany.
Czując rosnącą gulę w gardle i walcząc z cisnącymi się do oczu łzami, karcę się w duchu za swój żałosny stan emocjonalny.
Weź się w garść, upominam samą siebie.
Przestań myśleć.
Już dawno przekonałam się, że płacz i użalanie się, nic nie dają, za to wprawiają w jeszcze większą depresję i paranoję. A tego chwilowo najmniej potrzebuję.
Leżąc i przytulając się do pleców Pawła, postanawiam nie budzić chłopaka i przeczekać co najmniej 2 godzinki, zanim w końcu stanę i zacznę kolejny dzień.
Nie potrzebuję współczucia.
Zresztą dobrze wiem, że Paweł nie jest mistrzem w pocieszaniu i okazywaniu, choć odrobiny zrozumienia. Dla niego istnieje tylko jeden, niezawodny i dobrze znany mu sposób poprawiania humoru. Całym sercem, a raczej powinnam powiedzieć, całym penisem, wierzy, że najlepszym lekarstwem na smutki jest dobry, szybki seks.
No cóż… Mi czasem wystarczy po prostu duża tabliczka czekolady Milky i przyciśnięcie magicznego przycisku wyłącz myślenie.
Załatwione.
Moje wewnętrzne ja już od dobrych 15-nastu minut wali pięściami w wyłącznik przycisku, a w szufladzie biurka czeka na mnie nierozpakowana jeszcze, mleczno orzechowa słodycz.
Idealnie.

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
Siedząc przy stole w kuchni w moim małym mieszkanku i popijając kawę z największego kubka, jaki udało mi się znaleźć, buszuję w Internecie, w poszukiwaniu ofert pracy.
W końcu jestem na III roku studiów, mam prawie skończone 22 lata i masę wolnego czasu do wykorzystania. Nie żebym do tej pory, żerowała na portfelu moich ukochanych rodziców, nie, nie. Co rok, od 17-nastego roku życia, w czasie ferii i okresu wakacji, pracowałam w pobliskiej bibliotece.
Uwielbiałam tę robotę.
Może i zarobki nie były szczególnie wysokie, ale praca idealnie spełniała, wszystkie moje wymagane kryteria. Spokój. Cisza. Jak najrzadszy kontakt, z jak najmniejszą ilością osób.
Dla wyjaśnienia, nie jestem aspołeczna i nie cierpię na antropofobię. Po prostu nie lubię przebywać w tłumie i wdawać się w jakiekolwiek dyskusje i relacje z nieznajomymi.
Tak mi przynajmniej powiedział kiedyś doktor Zabrocki, mój psycholog.
Biblioteka mieściła się w zacisznym miejscu, wąskiej uliczce, daleko od centrum Krakowa i głównej drogi, tak, że kontakt z innymi ludźmi był bardzo ograniczony. Jeśli w ciągu całego dnia przyszło 30 klientów, można było śmiało powiedzieć: Ale dziś ruch.
Zapewne to było główną przyczyną, splajtowania biblioteki w zeszłym miesiącu. Niedogodna lokalizacja, ograniczony dostęp i era Internetu i telefonów komórkowych, nie sprzyja rozwojowi i funkcjonowaniu podmiejskich bibliotek.
A ja zostałam pozbawiona miejsca pracy.

Jestem właśnie w trakcie przeglądania ofert z 16-nastej strony, kiedy słyszę dobiegające z mojej sypialni ciche odgłosy westchnień, człowieka, budzącego się do życia.
Śpiący królewicz wreszcie się obudził.
Nie mija nawet 15-naście sekund, kiedy do kuchni wchodzi Paweł, w samych bokserkach, szeroko ziewając i rozciągając się na boki.
Powoli mierzę go od stóp do głów, zatrzymując dłużej wzrok na napakowanym brzuchu i szeregu skośnych mięśni, tworzących idealny sześciopak, godny pozazdroszczenia przez niejednego faceta.
Przez chwilę mam ochotę przejechać dłonią wzdłuż jego idealnie wyrzeźbionej klacie i palcem wyznaczyć trasę biegu, schodzących się mięśni brzucha.
Mrugając kilkakrotnie oczami, szybko jednak wyrywam się z transu i podnoszę wzrok wyżej, ku rozespanej, pięknej twarzy i wiecznie rozczochranym, jasnym włosom.
Marszcząc brwi, przyglądam się, jak Paweł, z grymasem na ustach, napina i rozluźnia barki i ramiona, chcąc zmniejszyć bolesny nacisk przećwiczonych mięśni.  
- Przesadzasz z tą siłownią. – wzdycham i powracam do przeglądania kolejnych ofert pracy.
Widoczny jeszcze przed chwilą grymas twarzy, szybko znika, zastąpiony szerokim uśmiechem i widokiem prostych, białych zębów Pawła.
Podchodzi do stołu  i pochylając się w moją stronę, całuje mnie w usta, z głośnym odgłosem cmoknięcia.
- Dzień dobry Słoneczko, ciebie również miło widzieć o poranku. – Śmiejąc się, odpowiada, obejmując mnie ramionami i kilkakrotnie całując w szyję.
- Za niedługo będziesz miał bicepsy większe, niż twoja głowa. – Marudzę dalej, próbując delikatnie odepchnąć go ode mnie i mojego karku. Nie mam zamiaru znowu paradować po uczelni z widocznymi malinkami na szyi. Dość się wstydu najadłam ostatnio.
Śmiejąc się jeszcze głośniej, Paweł odrywa się od mojej szyi i opiera o blat stołu, krzyżując nogi w kostkach.
- I do tego właśnie zmierzam Maleńka. – Mówi, zabierając mój kubek z niedokończoną kawą i jednym haustem wypijając pozostałą zawartość. – No co? Nie chcesz, by twój ukochany mężczyzna był najbardziej umięśnionym kolesiem, jakiego znasz?
- Nie. – Burczę pod nosem, wyrywając mu kubek z ręki i zaglądając do środka, sprawdzając, czy przypadkiem, nie pozostał chociaż ostatni łyk napoju bogów. Rozczarowana zauważam dno, pustego już kubka. Odkładam go na stół i poirytowana, podnoszę wzrok ku złodziejowi mojej kawy.
Paweł uparcie wlepia we mnie spojrzenie smutnych oczu, robiąc przy tym nadąsaną minkę.
Ehe. Właśnie próbuje wzbudzić moją litość, wykorzystując do tego spojrzenie a’la zbity pies.
Tylko, że ta mina już dawno przestała na mnie działać.
Podobnie, jak jego wieczne zapewnienia, że ćwiczy tylko dla utrzymania formy, a nie dla przyrostu masy ciała i mięśni, niczym faszerowana świnia, przeznaczona na rzeź.
Ale jest dopiero 9 rano, a nie mam zamiaru zaczynać dnia od kłótni i później długie godziny, chodzić naburmuszona i poirytowana zachowaniem swojego chłopaka. Decyduję, że najlepiej będzie, gdy przemilczę temat siłowni, odżywek, nałogowych godzin ćwiczeń i nie skomentuję, totalnej głupoty Pawła.
Wzdycham i przyciągając go do siebie, szybko całuję w usta.
To zakończy temat.
Przynajmniej na dziś.
Uśmiechając się słodko i spoglądając na niego spod rzęs, staram się przybrać najmilszy ton, na jaki mnie stać:
- Przepraszam Skarbie. Nie chciałam cię urazić. Podobasz mi się taki, jaki jesteś.
W nagrodę otrzymuję uroczy uśmiech i pełne uwielbienia spojrzenie Pawła.
Moje chwilowe poirytowanie błyskawicznie znika, zastąpione uczuciem ciepła, rozlewającym się w moim sercu.
Mam wspaniałego mężczyznę i ciągle o tym zapominam. Nie ma ludzi idealnych. Ja też mam wiele za uszami, a jakoś nigdy nie usłyszałam od Pawła słów krytyki. Muszę stanowczo bardziej doceniać jego starania i wykazywać, choć odrobinę więcej czułości.
Dam radę.
To nie może sprawiać mi, aż tak wielkiego problemu.

- Lena? – Z zamyślenia wyrywa mnie głos Pawła, patrzącego się na mnie, z uniesionymi brwiami i pytającym spojrzeniem.
- Tak?
- Pytałem, czy już jadłaś i czy chcesz coś na śniadanie.
Dopiero teraz dostrzegam, że Paweł stoi, pochylony, w otwartych drzwiach lodówki i przegląda jej zawartość.
Mimowolnie zerkam na jego wypięty tyłek, oczami wyobraźni przypominając sobie, jak wygląda nago.
Wiercę się na krześle, nie mogąc oderwać wzroku.
- Eee, nie, dziękuję. Już jadłam.
Jakieś 3 godziny temu, gdy ty tymczasem smacznie spałeś.
Paweł podnosi się i odwraca twarz w moją stronę, umożliwiając mi dalsze obserwowanie jego kuszącej, tylnej części ciała.
Przyłapuje mnie na tym i uśmiecha się pod nosem, zadowolony, że nadal reaguję na widok jego nagiego ciała.
- Gdy już przestaniesz się ślinić na widok mojego gorącego ciała, może wyskoczymy gdzieś później razem? Może na basen? – Wyciąga z lodówki ostatni plaster sera i szynkę i zamyka drzwiczki, kładąc składniki na stojącym obok blacie. - A później koniecznie, musimy wstąpić do spożywczaka i uzupełnić twoją, ziejącą pustkami lodówkę.
Niezrażona jego komentarzem, przenoszę wzrok na monitor laptopa, wznawiając poszukiwania.
- Mi do szczęścia potrzebne jest tylko mleko i płatki. A, no i kawa.
Paweł odwraca ku mnie głowę, marszcząc brwi i wyjmując wczorajszą bułkę z przymocowanej do ściany półki.
- Żywiąc się codziennie garstką płatków i szklanką mleka, nigdy nie nabierzesz masy i zawsze będziesz takim chucherkiem, jakim jesteś teraz.
Unoszę wzrok znad ekranu laptopa i posyłam w jego kierunku miażdżące spojrzenie, równocześnie podnosząc dłoń i pokazując mu środkowy palec.
Paweł śmieje się cicho pod nosem  i kontynuuje przygotowywanie posiłku.
- To może chociaż basen? Co ty na to? – Pyta, uśmiechając się szeroko i dwuznacznie poruszając brwiami. - Powtórka z ostatniego razu?
Na samą myśl naszej ostatniej, wspólnej kąpieli w jacuzzi, całe moje ciało oblewa uczucie gorąca i żaru. Zawstydzona, spuszczam wzrok i uśmiecham się do własnych, kosmatych myśli.
Dobrze, że w jacuzzi zawsze jest tyle piany, umożliwiającej dostrzeżenie, co kryje się pod wodą. Gdyby ktoś zauważył, jak zeszłym razem, sprawne dłonie Pawła, lądują w moich majtkach, wprawiając mnie swoim dotykiem, w nieopisane chwile rozkoszy, chyba bym spaliła się żywcem ze wstydu.
- Niestety, dzisiaj nie dam rady z tobą nigdzie pójść. – Mówię, intensywnie, wlepiając spojrzenie w swoje paznokcie i walcząc z napływającymi rumieńcami. Nie mam odwagi spojrzeć mu w oczy, bo wtedy zauważy, jaką reakcję wywołał u mnie, wspominając o rozkosznej chwili, wspólnej kąpieli. – Minął już miesiąc, muszę w końcu znaleźć pracę, bo za niedługo zabraknie mi pieniędzy nawet i na mleko i płatki.
A jak na razie moje wielogodzinne poszukiwania i codzienne przeglądanie aktualnych ofert, udostępnianych w sieci, nie przyniosły żadnych rezultatów. Najwyraźniej nikt nie potrzebuje, w miarę uzdolnionej artystki, wykazującej wysokie chęci podjęcia spokojnej pracy, z dala od tłoku i kontaktu z innymi ludźmi. Dziwne.
- Obawiam się, że pozostała mi już tylko praca, jako kelnerka. – Dopowiadam, z głosem niewiele głośniejszym od szeptu. Już na zawsze pracując w małej spelunie, rzekomo zwanej barem, lejąc piwsko i znosić sprośne komentarze, pijanych, obleśnych klientów.
Przed oczami staje mi obraz siebie samej, stojącej za ladą, w kusej spódniczce i firmowym fartuszku, a na wysokich, barowych krzesłach, siedząca grupka podchmielonych już typków.
Na samą myśl o pracy, w otoczeniu tylu, obcych mężczyzn, przebiega mnie nieprzyjemny dreszcz, a na ciało występuje gęsia skórka.
Może uda mi się przeżyć, żywiąc tylko płatkami z mlekiem.
Otrząsając się z niemiłych myśli, dostrzegam kucącego przede mną Pawła. Podnosi moje dłonie ku swoim ustom i całując je, spogląda na mnie z troską.
- Hej, Słoneczko, nic się nie martw. Znajdziemy ci nową pracę, jeszcze lepszą, niż tą poprzednią. – Odkłada nasze splecione dłonie na moich kolanach, pochylając się i całując w czoło. – Pamiętasz o pracy u mojego wujka w firmie?
Tiaa.
Praca w firmie projektowej u najsłynniejszego, krakowskiego architekta może i brzmi zachęcająco, ale co ja, studentka malarstwa, miałam wspólnego z architekturą i planowaniem przestrzeni? Raczej niewiele.
Nic nie odpowiadam, tylko uśmiecham się, spoglądając w jego szczere, błękitne oczy.
- Zadzwonię dzisiaj do niego i umówię was na rozmowę wstępną. Co ty na to? – Proponuje uparcie dalej, jak zawsze nie przyjmując do świadomości, jakichkolwiek słów odmowy.
Patrząc na nasze złączone dłonie, rozważam jego słowa.
Może jednak warto spróbować? Może akurat potrzebują kogoś do sprzątania, mycia okien, robienia kaw albo po prostu kogoś, kto zapewni im zapas czystych kartek i ostro zatemperowanych ołówków.
Lepsze to, niż polewanie drinków i znoszenie dwuznacznych komentarzy.
- Okej. Zadzwoń. – Postanawiam szybko, zanim nie dopadną mnie wątpliwości, zmuszające wyrzucić mi ten pomysł z głowy.
- Super. I problem z głowy. – Zadowolony z siebie Paweł, wstaje, pociągając mnie za nasze połączone dłonie, ku sobie.
Ponownie milczę, mimowolnie przewracając oczami i w duchu wzdychając nad jego naiwnym, a wręcz czasami irracjonalnym sposobie myślenia.
W życiu nigdy nie ma tak łatwo.
Stoimy blisko siebie, trzymając się za dłonie i spoglądając prosto w oczy. Moje, ciemnobrązowe i jego, błękitno niebieskie.
Uwielbiam takie chwile, kiedy w całkowitej ciszy, mogę po prostu wpatrywać się w jego oczy, usiłując odgadnąć, o czym w danym momencie myśli.
Teraz, dostrzegając wesoło, igrające ogniki, już wiem, co dokładnie chodzi mu po głowie.
- Skoro nie musisz szukać już pracy, może skusisz się na wyjście na basen, hmm? – Przenosi swoje dłonie na moje plecy, przysuwając mnie lekko nieco bliżej ku swemu ciało. – Wiem, że podobała ci się nasza wspólna kąpiel. – Pochyla usta w stronę mojej szyi, omiatając ją gorącym oddechem. – Zwłaszcza ta w… - Przerywa i znaczy szlak pocałunkami od kącika moich ust po widoczny spod szerokiej koszulki, obojczyk. Przymykam oczy i rozchylając lekko wargi, rozkoszuję się tą chwilą. – Jacuzzi. – Kończy, niedopowiedziane zdanie, kontynuując obsypywanie mojej szyj pocałunkami, równocześnie schodząc dłońmi, wzdłuż mojej talii, powoli w dół. – Chętnie to powtórzę. – Zapewnia, a dla potwierdzenia swoich słów, obejmuje moje pośladki, mocno ściskając je w dłoniach.
Zaskoczona jego nagłym ruchem, wydaję z siebie cichy jęk, zarzucając mu na szyję ramiona i przywierając do niego całym ciałem.
Pieszcząc w dłoniach moje pośladki, zbliża usta w stronę mojego ucha i delikatnie gryzie jego płatek. Moje najwrażliwsze miejsce. Teraz słyszę jeszcze wyraźniej, głośny, przerywany oddech Pawła, w skutek czego, mój puls przyspiesza i sama zaczynam głośniej oddychać.
- Chcesz ponownie poczuć, jak cię dotykam? – pyta, zmysłowym szeptem, odrywając jedną dłoń od pośladka i wsuwając pod gumkę moich sportowych majteczek, powoli zjeżdżając coraz niżej. Czując dotyk jego dłoni na gołym pośladku, ogarnia mnie żar, kiełkujący w dole mojego brzucha i rozlewający się wzdłuż całego ciała.
 Liczy się tylko ta chwila. Ten moment nieopisanej przyjemności, kiedy nasze ciała ogarnia szał wzajemnego pragnienia i pożądania. Muszę go pocałować i wzbudzić w nas, jeszcze większą falę niepohamowanej namiętności.
Odchylam głowę, odrywając twarz Pawła od mojej szyi i łapczywie przywieram do jego ust, chcąc, jak najszybciej pogłębić, łączącą nas chwilę. Całujemy się coraz bardziej namiętnie, dotykając i wzajemnie pieszcząc, a nasze przyspieszone, przerywane oddechy, stają się jeszcze głośniejsze.
Paweł, jednym, szybkim, gwałtownym ruchem, unosi mnie z ziemi i sadza na stole, rozkładając kolana i przyciskając do mojego ciała. Wskutek nagłej siły, poruszony ruchem naszych ciał, stół, sunie po podłodze kilka centymetrów, a pozostawiony na blacie kubek, chwieje się lekko i z impetem spada, rozbijając się na kuchennych płytkach.
Fuck, to był mój największy kubek!
Oplatam Pawła nogami, krzyżując stopy w kostkach, jeszcze bardziej zmniejszając dzielącą nas odległość. Mam na sobie tylko luźną koszulkę i majtki, więc w chwili, gdy nasze ciała mocno przywierają do siebie, czuję wyraźnie przez cienki materiał,  jego nabrzmiały członek. To podnieca mnie jeszcze bardziej i sprawia, że pogłębiam pocałunek, gryząc lekko zębami dolną wargę Pawła. Jego reakcja jest natychmiastowa i jęcząc cicho, ochoczo przyjmuje mój język, całując z jeszcze większą żarliwością.
Wzdycham z zadowolenia, w duchu modląc się, by nigdy nie przestawał.
Zatapiając palce w gęstych włosach chłopaka i wkładając w pocałunek, jak najwięcej zaangażowania i sił, czuję, jak dłonie Pawła unoszą mi koszulkę i wędrują po nagim ciele. Najpierw delikatnie, z uczuciem, powoli badając, każdy skrawek mojej wrażliwej na dotyk, skóry, pieszcząc żebra i płaski brzuch. Lecz po chwili, pod wpływem naszych coraz głośniejszych jęków, ruchy jego rąk stają się znacznie pewniejsze, odważniejsze, ogarnięte szałem, narastającej namiętności.
W chwili, gdy zwinne palce Pawła, muskają moje odsłonięte piersi, ujmując je w dłonie i zgniatając nabrzmiałe sutki, ogarnia mnie taka rozkosz, że przestaję kontrolować ruchy własnych rąk, próbując za wszelką cenę, zedrzeć z niego bokserki.
Muszę go poczuć. Teraz. Natychmiast.
Zaskoczony, ale i zachęcony moją desperacką próbą, pozbycia go bielizny, podnosi moje uda i unosząc na rękach, szybko zmierza w kierunku sypialni. Nawet teraz, mając zaledwie 2 metry do przejścia do drugiego pokoju, nie potrafimy się od siebie oderwać, nadal całując zapamiętale.

Gdy wreszcie opadamy razem na łóżko, od razu przyciągam go do siebie, ze wszystkich sił oplatając nogami i przyciskając, jak najbliżej siebie. Czując jego naprężony, twardy członek, niemal nie wybucham z rozkoszy, wiedząc, co zaraz nastąpi. Słyszę głośny oddech Pawła i własne niekontrolowane jęki, gdy oderwawszy się od siebie, próbujemy pozbyć reszty okalających nas ubrań.
Z mocno bijącym sercem, jak najszybciej ściągam koszulkę przez głowę, rzucając ją za łóżko, na ziemię.
Już nadzy, szybko powracamy do przerwanego pocałunku, w szale uczuć, nieświadomie rzucając się po łóżku i zwalając wszystkie zalegające na nim przedmioty. Jęczę głośno, wbijając paznokcie w plecy Pawła, kiedy językiem pieści moje stwardniałe sutki. Miotam się niczym szaleniec, będąc na skraju wytrzymałości i niezrozumiale prosząc o litość.
- Wejdź we mnie. – Błagam, zamykając oczy i unosząc biodra, w zniecierpliwieniu oczekując na tę chwilę. Pawłowi nie trzeba tego drugi raz powtarzać i już po chwili dochodzą do mnie jego ciche jęki, gdy usilnie stara się rozerwać opakowanie i nałożyć gumkę.
Kiedy wreszcie opada z powrotem na mnie, podpierając się na łokciach, moja ekscytacja sięga zenitu, powoli dając upust swojej energii w chwili, gdy Paweł z rozmysłem wchodzi we mnie, wypełniając do samego końca.
O Boże, co za cudowne uczucie.
Z zamkniętymi oczami, oplatając jeszcze ciaśniej nogi, wokół jego pleców, oddaje się uczuciu wypełniającym całe, moje ciało. Utrzymując jednostajne tempo, Paweł, porusza się we mnie rytmicznie, raz przyspieszając i zwalniając, chcąc poczuć mnie, jak najgłębiej. Przyciągam go do siebie, szarpiąc za włosy i gryząc w dolną wargę. Jego drżące jęki, wydobywane za każdym razem, w chwili wchodzenia we mnie, głośno rozbrzmiewają w moich uszach, sprawiając, że chcę jeszcze więcej. Zaciskam mocno dłonie na umięśnionych plecach Pawła, wbijając paznokcie w skórę i rozkoszując się nieopisanym uczuciem, narastającym w dole mojego brzucha.
Niech to się nigdy nie skończy.
Zabiję, jeśli przestanie.
Ruchy Pawła stają się znacznie gwałtowniejsze, wbijając się we mnie mocno i pewnie. Porusza biodrami, zataczając nimi kręgi i patrząc lubieżnie prosto w moje oczy, niemal nie doprowadza mnie do granicy wytrzymałości. Wypinam się zuchwale w jego kierunku, napinając mięśnie i oczekując chwili największego spełnienia.
Już jestem blisko.
Paweł łączy nasze dłonie i unosząc moje ramiona powyżej głowy, całuje namiętnie.
- Jesteś taka piękna. – Szepcze cicho pomiędzy pocałunkami, wykonując tym razem wolniejsze, ale gwałtowniejsze ruchy bioder.
Oddycham coraz szybciej, a gdy słyszę, jak jęki Pawła stają się jeszcze głośniejsze, wiem, że on też jest już blisko.
W chwili, gdy zalewa mnie fala przyjemnych doznań, eksploduję, a całe moje ciało drży pod wpływem niesamowitej rozkoszy. Spadam, rozkoszując się boskim uczuciem, wypełniającym mnie od środka. Tuląc Pawła, czuję, jak mięśnie pod jego skórą napinają się i on też, krzycząc moje imię, dochodzi, dysząc głośno w moją szyję.
Leżąc na sobie i próbując złapać oddech, czekamy, aż emocje opadną, a nasze serca, przestaną niemiłosiernie tłuc się po żebrach.
Paweł unosi się na łokciach i opierając na jednej ręce, drugą przysuwa ku mojej twarzy, odgarniając z czoła splątane kosmyki. Głaszcząc mój policzek, patrzy mi prosto w oczy, a w jego spojrzeniu widzę tyle miłości, że moje serce ogarnia nieopisane ciepło.
- Kocham cię. – Mówi cicho, nie odrywając ode mnie wzroku.
Nie odpowiadam. Uśmiecham się tylko i przyciągam go do siebie, całując długo i powoli.
Niech ta chwila trwa wiecznie.





 I jak? Może być? :D
Będzie mi niezmiernie miło, gdy podzielisz się swoimi przemyśleniami i ocenisz efekt mojej pracy.


 Facebook Konto google Poczta mailowa Tumblr Instagram

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skomentuj. Podziel się swoimi przemyśleniami na temat mojego bloga i recenzji :)